Bat na czyścicieli

Obiecywał, że zrobi lokatorom Saharę. Dotrzymał słowa. Rekordziści nie mieli u niego wody przez dwa lata. Został skazany na pół roku więzienia.

21.05.2017

Czyta się kilka minut

Klatka schodowa w kamienicy Mirosława C. przy ul. Mielczarskiego w Łodzi / Fot. Tomasz Stańczak / AGENCJA GAZETA
Klatka schodowa w kamienicy Mirosława C. przy ul. Mielczarskiego w Łodzi / Fot. Tomasz Stańczak / AGENCJA GAZETA

Taka przykrość na stare lata – wzdycha Mirosław C. – 85 lat bez żadnej sprawy, nawet mandatu za szybką jazdę! A przez takich meneli na koniec żywota staję przed sądem. To boli.

Elegancki staruszek został skazany za odcięcie lokatorce wody. To pierwszy taki wyrok w Łodzi.

Na wojnę z nim ruszyła emerytka Maria Czarnecka, która wody nie miała od września. C. nie przewidział, że pójdzie do sądu. – W umowie najmu wszystko napisane: obowiązek terminowej płatności, zachowanie wobec społeczności. A ta pani się nie zachowywała. Ubliżała sąsiadom. Złożyli petycję, żebym się jej pozbył. Skróciłem okres wypowiedzenia z trzech miesięcy do miesiąca. A wodę zakręciłem, bo nie płaciła za czynsz. Nie jestem instytucją charytatywną. Przyjąłem tę panią, bo bidula taka samotna do mnie przyszła. Nie wziąłem kaucji. Pisała donosy do nadzoru budowlanego. Dobrała sobie tych pomagierów, partyzantów. Ormowców – tak nazywam tych ze stowarzyszenia pomocy lokatorom. Chodzili po sąsiadach. Chcieli ich przekabacić, żeby zeznawali przeciwko mnie – złości się Mirosław C.

Budynek odziedziczył po dziadkach. Jego rodzina straciła nieruchomość decyzją Dzielnicowej Rady Narodowej w 1978 r. Odzyskał ją w 2000 r. Przyjeżdża raz, dwa razy w tygodniu.

Podczas ostatniej rozprawy jego obrończyni przekonywała, że jej klient żadnym czyścicielem nie jest. Chciał tylko, żeby lokatorka spłaciła dług. – Jakkolwiek moralnie można oceniać jego działanie, to penalizacji karnej to nie podlega – tłumaczy mecenas Justyna Tomczyk. Ale sąd był na te argumenty głuchy. Wyrok: pół roku więzienia w zawieszeniu na dwa lata.

Pani Maria wychodząc z sali rzuca się na szyję Marcinowi Wawrzyńczakowi ze stowarzyszenia Bratnia Pomoc. – To precedens. Teraz posypią się kolejne pozwy przeciwko C. i innym kamienicznikom. Czyściciele nie będą już bezkarni – emocjonuje się aktywista.

Poseł dowozi baniaki

Czteropiętrowa kamienica przy Mielczarskiego ma brązową elewację, pomalowany na biało parter. Na klatce odpada tynk, rury i kable wiszą pod sufitem, słabe światło. Lokatorzy i tak są za nie wdzięczni. Przez lata w ogóle nie było żarówek. Świecili sobie komórkami.

W gablotce na parterze ogłoszenie właściciela: „Skreślam z planów na bieżący rok remont i odmalowanie klatki schodowej. Powodem decyzji jest zamienienie jej w publiczny klozet przez właścicieli psów. Czy lokatorom odpowiada taki stan rzeczy, że nie reagują i nie wywierają presji na właścicieli psów?”. Obok wycięte strony z lokalnych gazet. Na zdjęciach C. z czarnym paskiem na oczach. „Jesteśmy ofiarami kamienicznika” – krzyczą nagłówki. C. sam je wywiesił. Lokatorzy zachodzą w głowę, dlaczego.

Mieszkanie Marii Czarneckiej to pokój z kuchnią odmalowane w jasne kolory. Nowa lodówka, telewizor, kuchenka. Estetykę psuje grzyb wokół okna, rysy na ścianie i płytki w łazience, które trzymają się na słowo honoru.

Maria pamięta, że na początku C. był bardzo grzeczny. Co prawda wziął 8 tysięcy odstępnego bez pokwitowania, ale poza tym – wzór dobrego wychowania.

Ale Maria musi coraz częściej zaglądać do pokoiku administracji. Że grzyb, że ściana pęka, że sufit się zarywa. Że nie ma kratki wentylacyjnej w kuchni, więc jak gotuje, woda leje się po ścianach. Zanosi pisma. W odpowiedzi czyta, że C. przyjął do wiadomości. W końcu w ogóle przestaje odpisywać.

