Bitwa o parlament

Do sali, w której miano ogłosić powstanie polskiego lobby w Parlamencie Europejskim w Strasburgu, nasi deputowani przychodzili nieco się ociągając, ale z ciekawością w oczach. Adam Bielan i Michał Kamiński (PiS) ogłosili powszechną mobilizację polskiej reprezentacji, aby nieformalnie, przynajmniej raz w miesiącu, deputowani mogli wymienić się informacjami ponad politycznymi podziałami. Broń Boże nie chodziłoby o uzgadnianie jakiejś wspólnej taktyki.

01.08.2004

Czyta się kilka minut

- Jest to niedozwolone w PE, a w przypadku polskiej grupy - wręcz niemożliwe - zapewniał Kamiński. Chodzi tylko o to, by 54 Polek i Polaków-deputowanych wiedziało, co w polskiej, parlamentarnej trawie piszczy. To przecież nie grzech.

Grzech może nie, ale zamierzenie, przy którym pobłądzić łatwo.

- Francuzi nie biegają po korytarzach, powtarzając, że bronią francuskich interesów, a jednak to skutecznie robią - komentował inicjatywę polskich posłów szef grupy europejskich socjalistów, Martin Schulz. - Własnych interesów najlepiej bronić we własnych frakcjach. To w nich trzeba zdobywać pozycję, przekonywać do swojego stanowiska innych posłów, próbując uczynić z niego opcję całej frakcji. Konspirowanie na boku niczego nie przyniesie. Oczywiście, rozmawianie ze sobą czy spotykanie się z własnymi ministrami nie jest zakazane, ale ich formuła musi być niezobowiązująca. Poza tym, budowanie narodowego frontu wyłączy polskich posłów z parlamentarnego rytmu życia. Skaże ich na polityczną banicję.

Dzwonek alarmowy zapalił się też u Jacka Saryusza-Wolskiego (PO), który nie ma nic przeciw wymianie informacji, ostrzega jednak przed formowaniem “narodowej jedności". - Mieliśmy już w naszej historii Klub Polski w Reichstagu, Dumie rosyjskiej i wiedeńskim parlamencie - mówił podczas spotkania. Patrzenie sobie w oczy i wysłuchiwanie tajemnic nie może mieć posmaku politycznej zmowy, bo z czymś takim on nie chce mieć nic wspólnego. Nie zgodził się też z argumentem, że trzeba wspierać w wewnętrznych wyborach do parlamentarnych gremiów polskich kandydatów. Wszyscy, którzy kandydują, zostaną też wybrani, bo miejsca w komisjach, po prostu, przypadają im z rozdzielnika. Saryusz-Wolski, i nie on jeden, chętnie będzie się spotykać z polskimi posłami, by wypić kawę, ale dania głównego raczej z nimi nie zje.

Europa miała pokazać nową twarz

Michał Kamiński nie ukrywał rozczarowania. Impulsem do zwołania pierwszego tego rodzaju spotkania polskich deputowanych było kandydowanie Bronisława Geremka (UW) na stanowisko przewodniczącego izby i uzyskanie dla niego poparcia większości polskich posłów. Grupa Kamińskiego jako pierwsza zgłosiła gotowość oddania na Polaka głosów. Sam Kamiński do końca nie siedział spokojnie na miejscu, tylko w parlamentarnych kulisach przekonywał innych.

- To oczywiste, że trzeba głosować za Polakiem, z frakcyjną dyscypliną nie ma to nic wspólnego, ten moment jest przełomowy - przekonywał Kamiński. - Zrobiłbym to samo - zapewniał Bronisław Geremek. - Takiej szansy w PE Polacy nie będą mieć prędko.

Graham Watson, przywódca parlamentarnego przymierza liberałów i demokratów, które wystawiło kandydaturę Polaka, twierdził wręcz, że to jedyna okazja, by Europa pokazała nową twarz. Geremek, jako symbol walki o demokrację i jej zwycięstwa, pomógłby przełamać europejską apatię. Jego kandydatura też była lekcją demokracji. Forsując Geremka Watson nie ukrywał, że chodzi mu o przełamanie technicznych porozumień, jakie według niego paraliżują parlament. Dwie przeciwne sobie ideologicznie grupy ogłaszają techniczną większość, by podzielić się stanowiskiem, krytykował Watson. W żadnym narodowym parlamencie nie byłoby to możliwe. - Nasz kandydat, mimo że przegrał, skupił na sobie wsparcie polityczne a nie techniczne, zdobył prawdziwe glosy, a nie arytmetyczne - komentował Watson. Geremek otrzymał 208 głosów. Jego konkurent, kataloński socjalista José Borrell - 388.

