Bożonarodzeniowa apokalipsa

Mamy wreszcie nie tylko znakomity serial, ale też jedno z najważniejszych wydarzeń kulturalnych 2018 r. w Polsce. Nasza telewizja od bardzo, bardzo dawna nawet nie śniła o takim poziomie.

12.11.2018

Czyta się kilka minut

Marta Malikowska i Kamil Nożyński w serialu „Ślepnąc od świateł” / MATERIAŁY PRASOWE
Marta Malikowska i Kamil Nożyński w serialu „Ślepnąc od świateł” / MATERIAŁY PRASOWE

Serial „Ślepnąc od świateł” to adaptacja powieści Jakuba Żulczyka, ale już od pierwszego odcinka bardziej niż literaturę w serialu widać kinofilię. Produkcja wyreżyserowana przez Krzysztofa Skoniecznego jest dziełem kogoś, kto kocha kino. I nie boi się czerpać z jego skarbca.

„Prawdziwy artysta zawsze kradnie od innych, nie składa im hołdów” – powiedział kiedyś największy złodziej współczesnego kina, Quentin Tarantino. Skonieczny z uroczą bezczelnością, bez lęków i kompleksów, realizuje w swoim serialu tę zasadę. Dosłownie cytuje scenę ze strzykawką i narkotykowym zgonem z „Pulp Fiction” i motywy z „Opętania” Żuławskiego. Duch kina tego ostatniego twórcy – z jego energetycznym nadmiarem, wizyjną gorączką, zamiłowaniem do dość poślednich motywów – przenika serial, nadając mu wyjątkowy w historii polskiej telewizji klimat.

Tydzień z życia dilera

Twórcy wszystkimi tymi odniesieniami żonglują z wirtuozerią. „Ślepnąc od świateł” nie jest jednak tylko kolażem cytatów i parafraz. Kalejdoskop filmowych zapożyczeń układa się w przekonującą opowieść o współczesnej Warszawie oraz rzuconym w jej piekło bohaterze. Medium, przez jakie twórcy opowiadają tę historię, jest konwencja kina gangsterskiego. Tak jak w produkcjach z pierwszej dekady transformacji, przestępcze podziemie staje się zwierciadłem, w którym przegląda się Polska drugiej dekady XXI w.

Naszym przewodnikiem po stołecznym półświatku jest Kuba. Gangster bardzo szczególny. Nie wygląda jak wykarmiony anabolikami kark plujący słonecznikiem pod blokiem, ale jak elegancki przedstawiciel wielkomiejskiej klasy średniej. Mówi poprawną, literacką polszczyzną. Wysławia i zachowuje się jak inteligent, nie „człowiek z miasta”. Pasuje raczej do modnego klubu, przeszklonego biura w odnoszącej sukcesy korporacji branży kreatywnej niż do aresztu śledczego czy kibolskiej ustawki. Widać to szczególnie na tle otaczających Kubę gangsterów – psychopatycznego, bezmyślnie brutalnego Stryja i plebejskiego jak elektorat Andrzeja Leppera bossa Jacka (uwaga przed dalszą lekturą: będą spoilery!).

Kuba ze swoim sposobem bycia budzi zaufanie ludzi, którzy na widok Stryja uciekaliby w popłochu. Sprzedaje kokainę, obsługując sektor premium. Wśród jego klientów są poseł rządzącej partii („proszę pozdrowić prezesa” – mówi mu Kuba po sfinalizowaniu transakcji), telewizyjny celebryta, żona bogacza, dzieci zamożnych rodziców, klientela najlepszych stołecznych klubów.

Na obsłudze elit Kuba świetnie zarabia i cieszy się specjalnymi względami Jacka. Wierzy, że jego wyniki sprzedaży, inteligencki sznyt, spryt, opanowanie i samokontrola (Kuba nie pije i nie bierze rozprowadzanego przez siebie towaru) dają mu specjalną ochronę przed właściwymi dla jego zawodu niebezpieczeństwami. Zarówno tymi pochodzącymi ze strony państwa i wymiaru sprawiedliwości, jak i samego przestępczego półświatka. Ten w „Ślepnąc od świateł” przedstawiany jest bez romantycznej otoczki. Przestępcy nie kierują się lojalnością i honorem, są skrajnie egoistyczni, irracjonalnie brutalni – dawni przyjaciele w każdej chwili mogą skoczyć sobie do gardeł.

Serial przedstawia tydzień z życia dilera: w jego trakcie walą się wszystkie mury, za pomocą których – jak wierzył – odgrodził się od obscenicznego zła, chaosu i brutalności świata, w jakim funkcjonuje. Zło, z którym Kuba, jak się łudził, negocjował jak równy z równym, przychodzi po swoje. Okazuje się, że w cyrografie od początku były zapisane drobnym druczkiem skrajnie niekorzystne, niezostawiające pola manewru formuły.

