Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Pamiętam szok, jaki przeżyłem oglądając go pierwszy raz w telewizji. Był pewnie rok 1993, wtedy wybrano go na sekretarza Episkopatu. Stał przed kamerą i po prostu odpowiadał na pytania – bez silenia się na anielską słodycz, bez pasterskiej wzniosłości. Wtedy w taki sposób nie zachowywał się żaden inny polski biskup. Nie pamiętam, o czym był wywiad, ale pamiętam, że słuchając go, czułem ogromną ulgę: „A więc na szczęście są biskupi, którzy potrafią zachowywać się właśnie tak – normalnie”.
83-letni Tadeusz Pieronek obchodzi 26 października jubileusz 60-lecia kapłaństwa. Choć od dawna jest na emeryturze, pozostaje nadal jedną z najciekawszych postaci polskiego Episkopatu. Powodów jest kilka, ale jednym z najważniejszych jest na pewno jego „wyrazistość” – cecha, o której uczą dziś studentów na kierunkach medioznawczych. Pieronek był wyrazisty zawsze, jeszcze zanim to słowo weszło do obiegu. Przy całej swojej normalności, zwykłym, rzeczowym i jasnym sposobie wyrażania się, ma też niezwykły talent to sformułowań, które robią karierę w mediach. Powtarzają je potem natychmiast wszystkie najważniejsze redakcje, a potem rusza lawina reakcji i komentarzy do tego, co Pieronek „znowu powiedział”.
Bez owijania w bawełnę
A mówi zwykle coś, co z jednej strony opisuje jakąś sytuację w lapidarny sposób, a z drugiej – często kogoś dotyka, czasem wręcz osobiście. Wszystko jedno, czy krytykuje Rydzyka, feministki czy Episkopat, zwykle wywołuje burzę.
Od Pieronka nikt nie oczekuje okolicznościowych wypowiedzi z okazji świąt, rocznic, jubileuszów – choć na pewno i tu miałby wiele do powiedzenia. Do Pieronka – emeryta, pędzącego spokojny żywot w mieszkaniu na Wawelu – jeździ się albo dzwoni, kiedy trzeba skomentować wybory albo kontrowersyjny projekt ustawy. Wiadomo, że nie będzie ani migania się od odpowiedzi, ani banałów.
Biskup nie szczędzi sarkazmu, a nawet goryczy, z tym że w odwiecznie zwaśnionej Polsce potrafi ją sączyć obu stronom naszych sporów. Kiedy po zwycięstwie Aleksandra Kwaśniewskiego w 1995 r. solidarnościowa część społeczeństwa zaniemówiła ze zgrozy, Pieronek nasypał soli na rany wszystkich: „Przegrała Polska Michnika i Polska Rydzyka”. Takiej diagnozy nie spodziewał się wtedy nikt.
Ta wypowiedź dobrze ilustruje pozycję, jaką biskup zajmuje w polskich debatach. Nie dał się zapisać do żadnego obozu i chyba świadomie stara się zachować równy dystans i do prawicy, i do lewicy, do liberałów i do konserwatystów. Jego biskupią dewizą jest „In veritas” – „W prawdzie”. Czyli: bez owijania w bawełnę.
„Nie zamierzam komentować absurdalnych zarzutów niektórych środowisk kościelnych, że konstytucję podyktowano w Moskwie albo utrzymano w duchu New Age”, mówił w wywiadzie dla „Tygodnika” w czasie sporów towarzyszących uchwalaniu konstytucji. Dodawał: „Dostrzegam w niej sporo usterek, ale na świecie nie ma doskonałej konstytucji. Nasza działa nieźle, najważniejsze zaś, że w ogóle udało się nam porozumieć i uchwalić tak fundamentalny dla życia kraju akt prawny. Z pewnością żyje się nam lepiej z konstytucją niż bez niej”.
Słowa kolczaste
Odegrał ogromną rolę właśnie w tamtych latach, przy uchwalaniu konstytucji i wchodzeniu do Unii Europejskiej. Wyjaśniał, tłumaczył, negocjował, uspokajał. Ale cały czas też aktywnie wchodził w spory, z wszystkimi. Po latach wygląda to tak, jakby w ogóle nie zastanawiał się nad tym, z kim polemizuje, tylko mówił, co myśli.
