Brompton Oratory

Moje córki pierwszy raz w Londynie. Londinium.

29.07.2013

Czyta się kilka minut

Świeżo po lekturze ezoterycznej „Biografii miasta” Ackroyda zostałem sprowadzony na ziemię, a nawet przeczołgany na wstępie gorączkowym poszukiwaniem czerwonej budki telefonicznej. No cóż, London Calling (dziewczyny znają tę płytę na pamięć, z własnej nieprzymuszonej woli), a budka budką. Pałac Buckingham też należało zaliczyć – na szczęście tylko od frontu. Trzeba było oddać stereotypowi co stereotypowe. Na szczęście wypatrzyliśmy szczeliny w fasadzie pięknej pocztówki: bystrym oczom detektywistycznie nastawionych panienek nie uszedł fakt, że jeden z królewskich wartowników w czerwonym kubraczku i przeciwsłonecznie włochatych czapach to... kobieta. 

Z czasem, dzień po dniu robi nam się w Londynie coraz bardziej ackroydiańsko, czestertoniańsko, tieseliotniańsko nawet (nad rzeką), no, może nie martinamisiańsko – ale na to jeszcze czas.

W uszach mamy jeszcze wiole niesamowitego Williama Lawesa z obejrzanego uprzednio w telewizji (sic!) filmu dokumentalnego o muzyce w Anglii Stuartów – BBC trzyma poziom. Więc wiole wciąż w nas rozbrzmiewają, a my już po wydreptaniu Muzeum Historii Naturalnej, a nawet już trochę Victorii i Alberta (2/3 dziewczyn daje radę nie nudzić się nawet tam, co napawało mnie dumą).

A tu nieopodal przecie kardynał Newman. Idziemy przez Knightsbridge, ogólnoświatowy raj sprzedawców nieruchomości. Msza w pustawym Brompton Oratory. Jak zawsze uderzający w metropoliach Europy kontrast między zamożnością oraz ogólnym wellnesowym wellbeing wielce exkluzywnej dzielnicy, a ludźmi zgromadzonymi w kościele rzuca się w oczy i w nos. Nie jest to bynajmniej crème de la crème londyńskiej socjety. Głupstwo w oczach świata, kilkudziesięciu nieprzypadkowych ubogich w jednej ze stolic Babilonu. Lawes przechodzi w Nicka Cave’a, ale nie wiem, czy to dobrze.

Wychodzimy zanurzyć się w doczesności. Harrods, Harrods, do Harrodsa. Parada torebek pośród mnóstwa światowych subiektów. Subiekt – słowo niesłusznie zapomniane, a w Harrodsie dyskretnie się narzucające. Nienapisana historia subiekta, w polszczyźnie skrótowo odciśnięta: od „czym mogę służyć” do „w czym mogę pomóc”. Córki szybko mają dość, nie musiałem nawet wpuszczać dydaktycznego smrodku. Pojawił się dopiero wieczorem, kiedy w ramach możliwie bezbolesnego treningu językowego oglądaliśmy najnowszy „Top Gear”. Nie wiadomo, po co uczę córki prawidłowej wymowy megasupersamochodu Lamborghini (tłumaczone na polski jako: „absolutna-bezużyteczność-w-cenie-kilku-kamienic). Widzieliśmy dziś kilka takich w Londynie. Nie przed Brompton Oratory.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reżyser teatralny, dramaturg, felietonista „Tygodnika Powszechnego”. Dyrektor Narodowego Teatru Starego w Krakowie. Laureat kilkunastu nagród za twórczość teatralną.

Artykuł pochodzi z numeru TP 31/2013