Opowieść wigilijna

Tydzień, w którym Kubie wali się życie, kończy się Wigilią i Bożym Narodzeniem. Skonieczny wywraca na drugą stronę oswojone w polskim kinie i telewizji konwencje filmu bożonarodzeniowego. „Ślepnąc od świateł” wchodzi na ekrany, gdy w polskich kinach królują zwiastuny bożonarodzeniowych komedii romantycznych. Grudzień, choć zimowy i ciemny, jest w nich jednocześnie ciepły i przytulny. Zbliżające się święta i zimowe przesilenie to okres, gdy bohaterowie takich dzieł jak „Planeta Singli” czy „Listy do M.” odkrywają znaczenie miłości i rodzinnych więzi. We współczesnej popkulturze także zsekularyzowane święta przynoszą przekształcenie świata przez miłość – nawet jeśli tylko do sylwestra.

Nic takiego nie dzieje się w produkcji Skoniecznego i Żulczyka. Tydzień oczekiwania na jedno z centralnych chrześcijańskich świąt przynosi wyłącznie chaos i rozpad. W miejsce Zbawiciela do Warszawy przychodzi Zło. Zamiast obietnicy zbawienia, narasta groźba apokalipsy. Pierwszy odcinek kończy się sceną przepięknie sfilmowanej mszy roratnej. W oświetlanym światłem lampionów, modernistycznym kościelnym wnętrzu Kuba modli się o to, by jakaś siła wyższa zesłała potop, który zatopi zdeprawowaną Warszawę, o oczyszczającą świat apokalipsę.

I faktycznie miasto, które będzie przemierzał w ciągu następnych dni tygodnia, wymaga bardzo radykalnego oczyszczenia. Skoniecznemu jak nikomu innemu przed nim udało się na ekranie pokazać Warszawę dantejską, infernalną. Każdy jest w niej na swój sposób złamany, skorumpowany, przetrącony. Narkotyki, hazard, pieniądze, seks, chciwość, głupota – każdy ma swój uruchamiający spiralę upadku przycisk. Niezależnie, po której stronie prawa stoi. Policjanci są równie brutalni i chamscy co najtwardsza grypsera. I równie nieuczciwi – Kubę chroni złamany przez hazard i alkohol skorumpowany gliniarz.

Rozprowadzana przez Kubę kokaina tworzy podziemny, mroczny krwiobieg miasta. Rzeka kokainy i towarzyszących jej brudnych pieniędzy łączy przestępcze podziemie z finansowymi, medialnymi i politycznymi elitami. Obskurne podwórka dawno nieremontowanych, proletariackich kamienic i penthouse’y w apartamentowcach. Brudne interesy ubijane na zapleczach najpodlejszych garkuchni i najbardziej wytworne salony.

Skonieczny i Żulczyk żywią się miejskimi legendami, plotkami, nagłówkami tabloidów. W fabularnych motywach z serialu bez problemu odnajdujemy prasowe doniesienia o „dilerze gwiazd”, historię pewnej modnej klubowo-artystycznej przestrzeni w warszawskim Śródmieściu i inne medialne rewelacje. Twórcza alchemia zmienia te śmieciowe źródła w epicką narrację o współczesnej stolicy.

Opłacalne ryzyka

Ta narracja łatwo mogła zapaść się pod swoim ciężarem, gdyby nie panowanie przez Skoniecznego nad serialową formą. Nie było w Polsce tak dopracowanego na każdym poziomie serialu, gdzie każdy szczegół sprawia wrażenie głęboko przemyślanej decyzji artystycznej. W spójną całość składa się wszystko, od zdjęć Michała Englerta po wybór wykorzystanych w serialu piosenek – tyleż budujących atmosferę, co celnie, często cudownie ironicznie komentujących akcję.

Skonieczny nie boi się przy tym artystycznego ryzyka. Co czasami daje wręcz genialne efekty. Zwłaszcza w dwóch przedostatnich odcinkach – wątki zaczynają się domykać, ale zamiast przyspieszenia akcji i rozwiązania otrzymujemy serię niespotykanych w polskiej telewizji narracyjnych eksperymentów. Narracja zwalnia, myli widza, wkracza w coraz bardziej oniryczno-wizyjne stany, świat przedstawiony gęstnieje w halucynacyjny koszmar. W najmniej spodziewanym momencie w narrację filmu zostaje włożona „musicalowa”, „teledyskowa” sekwencja, w której postaci z serialu recytują fragmenty piosenki Myslovitz. Nawet jeśli można mieć wątpliwości, czy to nie za dużo, trudno nie podziwiać bezczelnej, artystycznej odwagi.