Watson był jednym z pierwszych, którzy opuścili salę parlamentu po ogłoszeniu wyników głosowania. Nie ukrywał rozczarowania i złości: - To najlepszy kandydat w Europie. Wstyd, że nie został wybrany. Elmar Brok z CDU, członek grupy chadeków, nie podzielał emocji Watsona: - Praca parlamentu musi opierać się na solidnej większości, którą trzeba umieć znaleźć. Przewodniczący izby musi mieć poparcie, bo to da mu silną pozycję. Gdyby liberałowie umieli taką większość stworzyć, też byłaby to większość techniczna i też byśmy ją zaakceptowali. Szanse Geremka jako członka naszej frakcji byłyby zupełnie inne.

- Wynik głosowania nie oznacza dezaprobaty dla Bronisława Geremka - przywódca chadeków, Hans-Gert Pöttering, też miał rozdarte serce. - Odzwierciedla jedynie układ sił w parlamencie. Porozumienia między frakcjami nie są ciałem obcym, to próba znalezienia solidnej większości, bez której parlament nie może funkcjonować. Cenię i szanuję profesora i on o tym wie. Ale jest z frakcji liberałów, których Pat Cox sprawował przez ostatnie dwa i pół roku prezydencję parlamentu. Powtórzenie tego układu byłoby niemożliwe.

Daniel Cohn-Bendit, guru generacji ‘68, takich wyjaśnień nie przyjmuje do wiadomości. W barwnych i pełnych emocji przemówieniach, jakie wygłaszał w ostatnich tygodniach, wzywał, by PE zerwał z dotychczasową praktyką. Jego Zieloni nie mieli wątpliwości, natychmiast poparli Geremka. - Nie byłoby takiej UE i takiego składu parlamentu, gdyby nie ludzie pokroju Geremka. Gdyby nie on sam. To nie tylko sprawa symbolu, ale i solidarności w Europie, spłacenia historycznego długu - grzmiał Cohn-Bendit.

Wygrana w wielkim stylu

Obawa o konsekwencje złamania dyscypliny frakcyjnej (tak socjaliści, jak chadecy zapowiadali, że ją wprowadzą) sparaliżowała niektórych polskich posłów. Spodziewali się jakiegoś odwetu. Frakcje rozdzielają bowiem stanowiska w komisjach parlamentarnych, więc poparcie dla Geremka mogło się równać wycofaniu głosów dla polskich kandydatów. A że szanse profesora oceniali nisko, więc oddane na niego głosy traktowali jako stracone. Przy okazji jednak mogli też stracić stanowiska. To dlatego Platforma Obywatelska zdecydowała się poprzeć profesora dopiero na dzień przed głosowaniem, gdy uzyskała gwarancję, że głosy jej posłów za Polakiem nie będą miały wpływu na udział PO w obsadzie komisji. - To była trudna sytuacja - mówił Jerzy Buzek. - Także w narodowym parlamencie nie godzimy się z głosowaniem przez posłów inaczej niż chce tego ich klub, ponieważ prowadzi to do chaosu, także politycznego...

Ten moment był i jest wyjątkowy, dlatego ostatecznie PO zachowała się tak właśnie. A przy tym, już dwa dni później okazało się, że wszystkie przewidziane dla jej deputowanych stanowiska w komisjach PE też dostała.

Nie było problemów z obsadzeniem stanowisk wiceprzewodniczących europarlamentu. Na czternastu dwóch jest Polakami: Janusz Onyszkiewicz (UW) i Jacek Saryusz-Wolski. Ich wybór nie był zagrożony, bo stanowiska te uzgodniono wcześniej i podczas głosowania deputowani respektowali przedstawione kandydatury. Onyszkiewicz otrzymał wprawdzie mniej głosów niż Saryusz-Wolski, ale tylko dlatego, że jest postacią w PE mniej znaną niż były minister ds. europejskich. Nie ma to jednak większego znaczenia. Rola wiceprzewodniczących parlamentu jest ściśle protokolarna, wymaga sporej cierpliwości i rozeznania w regulaminowych zapisach dotyczących sesji izby. Niewykluczone, że polscy wiceprzewodniczący PE już zaczęli pilnie studiować regulaminy. Może się bowiem zdarzyć, że niebawem będą współkierować obradami.

