Bieg z przeszkodami

W USA szczepienia nabrały tempa: do połowy kwietnia w 330-milionowym kraju co najmniej jedną dawkę otrzymały 124 mln osób. Mimo to eksperci ostrzegają przed czwartą falą epidemii.

20.04.2021

Czyta się kilka minut

Szczepienia przeciwko COVID-19 na parkingu California State University, Los Angeles, 8 kwietnia 2021 r. / BRITTANY MURRAY / LONG BEACH PRESS-TELEGRAM / GETTY IMAGES
Szczepienia przeciwko COVID-19 na parkingu California State University, Los Angeles, 8 kwietnia 2021 r. / BRITTANY MURRAY / LONG BEACH PRESS-TELEGRAM / GETTY IMAGES

Medycy z oddziałów covidowych w Kalifornii na razie cieszą się względnym spokojem. Anita Sircar, lekarka chorób zakaźnych z Los Angeles, może kończyć pracę przed osiemnastą. David Smith, jej kolega po fachu ze szpitala Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Diego, ostatnio pojechał na parodniowy urlop. Podekscytowany tłumaczy mi w mailu, że odwiedził w Tennessee brata, któremu urodziła się córka.

Jeszcze trzy miesiące temu, w szczytowym okresie trzeciej fali pandemii, David o takim urlopie mógł tylko marzyć. W jego szpitalu było tylu pacjentów, że niektórych lokowano w namiotach rozstawionych na parkingu. Dziś na jego oddział trafia dziennie kilka osób. W szpitalu Anity Sircar też względne pustki: na oddziale przebywa „tylko” kilkunastu chorych.

Anita: – Wolę nie myśleć, że to cisza przed burzą. Coraz częściej trafiają do nas pacjenci młodzi i niezaszczepieni. Im dawno puściły hamulce. Chodzą na imprezy, siedzą w barach. Zapominają, że mutacje nie oszczędzają ludzi w ich wieku.

Anita i David coraz bardziej nerwowo śledzą ogólnokrajowe statystyki. Wraz z luzowaniem obostrzeń i rozprzestrzenianiem się mutacji w USA znów rośnie bowiem liczba zakażeń: średnio po 70 tys. nowych dziennie. To mniej więcej tyle, ile notowano podczas drugiej fali latem 2020 r. Epidemia najszybciej rozpędza się na Środkowym Zachodzie: w Minnesocie, Illinois i Michigan. Najgorzej jest w tym ostatnim stanie: od lutego liczba zakażeń wzrosła aż siedmiokrotnie, szpitale są przepełnione. Gubernator stanu, który okrzyknięto już nowym epicentrum epidemii w USA, apeluje do rządu federalnego o jak najszybsze i największe dostawy szczepionek.

Amerykańscy eksperci są zgodni: przed uderzeniem czwartej fali Stany uchroni jedynie ostrożne luzowanie restrykcji i jeszcze szybsza akcja szczepień. W kraju, gdzie od 19 kwietnia na zaszczepienie może rejestrować się każdy dorosły, trwa walka z czasem.

Turystyka szczepionkowa

Natalia Gaik nie czekała, aż w San Francisco ruszy rejestracja dla wszystkich dorosłych. Kilka dni wcześniej pojechała z mężem do miejscowości Tulare, oddalonej o ponad 370 km. Wybrała to miejsce, bo ze względu na małą liczbę chętnych rejestrację dla wszystkich otwarto tam już pod koniec marca (na taki ruch zdecydowało się wiele hrabstw i stanów). W punkcie masowych szczepień, zorganizowanym tam w hali rolniczej, obyło się bez długiego czekania.

– Dostałam szczepionkę Pfizera. Po dawkę Moderny tak daleko bym nie jechała – mówi mi Natalia, która już na etapie rejestracji online mogła wybrać, jakim preparatem chce się zaszczepić. Termin zarezerwowała z dnia na dzień. Wystarczyło wsiąść w samochód i pojechać.

