Biedny jak biskup

We Francji nikt nie zazdrości księżom warunków życia. Nie ma czego – zwykli proboszczowie i biskupi zarabiają poniżej krajowej płacy minimalnej.

11.06.2013

Czyta się kilka minut

Montmartre, Paryż 2012 r. / Fot. AFP / EAST NEW
Montmartre, Paryż 2012 r. / Fot. AFP / EAST NEW

Francuscy księża żyją w niedostatku, który nie przestaje zadziwiać Europy” – mówił nieżyjący już kard. Jean-Marie Lustiger. Ale ubóstwa się nie wstydzą. Mało tego: bywa, że się nim szczycą, daje im bowiem niezależność od państwa i szacunek ludzi.

Takie myślenie nie jest zbyt częste w Polsce. Ostatnio abp Józef Michalik oskarżył nawet część mediów, że „próbują walczyć z rzekomo bogatym Kościołem przy pomocy Papieża (Franciszka)”. Tłumaczył przy tym, że nie należy utożsamiać postulatu ubóstwa Kościoła z – jak to ujął – „nędzą, abnegacją ani dziadostwem” kleru. Jednak między zamożnością a nędzą jest spora przestrzeń: można żyć skromnie, ale nie w nędzy.

W SERCU EUROPY, NA KOŃCU ŚWIATA

Saint-Denis pod Paryżem, plebania kościoła św. Genowefy. 70-letni wikary, Jean-Marc Danty-Lafrance, z rozbawieniem opowiada, jak kiedyś spotkał młodą Polkę: – Zauważyła, że prowadzę stary, prawie się rozlatujący samochód. „Ksiądz powinien mieć szofera; w Polsce księża mają mercedesy i kierowców” – mówi do mnie. Odpowiedziałem: „Zgoda, ale jesteśmy we Francji” – śmieje się ksiądz. I ciągnie: – Polscy księża, których spotykam, nie mają u nas łatwo. Skarżą się, że na wszystko brak pieniędzy. Muszą, jak my, uczyć się prostego życia. Niczym misjonarze na końcu świata.

Anegdota znakomicie ilustruje zetknięcie dwóch światów: katolickiej Polski ze zlaicyzowaną Francją. Wielu Polaków nie może się nad Sekwaną otrząsnąć ze zdziwienia, gdy widzi puste kościoły na niedzielnych Mszach – ale także proste, ascetyczne życie miejscowego kleru. Wśród duchownych, zwłaszcza na prowincji, nie brak takich, którzy ledwo wiążą koniec z końcem.

Zgodnie z francuskim prawem państwu nie wolno wspierać finansowo żadnej religii (może jedynie płacić za utrzymanie i remont zabytkowych kościołów). Księża są więc zdani tylko na szczodrość wiernych, a ci – w dobie zapaści gospodarczej – z coraz większym trudem łożą na utrzymanie Kościoła. Kiedy jednak rozmawia się z francuskimi księżmi, rzadko słychać narzekania. Przeważa stoicki spokój z nutą optymizmu.

PLEBAN BISKUPOWI RÓWNY

Biskup podparyskiego Évry, Michel Dubost, ma pensję nieco niższą od płacy minimalnej, która wynosi 1,1 tys. euro. 70-letni duchowny musi z tej kwoty odprowadzić składki socjalne i medyczne, opłacić wyżywienie i czynsz w 35-metrowej kawalerce. Mieszka w bloku. Jego sąsiadami są imigranci z niższych warstw klasy średniej. Biskupa nie stać na zatrudnienie gospodyni, kucharki ani osobistego sekretarza. Ma służbowy samochód – peugeota 207. Bez szofera.

Tyle samo, co on, zarabiają podlegli mu duchowni. – Gdybym miał więcej pieniędzy, przyznałbym księżom nieco wyższą pensję. Teraz mają tak niewiele, że trudno im dzielić się z innymi czy nawet ugościć u siebie kogokolwiek – mówi biskup.

Od kilku lat biskup Dubost walczy o uratowanie swojej „deficytowej” diecezji z zapaści finansowej. W 2008 r. nagrał nawet specjalny film, w którym wzywał wiernych do ofiarności w obliczu bankructwa diecezji. Apel odniósł pewien skutek, ale na krótko. Dziś – wzdycha biskup – kasy jego diecezji znów świecą pustkami.

Pytam więc, czy nie zazdrości hierarchom w innych krajach. – No skądże znowu – odpowiada. – Dobrze być ubogim, o ile tylko, rzecz jasna, nie klepie się skrajnej biedy!

Skromne warunki księży są we Francji regułą. Pensja wszystkich duchownych na terenie danej diecezji – od wikarego po biskupa – jest zawsze taka sama: 800-1000 euro. Dostają „honoraria” z niedzielnej tacy, czasem mieszkania (ale już sami płacą czynsz).

UBOGI, CZYLI WIARYGODNY

Socjolożka religii Céline Béraud wydała kilka lat temu książkę pt. „Le métier de prêtre” („Zawód: ksiądz”). Pisze w niej, że poziom życia kleru francuskiego jest dużo niższy niż w innych krajach europejskich, np. w Niemczech. I precyzuje: pensja księdza nad Renem dorównuje uposażeniu szefa małej firmy. Ale księża francuscy – jeśli chodzi o poziom życia – zbliżają się do robotników.

Ma to swoje dobre strony. Zdaniem Béraud np. popularny we Francji „wizerunek ubogiego księdza, którego symbolem był opiekun bezdomnych, abbe Pierre (ojciec Piotr), daje kapłanom niekwestionowaną sympatię opinii publicznej i wiarygodność”.