Czarnecka wzywa nadzór budowlany. Od inspektorów dostaje pismo: właściciel ma niezwłocznie poprawić dach nad jej mieszkaniem oraz wentylację w kuchni. C. najwyraźniej o zaleceniach zapomniał. Robót nie wykonał do dziś.

Latem Maria oddaje pole w wojnie z właścicielem. Brakło jej na leki. Nie płaci czynszu na czas. Akurat szykuje się do pracy na czternastą, gdy do drzwi puka hydraulik. – Wie pani co, ja pani wodę wyłączam. Niech sobie pani na zapas nabierze – mówi. Wezwała policję, mundurowi przytaknęli, że odcinać nie wolno. Fachowiec odpuścił. Ale nie na długo.

Dwa tygodnie później Maria wraca z pracy. Na klatce widzi, że jej licznika brakuje. W kranach sucho. Jedenasta w nocy, co robić? Do córki biegnie rano. Zabiera do domu butelki z kranówą. Zagląda też do kanciapy C. – Nie jest już pani lokatorką, nie mamy o czym rozmawiać – słyszy.

Zgłasza się do stowarzyszenia Bratnia Pomoc, które wspiera lokatorów. Doradzają jej, by zgłosiła się do prokuratury. Bo w styczniu 2016 r. weszło nowe prawo. Dotąd mieszkaniec z odciętą wodą czy ogrzewaniem walczył przed sądem cywilnym. A teraz tego typu sprawy objął kodeks karny. Właściciel może trafić na trzy lata za kratki.

Po kamienicy zaczyna krążyć petycja mieszkańców, którzy chcą się Marii pozbyć. Dziś sąsiedzi wspominają: podpisali, bo administratorka chodziła i podtykała jakieś pismo. Myśleli, że to o psy na klatce chodzi. Ludzie ze stowarzyszenia też chodzili. Pytali, czy Maria jest konfliktowa, bo to ważne przy jej rozprawie. Ale żadnych pogróżek z ich strony nie było.

O Marii robi się głośno. Poseł Waldemar Buda w blasku fleszy przywozi jej 50 baniaków z wodą. Obrońcy praw lokatorów trzymają kciuki. Wyrok skazujący dla C. oznacza nowy oręż w walce z czyścicielami. Ale sytuacji Czarneckiej to nie poprawia. C. założył jej sprawę o eksmisję. Maria czeka na wyrok i mieszkanie od miasta. Z kamienicznikiem mijają się na podwórku. Nie mówią sobie dzień dobry.

Czekanie na deszcz

Jak tylko niebo szarzało, Zofia Bitner chwytała za wiaderko i biegła do rynny przed klatką. Na dole spotykała sąsiadki. Też z wiadrami. Łapały deszczówkę, żeby mieć czym spłukać ubikację. Pranie ładowała na dwukołowy wózek i tramwajem zawoziła do siostry. Baniaki od koleżanki codziennie nosiła przez podwórko.

Mirosław C. stawał przy bramie i patrzył, jak dźwiga. Mawiał, że zrobi jej w mieszkaniu Saharę. Baniaki kazał uzupełniać w studzience ulicznej. Ale tam woda była żółta.

Mąż pracował przy azbeście 28 lat. Zofia była szwaczką. Jak się zsumuje ich renty i emerytury, to wychodzi 1600 zł. Jeśli zapłacą za leki i media, to na czynsz brakuje. Żeby oszczędzić, Zofia zatrudniła się u C. do sprzątania klatki. Ale ten po dwóch latach ją zwolnił. Jej krany wysychają w maju. Zachodzi do sąsiada. Prosi: – dziadziuś, daj wodę. Dał. Ale jak C. się o tym dowiaduje, sąsiadowi też zakręca. Woda w budynku staje się towarem deficytowym. Odcięci pielgrzymują do szczęściarzy, którzy jeszcze ją mają.

– C. zagląda do mnie pewnego dnia i pyta, czemu mam takie wysokie zużycie? Czy sąsiadce wodę użyczam? Odpowiadam: jest płacone regularnie, więc o co chodzi? – opowiada lokator z Mielczarskiego.

Po dwóch latach Zofia dostaje z magistratu mieszkanie w innej kamienicy. Na parterze, z ogrodem. Najważniejsze jest to, że nie musi oglądać C. Bez wody wytrzymali z mężem rok i dziewięć miesięcy.

