Brzytwa lewicy

Skierowana przeciw Kościołowi strategia nowego lidera SLD Grzegorza Napieralskiego może być pomysłem na przetrwanie Sojuszu. Ale nie na powrót do politycznej pierwszej ligi.

17.06.2008

Czyta się kilka minut

Grzegorz Napieralski poszedł za ciosem. Przez tygodnie z pewnym niedowierzaniem można było obserwować, jak ten dotąd nijaki partyjny funkcjonariusz otwarcie rzucił rękawicę swemu szefowi, przewodniczącemu SLD Wojciechowi Olejniczakowi. Spragnione newsów polskie media zachłysnęły się tym niemal tak, jakby to był pojedynek Baracka Obamy i Hillary Clinton. Choć przecież spór o władzę w Sojuszu był raczej walką o fotel syndyka masy upadłościowej niż o przywództwo narodu. Do tego nie było to starcie dwóch osobowości, a jedynie szachy różnorakich koterii. Ponieważ jednak cała operacja nie tylko przyniosła zwycięstwo Napieralskiemu, ale i podniosła notowania Sojuszu, jego nowy lider ostro wystartował z serią pomysłów - począwszy od zdjęcia krzyża z sejmowej sali, przez wypowiedzenie konkordatu, aż po zakaz uczestniczenia w uroczystościach religijnych dla osób piastujących funkcje publiczne: od prezydenta kraju po wójta. Skąd ten kierunek się wziął i dokąd prowadzi?

Cudze ścieżki

Współczesna lewica powstała jako siła buntownicza. Łączyła obronę ekonomicznie słabych z walką z religią, traktowaną jako "opium dla ludu" i barierę na drodze postępu. Na tym udało się zbudować szeroką bazę wyborczą i przez dziesięciolecia dzierżyć władzę w rozwiniętych krajach. Jest faktem, że sprawowanie władzy stępiło radykalizm i kazało znaleźć jakiś modus vivendi z wielkim biznesem i klasą średnią. Tym niemniej prawdziwe problemy zaczęły się, gdy bariery ekonomicznego awansu dla zdolnej młodzieży przestały być szczególnie uciążliwe, a robotnicy wielkoprzemysłowi stracili choćby i ślady swej dominującej pozycji w życiu publicznym. Recepty Marksa skompromitowały się w praktyce, zaś religia straciła swą dominującą rolę w życiu publicznym i - co za tym idzie - powab jako przeciwnik. Nawet kontestująca młodzież zaczęła przejmować się bardziej ekologią niż światową rewolucją.

Wnuki niegdysiejszych buntowników, absolwenci elitarnych szkół o kompetencjach poszukiwanych przez biznes, stali się zalążkiem "kawiorowej lewicy". Odziedziczyli organizacje i wyborców, ale nie sprzeciw wobec niesprawiedliwości kapitalizmu. Zwrot w stronę centrum i otwarta akceptacja dla wolnego rynku miały usankcjonować tę sytuację i stworzyć "trzecią drogę". W efekcie oferta umiarkowanej lewicy zaczęła się różnić od oferty chadecji tylko afirmacją rewolucji obyczajowej i społeczeństwa "multikulti".

Tą ścieżką chcieli przejść w szybkim tempie postkomunistyczni liderzy - od głośnej obrony pokrzywdzonych po coraz bardziej otwartą współpracę z wielkim biznesem. Tyle tylko że przy okazji pogubili swoich wyborców.

W poszukiwaniu wykluczonych

Ekonomicznie wykluczeni nie stali się wiernym elektoratem lewicy. Liderzy SLD okazali się w roli obrońców mało wiarygodni. Przecież nigdy osobiście nie doświadczyli jakiegoś wykluczenia - są z reguły ludźmi majętnymi. Jaguar, którym Ryszard Kalisz przyjeżdżał do protestujących pielęgniarek, był tu najbardziej czytelnym symbolem.

Są jednak dwa rodzaje wykluczenia, jakich doświadczyli politycy dzisiejszego SLD. Pierwsze to ostracyzm z początku lat 90. Triumf solidarnościowej rewolucji czasowo postawił tych polityków na marginesie, co ich uwiarygodniło w oczach osób, które na przemianach straciły. Na tym opierał się ich sukces w roku 1993 i 2001, gdy wyborcy oddając na lewicę głosy, pogonili "solidaruchów", obarczanych odpowiedzialnością za całe zło transformacji. Zdobywszy władzę, perspektywę niezakłóconych rządów i opinię "żelaznego kanclerza", Leszek Miller postanowił natychmiast pójść "trzecią drogą". Gdy się jednak okazało się, że liderzy Sojuszu stali się głównymi beneficjentami przemian, i to niekoniecznie zgodnie z prawem, poparcie gwałtownie spadło. Lewica straciła zaufanie tęskniących za PRL. Pozostali przy niej ci, którzy tęsknili do przywilejów "dla partyjnych". Podział postkomunistyczny przestał być osią jednoznacznie organizującą polską scenę polityczną.