Największym ryzykiem było obsadzenie w roli Kuby Kamila Nożyńskiego – rapera bez żadnego aktorskiego doświadczenia. Ta decyzja spotyka się z największą krytyką. Z całym przekonaniem będę jej jednak bronił. Tak, to prawda, Nożyński bywa drewniany w niektórych scenach. Czasem nie radzi sobie z podawaniem dialogów i przekazywaniem emocji. Jednak pomysł, by główny bohater funkcjonował na planie raczej jako model niż aktor sprawdza się doskonale. Brak ekspresji i nieruchoma twarz Nożyńskiego idealnie pasują do maski, jaką Kuba buduje, by oddzielić się od szaleństwa i przemocy świata, w którym na co dzień żyje i zarabia pieniądze. Takie ustawienie roli sprawia, że Kuba do końca pozostaje enigmą. Białym płótnem, na które każdy widz może projektować swoje marzenia, lęki i oczekiwania. Zagadką, której nie odczytujemy do ostatniej sceny.

Z tak poprowadzoną rolą Kuby kontrastuje to, jak grają pozostali aktorzy. „Ślepnąc od świateł” to festiwal aktorskich popisów. Trudno zdecydować, kto bardziej zasługuje na pochwałę. Świetny jest obecny na ekranie tylko kilka minut Jacek Beler, jako złamany przez długi i nałóg gangster Sikor. Nie ustępuje mu Janusz Chabior jako sadystyczny, iracjonalnie socjopatyczny Stryj. Eryk Lubos jako skorumpowany glina, gdzieś w obskurnym kasynie przegrywający na automacie kolejne setki złotych, przepijając ciepłą wódką, robi najlepszą robotę na ekranie od lat. Cezary Pazura jako kupujący od Kuby kilogramy kokainy telewizyjny celebryta Mariusz Fajkowski przypomina, że potrafi być znakomitym aktorem. W roli przaśnego mafijnego bossa Jacka, swojskiego jak żurek, czy wiejskie wesele, swoją klasę potwierdza Robert Więckiewicz.

Nad tymi wszystkimi kreacjami dominuje jednak rola Jana Frycza w roli mefistofelicznego gangstera Daria. To wyjście Dario z więzienia uruchamia koszmar i przynosi Warszawie chaos, odkrywa drzemiące w niej konflikty, pokłady irracjonalnej agresji i przemocy. Dario jest postacią trochę spoza tego świata, siłą czystego chaosu, jak odtwarzany przez Heatha Ledgera Joker w „Mrocznym rycerzu”. Frycz wznosi się w „Ślepnąc od świateł” na wyżyny poetyckiego szaleństwa. Poza Mariuszem Treliński żaden inny reżyser nie potrafił tak uruchomić tego aktora, jak udało się to tutaj Skoniecznemu.

Nasz własny koszmar

Jak łatwo zauważyć, w tej wyliczance padają tylko męskie nazwiska. Bo faktycznie na ich tle kobiece role wypadają słabo. Postaci kobiece to niestety największy problem produkcji Skoniecznego i Żulczyka.

Była dziewczyna Kuby, modelka Paulina, wygląda jak przeniesiona z kina Pasikowskiego z początku lat 90. Główny romantyczny wątek serialu tkwi w leniwych stereotypach („zła kobieta”), które dziś jawić się mogą jako cokolwiek mizoginiczne. W przestępczym środowisku, gdzie funkcjonuje Kuba, mizoginia i uprzedmiatawiający seksizm to jedyne języki, przy pomocy których mówi się i myśli o kobietach. Zostają w nim sprowadzone wyłącznie do roli obiektów seksualnych. Z tych schematów wyłamują się jednak interesujące postaci kobiece drugiego planu, a zwłaszcza wątek relacji Kuby z jego najbliższą przyjaciółką – Paziną. Szkoda, że twórcy nie poświęcili mu więcej uwagi.

Mimo tych i innych wad – kilka zwrotów akcji można by lepiej umotywować, w kilku scenach lepiej napisać dialogi itp. – „Ślepnąc od świateł” to znakomity serial. W historii Kuby bez problemu odnajdzie się polski widz z klasy średniej, którego względnie bezpieczne, poukładane i dostatnie życie, nawet bez żadnych kontaktów z półświatkiem, też w każdej chwili może wywrócić do góry nogami kilka nieszczęśliwych wypadków. Choroba, utrata pracy czy kryzys ekonomiczny zdolne są uczynić takiej peryferyjnej metropolii jak Warszawa jeszcze więcej szkód niż gangster Dario w swoim najbardziej szalonym nastroju. Koszmar Kuby śnimy wszyscy.

Przez długi czas nasza krytyka chwaliła polskie seriale celujące w jakościową telewizję – wszystkie te „Pakty” i „Watahy” – bardziej na zachętę niż ze względu na ich realną jakość. Radykalną zmianę perspektywy przyjął „Rojst” – tu w końcu nie trzeba było zaczynać od rytualnej formuły, że „jak na polski serial, nie jest źle”. Skonieczny i Żulczyk zawieszoną przez „Rojst” poprzeczkę przeskoczyli bez problemu, z dużą gracją i wielkim zapasem. To jest poziom światowej czołówki. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 47/2018