Mirosława Bator z czwartego piętra miała więcej szczęścia. Jej krany wyschły tylko na jedenaście miesięcy. Pewnego dnia z pracy zabiera ją pogotowie. Cukier ma na poziomie 500, chore stawy, nadciśnienie. Do pracy nie wraca. A rachunki nie maleją. Grzejniki ma elektryczne, tak samo maszynkę do podgrzania jedzenia. W jej domu nie ma gazu, a C. nie pozwala korzystać z butli. Tłumaczy C., że nie ma na czynsz. Skąd ma mieć, jak z renty dostaje 630 zł, a za prąd płaci 700 zł? Poza tym dała C. 19 tysięcy kaucji bez pokwitowania. To chyba może jej trochę odpuścić? Obiecuje, że chociaż za wodę będzie płacić. – Nie jestem dobrym wujem! – w odpowiedzi wykrzykuje C.

Przyjaciel co drugi dzień nosi jej wodę od koleżanki z ulicy obok. Oszczędza każdą kroplę. Przypomina jej się młodość. Wtedy też myła się w miednicy. Jak wpada do koleżanki, to przy okazji bierze prysznic. A głowę myje, zaglądając do fryzjera. Polowe warunki szarpią jej nerwy. Z depresją trafia do szpitala.

Jak wraca – taka niespodzianka! C. wojuje już z Czarnecką. Chyba ze strachu przed sądem odkręca jej wodę z powrotem.

Nie płacę i nic mi nie zrobisz

Czy prawo, z którym przegrał Mirosław C., będzie batem na czyścicieli? – Spółdzielnie mieszkaniowe czasem nie wiedzą, co robić, bo wcześniej dłużnikom po prostu odcinały wodę. To najlepszy dowód, że przepisy odniosły skutek – wyjaśnia Michał Hara z biura Rzecznika Praw Obywatelskich.

Dotąd karane było tylko stosowanie przemocy lub groźby wobec lokatorów. Teraz penalizuje się także działania innego rodzaju, jeśli istotnie utrudniają korzystanie z lokalu. Kamienicznik może odpowiadać m.in. za odcięcie wody, prądu, gazu, wymianę zamków, zamurowanie drzwi czy pozorny remont budynku, zmuszający lokatorów do wyprowadzki.

– Ochrona prawa cywilnego jest mało skuteczna, gdyż wymaga wytoczenia przez lokatora postępowania i wniesienia stosownej opłaty. Do tego z reguły sprawy te trwają długo. Wyegzekwowanie wyroku zajmuje sporo czasu, a niekiedy może okazać się niemożliwe – dodaje dr Blanka Julita Stefańska z Uczelni Łazarskiego. – Tymczasem postępowania karne w tych sprawach są nieskomplikowane. Wyroki powinny w nich zapadać w stosunkowo krótkim czasie.

Poza tym groźba trzech lat więzienia lepiej działa na wyobraźnię. Właściciele nieruchomości z nowym prawem są już pogodzeni. – Nie protestujemy, bo przykłady postępowania „czyścicieli” były tak skandaliczne, że nie ma ich jak bronić. Mieszkanie jest dobrem szczególnym. Trzeba wyważyć bezpieczeństwo lokatorów, ale też racje właścicieli – wyjaśnia Hanna Milewska-Wilk ze stowarzyszenia „Mieszkanicznik”.

Ale przepisy rykoszetem uderzają także w uczciwych przedsiębiorców. – Na najemcę można przepisać licznik prądu lub gazu, ale rozliczanie wody czy ogrzewanie pozostaje w gestii spółdzielni i wspólnot. Kiedy lokator przestaje płacić za media, to te koszty ponosi właściciel. Mamy sygnały, że nowe prawo wykorzystywane jest jako straszak na wynajmujących. Lokatorzy mówią: „Nie będę płacił i nic mi nie zrobisz. Jak mi zabierzesz media, to podam cię do sądu” – dodaje ekspertka.

Z niepłacącym mieszkańcem można iść do sądu. Właściciel poczeka na wyrok nawet dwa lata. A jeśli lokator ogłosi upadłość konsumencką, to zaległego czynszu nie odda pewnie nigdy.

Prawdziwe źródło problemów leży jednak gdzie indziej. – Wielu lokatorów nie stać na najem prywatny. Powinni liczyć na mieszkania komunalne. Ale tych brakuje. Przez to lokator zajmuje prywatne mieszkanie, coraz bardziej się zadłuża. Na tej sytuacji tracą i właściciele, i lokatorzy – mówi Hanna Milewska-Wilk.

Jak na razie samorządy głównie sprzedają lub wyburzają gminne mieszkania. To sposób na oszczędności. Na lokal od miasta czekają Maria i Mirosława z Mielczarskiego. Kilka lat w kolejce mają jak w banku.

Tymczasem Mirosława oswaja rzeczywistość. Na ścianach powiesiła pejzaże. Na szafkach ustawiła porcelanowe laleczki. Co do mieszkania, to nie jest wymagająca. Jeśli będzie na parterze, weźmie cokolwiek. Bo bardzo niemiło jest jej wciąż patrzeć na pana C. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 22/2017