Nie należy jednak zapominać o różnicy w sytuacji materialnej Kościoła w różnych regionach Francji. Diecezje wielkomiejskie – np. w Paryżu, Lyonie, Marsylii czy Lille – dają sobie dobrze radę, gdyż liczą stosunkowo wielu parafian, podczas gdy te w małych miejscowościach borykają się – właśnie z powodu demografii – z chronicznymi problemami finansowymi. I mogą przetrwać tylko dzięki pomocy sąsiednich, bogatszych diecezji.

CZTERECH NA MSZY

Aby się o tym przekonać, wystarczy pojechać na wschodnie przedmieścia stolicy. W Saint-Denis wznosi się wspaniała bazylika – nekropolia królów Francji. Ale czasy świetności odeszły już do przeszłości: dziś to jedna z najbiedniejszych gmin „korony” okalającej stolicę Francji. Około 70 proc. mieszkańców to imigranci, głównie muzułmanie z krajów Maghrebu. Tylko ok. 3 proc. obywateli Saint-Denis to praktykujący katolicy.

Ks. Danty-Lafrance wita mnie na progu plebanii tuż przed wtorkową wieczorną Mszą. Jak wielu francuskich duchownych nie nosi na co dzień koloratki. Ma na sobie „cywilne” ubranie: gruby, zgrzebny sweter. Jest jedynym stałym kapłanem w parafii. W pracy duszpasterskiej pomaga mu dziesięcioro świeckich wolontariuszy.

Przerywamy rozmowę, bo idzie odprawić nabożeństwo w kościelnej kaplicy. Na Mszę przyszli czterej parafianie – wikary podchodzi do każdego, ściska dłoń, wypytuje się o zdrowie i nowiny. Śmiech i serdeczność, jak między starymi przyjaciółmi.

– Przypomina to trochę Mszę pierwszych chrześcijan w katakumbach... – mówię księdzu po Mszy. „Tak. My tutaj w Saint-Denis, jak i w całej Francji, działamy jak misjonarze”.

Na jedyną niedzielną Mszę w św. Genowefie przychodzi ok. 200 wiernych, pochodzących przede wszystkim z francuskich Antyli i krajów czarnej Afryki. – Kościół utrzymuje się dzięki wsparciu ze strony innych bogatszych diecezji. Bez tego nie dalibyśmy rady, bo z naszych parafian coroczną „darowiznę kościelną” płaci tylko piętnaście osób – opowiada wikary.

Ks. Danty-Lafrance zarabia 900 euro. Pod­stawowe wydatki pochłaniają mu dwie trzecie tej sumy. Ma ośmioletni samochód, który kupił z oszczędności nieżyjącej już matki, ale woli jeździć autobusem, bo paliwo jest drogie.

– Na koniec miesiąca wychodzi zero, nie mogę nic zaoszczędzić. Zwłaszcza że czasem ktoś z wiernych w potrzebie prosi mnie o wspar­cie. Daję mu wtedy 10 czy 20 euro – mówi wikary.

To właśnie od niego słyszę zdanie, które zapada mi w pamięć: „Lepiej być biednym i wolnym niż bogatym i niewolnikiem. A my jako księża czujemy się wolni, bo nie mamy nic do stracenia”.

LUSTIGER, SAMOCHODY I SPRAWA POLSKA

Polska parafia zaczyna wyglądać nieco inaczej, gdy się na nią spojrzy z francuskiego dystansu. Przekonał się o tym młody pallotyn, ks. Patryk Michalski, który przyjechał do Francji pięć lat temu. Wcześniej, zaraz po skończeniu seminarium, pracował w parafii pallotynów w częstochowskiej Dolinie Miłosierdzia. Potem pełnił posługę w jednej z parafii w bogatej, 16. dzielnicy Paryża. Teraz spotykam go na nowej „placówce”, w ośrodku polskich pallotynów w Arcueil na południowych przedmieściach Paryża.

– We Francji wciąż wielu księży pochodzi z rodzin arystokratycznych, znaczna część z nich wcześniej pracowała – tłumaczy mi nad filiżanką herbaty. – Dla nich zostanie duchownym oznaczało obniżenie poziomu życia. W Polsce dla wielu ludzi kapłaństwo wiąże się z podniesieniem statusu materialnego. Niektórzy wykorzystują możliwość dostatniego życia, którego nie zaznali w dzieciństwie.

Ks. Michalski mówi, że polscy księża, kiedy odwiedzają Francję, są często zdziwieni.

– Niektórzy odmawiają pracy na misji. Mówią otwarcie, że ze względów materialnych, bo nie chcą żyć biedniej niż w Polsce

Mój rozmówca uśmiecha się na wspomnienie czasów, gdy wraz z francuskimi księżmi korzystał z punktu używanej odzieży dla ubogich: – Nie było w tym żadnego obciachu. Wczoraj poszedłem na basen w marynarce z second handu. W Polsce ksiądz miałby opór i bałby się reakcji ludzi. A starania wielu pol­skich księży o nowy samochód są po prostu śmieszne. Kardynał Lustiger jeździł swoim starym, zdartym peugeotem. Nie musiał budować autorytetu na limuzynie.

Céline Béraud także cytuje byłego metropolitę Paryża: „Kler francuski jest ubogi i wolny. Pozbawiony swoich dóbr, wybrał służbę Bogu i Kościołowi bez adekwatnej rekompensaty – przez miłość do ludzi i Ewangelii”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, współpracownik „Tygodnika Powszechnego”, tłumacz z języka francuskiego, były korespondent PAP w Paryżu. Współpracował z Polskim Radiem, publikował m.in. w „Kontynentach”, „Znaku” i „Mówią Wieki”.

Artykuł pochodzi z numeru TP 24/2013