Jak twierdzi Natalia – Polka mieszkająca od ośmiu lat w Kalifornii – niektórzy jej amerykańscy znajomi wybrali drogę na skróty i… zaszczepili się poza kolejnością. Aby skorzystać z terminów dla osób szczególnie narażonych na ciężki przebieg COVID-19, kłamali w formularzu online, że cierpią na otyłość lub alergie, albo że są w ciąży. Najbardziej pomysłowy był znajomy, który zadeklarował, że pracuje w służbie zdrowia. Choć w punkcie szczepień nie obyło się bez pytań, udało mu się oszukać system i został zaszczepiony.

– Niektórzy korzystają na tym, że to Kalifornia. Tu ludzie mają do siebie zaufanie i wierzą innym na słowo – tłumaczy Natalia.

Klienci bez hamulców

Kombinować nauczyli się też młodzi Teksańczycy. Zanim otwarto zapisy dla wszystkich dorosłych, trzydziestolatkowie z Austin jeździli do punktu masowych szczepień w odległym o godzinę drogi Belton. Wystarczyło zapisać się tam na wolontariat i liczyć na to, że pod koniec dnia zostaną jakieś niewykorzystane dawki. 36-letnia Annie Fuhrman mówi mi, że w ten sposób zaszczepiła się już na początku marca.

Annie przyznaje, że jej chłopak też kombinował. Za namową sąsiada pojechał do punktu szczepień prowadzonego przez parafię katolicką na przedmieściach Austin. Na miejscu nie pytano go ani o wiek, ani o stan zdrowia. Miał tylko podać swój adres mailowy, na który dostanie zaproszenie na szczepienie drugą dawką.

– Dziękuję Bogu, że mamy to już za sobą. Znajomi, którzy czekali na otwarcie zapisów dla wszystkich grup wiekowych, mają teraz problem ze znalezieniem wolnych terminów. A ja naprawdę musiałam szybko się zaszczepić. Pracuję w restauracji, w Teksasie to nie jest bezpieczne zajęcie – przekonuje Annie i tłumaczy, że sytuację w jej lokalu pogorszył zniesiony przez władze stanowe nakaz noszenia masek.

– Ludzie poszli na żywioł. Choć w naszej restauracji wciąż wymagamy zakrywania nosa i ust, coraz więcej klientów to ignoruje. Zresztą wystarczy spojrzeć na bary, które serwują jedzenie na miejscu. Ludzie tłoczą się w dużych grupach bez masek – dodaje Annie, której nie podoba się polityka gubernatora Teksasu Grega Abbotta. Na początku marca nie tylko zniósł nakaz noszenia masek, ale zezwolił na działanie biznesów bez limitów obsługiwanych klientów. Jak przystało na członka Partii Republikańskiej, Abbott lubi też podkreślać publicznie, że szczepienia są dobrowolne.

Takie działania trafiają na podatny grunt, bo w konserwatywnym Teksasie nie brakuje szczepionkowych sceptyków. W badaniu Uniwersytetu Teksańskiego i „Texas Tribune” z lutego aż 41 proc. republikańskich respondentów deklarowało, że szczepionki nie przyjmie. Podobne nastroje panują w środowiskach konserwatywnych w innych stanach. Według ogólnokrajowego badania dla Associated Press 36 proc. republikańskich respondentów deklarowało w marcu, że – prawdopodobnie lub zdecydowanie – nie przyjmie szczepionki. Takiej odpowiedzi udzieliło tylko 12 proc. zwolenników Partii Demokratycznej.

Zastrzyki dla przyjezdnych

Dziennik „New York Times” alarmuje, że z powodu braku chętnych na szczepienia niektóre republikańskie stany mają nadmiar dawek. W tym gronie znalazły się m.in. Missisipi, Tennessee i Alabama, gdzie – jak podaje NBC News – na szczepienia zgłosiło się mniej niż 40 proc. mieszkańców. Do szczepień nie garną się też w Oklahomie i Idaho.

Gdy dzwonię do Michała Kopery, polskiego naukowca wykładającego na Uniwersytecie Stanowym w Idaho, dowiaduję się, że nawet po uruchomieniu zapisów dla wszystkich dorosłych nie ma problemu z rezerwacją terminów z dnia na dzień. Podobnie sytuacja wygląda w Oklahomie, gdzie z powodu braku chętnych otwarto szczepienia również dla osób spoza tego stanu.