Szczególnie ostro jego głos brzmi nadal w polemikach związanych z polityką. Garść cytatów: „Grzech pierworodny polega na upolitycznieniu Episkopatu. Większość jest zadymiona PiS-em”. „Radio Maryja to niestety mentalność sekty”. Zapytany, co sądzi o antysemickich wypowiedziach ks. Henryka Jankowskiego, odpalił dziennikarzowi: „Drogi panie, ja nie jestem psychiatrą”.
Czasem myśli ubierał w słowa mocno kolczaste. Kiedy dość niespodziewanie wybrano na przewodniczącego Episkopatu abp. Józefa Michalika, powiedział dziennikarzom: „Zamiast słońca wyszedł księżyc”. W słynnej polemice o przepisach dotyczących aborcji wypowiedź Izabeli Jarugi-Nowackiej skomentował szokującą uwagą: „To jest feministyczny beton, na który nawet kwas solny nie pomoże”. Prawdziwy skandal wywołał w 2010 r. jego wywiad dla portalu Pontifex.Roma.it, w którym padły słowa: „Shoah jest wymysłem Żydów” – co brzmi jak negowanie Holokaustu. W tym wypadku biskup jednak przeprosił i wyjaśnił, że chodziło mu o sam termin „Shoah”, a nie o zaprzeczanie ludobójstwu.
Bardzo zdecydowanie, chyba najostrzej w całym polskim Kościele, komentuje bieżące wydarzenia polityczne. Wiadomo, że nie przepada za PiS-em. Pytany przez dziennikarza „Rzeczypospolitej” o pomniki Lecha Kaczyńskiego odpowiedział: „Wkrótce w każdym miasteczku będzie musiał być pomnik Lecha Kaczyńskiego, jak w Związku Sowieckim pomnik Stalina”. Jednoznacznie potępiając pisowską reformę sądownictwa mówił o „bandyckich metodach”.
Trzeba przyznać, że sam potrafi z właściwym mu sarkazmem żartować z nawet najostrzejszych ataków na niego samego. „Ja już wiem, że jestem zdrajcą, komunistą, masonem, złodziejem i ubekiem. W tych terminach już zupełnie swobodnie się obracam” – mówił w wywiadzie dla portalu Natemat.pl w 2016 r. Nie obraża się, bo – jak powiedział kiedyś w telewizji – jak ktoś nic nie robi, to może oczekiwać, że nie będzie krytykowany.
„Za drzwiami – dziennikarze”
– To nie jest człowiek zgryźliwy czy złośliwy. On jest bardzo rzeczowy, ale pogodny, bardzo często żartuje – mówi o nim ks. prof. Piotr Majer, który Pieronka zna od 1986 r. (był jego studentem i pod jego kierunkiem pisał pracę magisterską). Ks. Pieronek ze studentami się nie spoufalał i zachowywał zawsze dystans, ale bez wyniosłości, nie był też znany z jakiegoś szczególnego terroru podczas egzaminów. Jeśli skracał dystans, to w jakimś celu. Tłumacząc studentom prawa, co oznacza termin „osoba prawna”, powiedział: „To taka osoba, której nie ma w co kopnąć i nie ma w co pocałować”.
Ten brak oporów w wypowiadaniu opinii prawdopodobnie dobrze współbrzmiał z atmosferą, jaka panowała w krakowskiej kurii za czasów kardynała Wojtyły. Pieronek był jego bliskim współpracownikiem. Znana jest historia księdza, który spowodował z własnej winy wypadek samochodowy. Kardynał, rozwścieczony wybrykiem powiedział, że trzeba temu księdzu odebrać prawo jazdy. Na co Pieronek odpowiedział, że biskup nie ma takich uprawnień. – Taki był Wojtyła. Z żadnym innym biskupem nie miałbym śmiałości polemizować. A on słuchał moich argumentów.
Sam Pieronek podkreśla, że nawet najbardziej złośliwe dowcipy, jakie o nim krążą, zaczynają się od słów „Pieronek poszedł do nieba”. Na przykład ten: „Pieronek poszedł do nieba i wykorzystując chwilową nieobecność Boga usiadł na jego tronie. Aniołowie próbowali go skłonić, żeby zwolnił to miejsce, ale na próżno. W końcu pewien mały aniołek podszedł i szepnął mu coś do ucha. Pieronek zerwał się na równe nogi i biegiem wypadł za drzwi. »Jak to zrobiłeś?«, spytali aniołowie. Mały aniołek odpowiedział: »Powiedziałem mu, że za drzwiami czekają dziennikarze«”. ©