Drugim wykluczeniem jest pozostawanie zwolenników SLD i osób im sprzyjających poza większością ludzi wierzących. To doświadczenie tych, którzy nie posyłają dzieci do pierwszej komunii. W tej sprawie, na tle PiS, PSL i PO, lewica na pewno może się wyróżnić, a nawet dla wielu być wiarygodna, mimo iż sam Napieralski jeszcze niedawno w rozmowie z Robertem Mazurkiem w "Dzienniku" chwalił się tym, że ma ślub kościelny. Okazuje się więc, że gdy budowanie pozycji na postkomunistycznym wykluczeniu nic lewicy nie daje, pozostał jej tylko antyklerykalizm.

Tak czy inaczej: zmiana strategii była wyczekiwana przez działaczy Sojuszu. Po trzech wyborczych porażkach (w roku 2005, 2006 i 2007) oraz po nieudanej próbie skonsolidowania środowisk i wyborców centrolewicowych, jaką była koalicja Lewica i Demokraci, nie można było dalej iść drogą Tony’ego Blaira - Blair już nie rządzi, zaś gwiazda Zapatero zdawała się wskazywać nowy szlak.

Pożegnanie z marzeniami

Problem w tym, że jednoznaczny bunt przeciw Kościołowi, a szczególnie rewolucja obyczajowa, są w polskich warunkach trudne do pogodzenia z masowym poparciem przez ludzi w trudnej sytuacji ekonomicznej. Dzisiejszą politykę trzeba zdefiniować nie jako oś od lewicy (łączącej etatyzm z niechęcią do tradycji) do prawicy (łączącej afirmację wolnego rynku z poszanowaniem tradycji), ale jako całą płaszczyznę, gdzie oś interesów ekonomicznych i oś obyczajowa przecinają się pod kątem prostym.

Na politycznym rynku można przedstawić więcej niż dwa "pakiety". Zwolennicy państwa socjalnego nie muszą wcale być przeciwnikami tradycji. Wręcz przeciwnie - w polskich warunkach najczęściej takimi nie są. Ofertę łączącą te dwie opcje przedstawia PiS. Tymczasem pomysł Napieralskiego - łączenie w jeden "pakiet" ekonomicznej lewicowości i rewolucji obyczajowej - może zniechęcić tych, którzy wprawdzie marzą o pierwszej, ale brzydzą się drugą.

Podobny zresztą błąd przed ostatnimi wyborami stał się udziałem PiS. Połączenie w jeden pakiet "Polski solidarnej" z ojcem Rydzykiem zamknęło Jarosławowi Kaczyńskiemu drogę do serc mieszkańców Wałbrzycha czy Warmii: obszarów, które trudno uznać za symbol sukcesu ekonomicznego, a które zagłosowały na Platformę. Rzecz w tym, że PiS i SLD podtrzymują na niewiarygodnie wysokim poziomie notowania PO. Partia Tuska, atakowana przez lewicę za "prawicowość" i obyczajowy konserwatyzm, uwiarygodnia się w oczach tych, którzy się wahają pomiędzy PiS a PO. Z kolei atakowana przez Kaczyńskiego za "brak patriotyzmu" - zachowuje poparcie tych, którzy mogliby przenieść swą sympatię na kontrkulturową lewicę. A przecież część socjalnego elektoratu jest jeszcze zagospodarowana przez PSL.

Tym niemniej, radykalne, choć nierealne postulaty pozwalają nowemu liderowi SLD znaleźć się przez pięć minut w centrum uwagi. A może nawet dłużej, jeśli uda mu się sprowokować do soczystej riposty przedstawicieli Kościoła, a najlepiej również PiS i PO. Na razie jednak nowa strategia opłaca się tylko w grze na własnym podwórku: Demokraci.pl,

Unia Pracy i Socjaldemokracja Marka Borowskiego są dziś w sondażach poniżej błędu statystycznego.

Wszystko wskazuje więc na to, że chwytanie się przez Grzegorza Napieralskiego brzytwy antyklerykalizmu to przejaw rozpaczy tonącego. I nawet jeśli SLD przeżyje, to w przyszłości na więcej niż bycie kłopotliwym koalicjantem dużej centrowej partii nie będzie mogło liczyć.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Socjolog, publicysta, komentator polityczny, bloger („Zygzaki władzy”). Stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Pracuje na Wydziale Zarządzania i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Specjalizuje się w zakresie socjologii polityki,… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 25/2008