– Nie trzeba się nawet umawiać na konkretny termin – mówi mi Jami Jackson-Cole, nauczycielka z 22-tysięcznego Duncan. – Moja 23-letnia córka po prostu poszła do apteki i poprosiła farmaceutę o szczepienie – dodaje Amerykanka, która jeszcze pod koniec zeszłego roku obawiała się, że akcja szczepień będzie zbyt powolna. Wówczas na to się zapowiadało: choć administracja Donalda Trumpa obiecywała zaszczepienie do końca roku 20 mln osób, jedną dawkę otrzymało tylko 3 mln Amerykanów (to tyle, ile szczepi się teraz w ciągu doby).

Dystrybucja przyspieszyła dopiero po objęciu władzy przez prezydenta Joego Bidena, co było możliwe dzięki nowym dostawom preparatów od producentów i zwiększeniu liczby punktów szczepień. Do 14 kwietnia w liczących 330 mln obywateli Stanach co najmniej jedną dawkę szczepionki otrzymały już prawie 124 mln osób, a dwie dawki – ponad 76 mln.

Noś maskę, jeśli chcesz

Jami martwi się, że wśród zaszczepionych nie ma jej rodziców. Są baptystami i odmawiają przyjęcia preparatu, bo uważają, że wszystkie szczepionki powstały z użyciem linii komórkowych z abortowanych płodów.

W istocie dotyczy to tylko dwóch szczepionek, AstraZeneca i Johnson & Johnson, a w grudniu 2020 r. katolicka Kongregacja Nauki Wiary wydała notę, w której uznała zaszczepienie się tymi preparatami za moralnie akceptowalne, jeśli inne szczepionki nie są dla danej osoby dostępne. AstraZeneca nie jest zresztą jak dotąd w ogóle podawana w Stanach – dominują tu szczepionki Pfizer-BioNTech i Moderna. Preparatu Johnson & Johnson podano w USA niespełna 7 mln dawek (w minionym tygodniu agencje rządowe wydały zalecenie, by wstrzymać jego stosowanie – o czym powiem poniżej).

70-letnia matka Jami jest nieugięta, choć kilka miesięcy temu koronawirus zabił jej najbliższą przyjaciółkę. – Moi konserwatywni rodzice nie należą w Oklahomie do wyjątków – mówi Jami. – Najpierw zraziłam do siebie znajomych, bo w wyborach prezydenckich w 2020 r. nie głosowałam na Trumpa. Teraz wytykają mnie palcami, bo zaszczepiłam się i jestem zwolenniczką noszenia masek – dodaje 48-latka, którą denerwuje, że w jej rodzinnym Duncan od początku epidemii nie wprowadzono nawet nakazu zakrywania nosa i ust. Takie przepisy obowiązują jedynie w tutejszych szkołach.

Artystka na końcu świata

W Sitce, ośmiotysięcznym miasteczku na Alasce, maseczek nie noszą nawet pracownicy banków. Tak twierdzi Kelly Dylla, która po przeprowadzce z Seattle wciąż czuje się tu jak na innej planecie. Podczas wyborów prezydenckich Trump pokonał na Alasce Bidena znaczącą większością głosów.

Ale pobyt w sennym alaskańskim miasteczku ma też plusy. Pod koniec marca, czyli niecały tydzień po przeprowadzce do Sitki, Kelly dostała pierwszą dawkę szczepionki. Nawet nie musiała zapisywać się na wizytę: po prostu zadzwonił do niej znajomy pracownik apteki i zapytał, czy chce się zaszczepić. Akurat tego dnia zostały dwie niewykorzystane dawki.

– W Seattle byłoby to nie do pomyślenia – mówi mi 45-letnia Kelly. – Nie zapomnę, jak mąż godzinami wydzwaniał na infolinię, żeby zapisać na szczepienie swoich rodziców. Nigdzie nie było dostępnych terminów. Teściowie zaszczepili się dopiero na początku marca. To mniej więcej wtedy, gdy na Alasce ruszyła rejestracja dla wszystkich grup wiekowych.

Kelly cieszy się, że teraz, kiedy otwarto już zapisy dla każdego mieszkańca Seattle, nie musi zmagać się z tamtejszą służbą zdrowia. Nie ukrywa jednak, że tęskni za rodzinnym miastem. Na Alaskę przeprowadziła się za pracą: po kilku miesiącach bezrobocia udało jej się zatrudnić przy organizacji alaskańskiego festiwalu Sitka Music Festival.