Podobnie jest z polską obecnością w komisjach, wynikającą z liczby naszych posłów (54) oraz ich umiejscowienia w parlamentarnych grupach politycznych. Sześciu Polaków znalazło się w prezydiach tych grup. Janusz Lewandowski (PO), został szefem Komisji ds. Budżetu, a Marcin Libicki (PiS) - Komisji ds. Petycji; czterech jest wiceprzewodniczącymi: Sylwester Chruszcz (transport i turystyka; LPR), Jan Olbrycht (rozwój regionalny; PO), Andrzej Szejna (prawo; SLD-UP), Janusz Wojciechowski (rolnictwo; PSL). PE będzie miał 20 stałych komisji. Najliczniej Polacy zasili wpływową komisję spraw zagranicznych: Ryszard Czarnecki (Samoobrona), Anna Fotyga (PiS), Maciej Giertych (LPR), Bogdan Klich (PO), Mirosław Piotrowski (LPR), Paweł Piskorski (PO), Marek Siwiec (SLD-UP) i Konrad Szymański (PiS). Jednym z kwestorów PE została Genowefa Grabowska (SDPl).

O nominacji Janusza Lewandowskiego mówiło się w Brukseli od dawna. Poseł PO jest w unijnych środowiskach dobrze znany, a jako obserwator w PE zdobył spore grono przyjaciół. Grupa, do której należy - Europejska Partia Ludowa, skupiająca chrześcijańskich demokratów - tradycyjnie zabiegała o przewodnictwo wpływowej Komisji ds. Budżetu i od razu wskazywała na Lewandowskiego, jako jej przyszłego przewodniczącego. Jego sukces ma więc także osobistym charakter, bo odniósł go bardziej w ramach własnej frakcji niż na forum izby. No, ale tak właśnie uprawia się politykę w PE i pozycja Lewandowskiego świadczyć może tylko o jednym: że świetnie zrozumiał funkcjonowanie europarlamentu i potrafił przekonać do siebie najbardziej wpływowych polityków frakcji. Tak więc swoją bitwę o parlament Lewandowski wygrał i to w wielkim stylu.

Przegrał, ale poruszył sumienia

Z tarczą, i to wielką, wrócił też ze Strasburga, nominowany przez szefów unijnych rządów na stanowisko przewodniczącego Komisji Europejskiej, Portugalczyk José Manuel Durao Barroso. Bez zatwierdzenia tej nominacji przez PE, Barroso byłby bezrobotny. Ustąpił bowiem ze stanowiska premiera Portugalii i szefa partii bez pewności, czy sojusz socjalistów z chadekami utrzyma się. Techniczne porozumienie obejmowało też i jego wybór. Barroso spędził w Brukseli tydzień na rozmowach z frakcjami politycznymi i niekoniecznie wszystkich do siebie przekonał. Toteż w Strasburgu, podczas osobistej prezentacji, portugalski polityk popisał się wręcz zdumiewającą elastycznością i otwartością na różne poglądy.

Poprzednik Barroso, Włoch Romano Prodi, choć jest politykiem “do rany przyłóż", często doprowadzał rozmówców do rozpaczy i powodował rozliczne polityczne konfuzje. Zdarzało mu się bowiem wypowiadać niezrozumiale, mruczeć pod nosem lub wygłaszać niespójne zdania. Barroso potrafi odpowiedzieć na każde pytanie, nie boi się żadnego tematu, wizji ma akurat tyle, by nie tracić z oczu skuteczności, i kładzie nacisk na swoją niezależność. A że pochodzi z małego kraju, będzie w stanie argument ten wykorzystać.

- To oportunista i kameleon - narzekał jednak Cohn-Bendit. - Nie można go złapać za rękę, wszystkim obiecuje wszystko, chce zadowolić każdego. Wytykał Portugalczykowi doświadczony nonkonformizmem francusko-niemiecki rewolucjonista talent do zdobywania poparcia. Na innych Barroso zrobił dobre wrażenie i chociaż socjaliści w ostatniej chwili taktycznie odmówili poparcia, wyborowi to nie zagroziło. Oddał jednak nie niego głos ich szef, Martin Schulz, podobnie jak 80 innych socjalistów. Polacy też nie mieli wątpliwości - głosowali za Portugalczykiem.

***

- Będę zwykłym posłem, nie ukrywającym doświadczenia w budowaniu wspólnej Europy i marzeń o Europie solidarnej - podsumował pierwszą sesję Bronisław Geremek. Bodaj jako jedyny wyszedł z bitwy o parlament jako przegrany, przynajmniej formalnie. Poruszył jednak wiele sumień i pokazał, że za kulisami, gdzie zapadają decyzje, warto proponować alternatywy, zmuszać do refleksji. - Za tydzień nikt nie będzie pamiętał, ile kto dostał głosów - mówi pakując rzeczy Elmar Brok. - Po tym głosowaniu zostanie pamięć o Polaku, który wszystkim przypomniał o tym, co się wydarzyło w Europie.

Bronisław Geremek musiał więc kandydować. Być może w jego politycznym życiorysie było to najważniejsze zadanie, jakie miał do spełnienia w Europie.

MAREK ORZECHOWSKI jest korespondentem TVP w Brukseli.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 31/2004