Bogactwo światów

Najlepsze dokumenty tegorocznego festiwalu to te, które dyskretnie zaznaczają obecność autora: przez jego fizyczną obecność na ekranie ("Kredens Jacoba Dammasa), finezyjną ironię pisanego komentarza ("Japtik-Hasse Edgara Bartieniewa) czy ostentacyjną ascezę formy ("Piktogram Lidy i Mišy Suchých).

13.06.2007

Czyta się kilka minut

"Kredens" - film, któremu odmówiono Lajkonika, a przyznano nagrodę Macieja Szumowskiego i studenckie wyróżnienie - to moim zdaniem najbardziej spełniony dokument 47. Krakowskiego Festiwalu Filmowego. Młodemu Duńczykowi polskiego pochodzenia udała się trudna sztuka: zrobił uczciwy film o własnym dojrzewaniu, rysując w tle przenikliwy portret rzeczywistości społecznej. Jacob przyjeżdża do Polski w poszukiwaniu kredensu, o którym opowiadała mu mama. Jako Żydówka opuściła kraj w 1968 r., ale pamięć o kredensie pozostała. Bohater/reżyser puka do kolejnych drzwi wrocławskiej kamienicy i odkrywa polski ewenement: połączenie ksenofobii z gościnnością. Osiągnięcie polega na zrobieniu filmu o polskim antysemityzmie, który unika frazesów o polskim antysemityzmie. Dammas pozostaje otwarty nawet na tych bohaterów, którzy są na niego de facto zamknięci. "Przystojny z pana chłopak, w ogóle na Żyda pan nie wygląda!" - tego stopu komplementu z obelgą Jacob wysłuchuje z uśmiechem, a końcowej deklaracji matki: "nie szukaj tego kredensu, on teraz przynależy już do kogo innego" - z godną podziwu pokorą. To, że Lajkonik pocwałował do błyskotliwego ćwiczenia warsztatowego "52 procent", filmu o niedoszłej baletnicy, zaskoczyło nie tylko niżej podpisanego.

"Japtik-Hasse" i "Piktogram" nie tylko były najbardziej zdumiewającymi wizualnie filmami wszystkich konkursów (tylko "Istnienie" Koszałki dotrzymywało im kroku), ale na dodatek przywoływały znakomite tradycje Roberta Flaherty'ego i Dusana Hanáka. Półgodzinny poemat o życiu nomadów z Półwyspu Jamalskiego rezygnował z dialogu na rzecz siły obrazu i bystrej obserwacji: są tu i zamaszyste panoramy galopującego stada jeleni, i błyskotliwie wychwycone detale. Jest też precyzyjny i obywający się bez nużącego wykładu portret specyficznej kultury w całym jej bogactwie i osobności. Flaherty, ojciec dokumentu antropologicznego i malarz ekranu zarazem, byłby zachwycony. Natomiast słowacki mistrz Hanák znalazłby okruchy własnych "Obrazów starego świata" w pięknym "Piktogramie". Tematem jest znowu lokalna (ukraińska) kultura ze swymi zwyczajami, śmiesznostkami i pięknem, ale forma radykalnie się zmienia: wszelki ruch ulega zamrożeniu, pozostają tylko pojedyncze (ale nie martwe!) czarno-białe kadry, montowane w mistrzowsko zmiennym rytmie i ilustrowane pomysłowo użytym dźwiękiem. Ani dla "Japtik-Hasse", ani dla "Piktogramu" nie znalazło się miejsce wśród laureatów Smoków: pozostanie zagadką, dlaczego jury postawiło wyżej białoruski film "Jak to oni" - dzielący z wyżej wymienionymi temat (znowu mała społeczność), ale sytuujący się o kilka klas niżej pod względem rzemiosła i filmowego piękna.

Mojego prywatnego Smoka za odwagę dostaje Andrzej Żuławski, on to bowiem (jak mniemam) przeforsował główną nagrodę w konkursie międzynarodowym dla brytyjskiego "Taty" Daniela Mulloya. Po projekcji (siedmiominutowej!) na sali zaległa konsternacja, ale część widzów przeczuwała, że ma przed sobą film najwyższej rangi.

"Tato" zaczyna się od erotycznego zbliżenia dwójki starszych ludzi. W pokoju obok syn słyszy miłosne jęki matki, klnie pod nosem i zaczyna oglądać porno z dwiema całującymi się dziewczynami. Sięga do rozporka... W świetle tego wstępu zarówno Smok, jak i mój zachwyt muszą się wydać podejrzane - niemniej "Tato" osiąga artystyczną perfekcję w podjęciu arcytrudnego tematu: gniewu młodego mężczyzny na prokreacyjną funkcję stosunku płciowego. Film kulminuje histerycznym atakiem na ojca, kończy zaś wtuleniem w jego nagie ciało - wszystko to do V Symfonii Mahlera (kłania się "Śmierć w Wenecji"). Pojednanie ma porażającą siłę, bo oto więź rodzicielska (mająca źródło w znienawidzonej prokreacji właśnie) zostaje rozpoznana jako ocalająca: i dla syna (wchodzącego w życie), i dla ojca (zdążającego ku śmierci). Wybitny film.

Fabuły polskie wypadły blado na tle światowych - jury zaznaczyło to, nie przyznając regulaminowej nagrody. Podstawowym problemem naszych fabuł (nie tylko krótkich) jest zamknięcie na bohatera; wykluczenie go jako źródła niespodzianek. Każdy z trzech bohaterów "Taty" zaskakuje nas z minuty na minutę, tak jak postaci z czterech innych znakomitych filmów: francuskich "Magic Paris" i "Mojej ostatniej roli", brytyjskiego "Prawdziwego oblicza" i rumuńskiej "Lampki z kapturkiem" (Srebrny Smok). Bohaterów tych obrazów poznajemy coraz lepiej, bo są dynamiczni w swych przemianach. Odwrotnie do polskich odpowiedników z - na przykład - "Miasta ucieczki" Wojciecha Kasperskiego: wypełniających posłusznie stereotyp, który szczególnie zajmuje danego reżysera (w "Mieście..." jest to "bezsensowna przemoc", gdzie indziej "bezduszność opieki społecznej" etc.). Zagraniczne fabuły pokazały, że w polskich najbardziej brakuje nie warsztatu, ale powietrza i wyobraźni.

---ramka 517564|strona|1---

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 24/2007