– W czasach pandemii nie ma co wybrzydzać – mówi Kelly, która przez wiele lat pracowała w fundacji artystycznej w Seattle. – Znam wielu bezrobotnych artystów, których nie stać już na wysokie koszty utrzymania w Seattle. Na Alasce przynajmniej jest taniej. Mam nadzieję, że tutaj szybciej wrócimy do normalności.

Zeskanuj kod

Na szybki powrót do przedpandemicznych czasów liczą też władze Nowego Jorku, które jako pierwszy amerykański stan wprowadziły cyfrowe paszporty szczepionkowe. Rozwiązanie jest proste: wyposażeni w smartfonową aplikację nowojorczycy mogą szybko wykazać, że zostali w pełni zaszczepieni lub mają negatywny wynik testu. Wystarczy, że przy wejściu na stadion piłkarski, do kina lub teatru zeskanują kod QR na telefonie i przedstawią dokument tożsamości ze zdjęciem. Paszporty szczepionkowe nie są jednak obowiązkowe. Jak donosi dziennik „Washington Post”, do tej pory rozwiązanie przyjęło się głównie wśród kibiców wybierających się na mecz w Madison Square Garden czy na stadionie Jankesów.

Temat tych paszportów zdążył w Stanach wzbudzić spore emocje. Sceptyczni wobec pomysłu są Republikanie, tradycyjnie obawiający się nadmiernej ingerencji władz w prawa obywateli. Władze pięciu republikańskich stanów – Florydy, Teksasu, Idaho, Utah i Montany – wprowadziły już przepisy, które urzędom i instytucjom finansowanym przez władze stanowe zakazują wymagania dowodu zaszczepienia. Jednocześnie administracja Bidena daje jasne sygnały, że wyklucza stworzenie federalnego systemu takich paszportów.

Szczepionkowa burza

W spolaryzowanych Stanach dyskusję o paszportach przyćmiło zamieszanie wokół szczepionek koncernu Johnson & Johnson. Jak już wspomniałam, federalne agencje, w tym Agencja Żywności i Leków, zaleciły wstrzymanie szczepień tym preparatem po tym, gdy u sześciu kobiet wykryto powikłania zakrzepowe (jedna zmarła, druga była w stanie krytycznym).

Szczepienia jednodawkowym preparatem J&J, który dotąd otrzymało 6,8 mln Amerykanów, wstrzymano we wszystkich 50 stanach. Administracja Bidena stara się studzić emocje i zapowiada, że nie opóźni to akcji szczepień. Federalny koordynator ds. pandemii Jeff Zients przekonuje, że USA mają wystarczająco dużo dawek, by w dalszym ciągu wykonywać ok. 3 mln zastrzyków dziennie.

„Pamiętajmy, że szczepienia preparatem J&J stanowią mniej niż 5 proc. wszystkich dokonanych do tej pory szczepień. Tylko w tym tygodniu jesteśmy w stanie zapewnić 28 mln dawek preparatów Pfizera i Moderny” – napisał w oświadczeniu Zients. Przedstawiciel administracji przekonuje, że USA są na dobrej drodze, by w ciągu pierwszych stu dni prezydentury Bidena wykonać 200 mln szczepień.

Prezes koncernu Pfizer zapowiedział, że w związku z wstrzymaniem stosowania szczepionki J&J jego firma zwiększy o 10 proc. dostawy na rynek w USA. Niektórzy eksperci wskazują jednak, że problem nie tkwi w liczbie dostępnych dawek. Zamieszanie wokół J&J może pogłębić szczepionkowy sceptycyzm wśród części Amerykanów. Największa próba czeka teraz republikańskie stany, gdzie akcja szczepień już teraz przypomina bieg z przeszkodami. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka specjalizująca się w tematyce amerykańskiej, stała współpracowniczka „Tygodnika Powszechnego”. W latach 2018-2020 była korespondentką w USA, skąd m.in. relacjonowała wybory prezydenckie. Publikowała w magazynie „Press”, Weekend Gazeta.pl, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 17/2021