Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Nazwisko poety zobaczone w rozpisce repertuaru kin budzi skojarzenia jednoznaczne: ani chybi kolejna sfilmowana biografia. Zrobienie filmu o samej poezji to wyższa szkoła jazdy, choć przecież znaleźli się śmiałkowie, którym udało się przełożyć materię poetycką na równie sugestywne obrazy. Przywołajmy tu chociażby nazwisko Jane Campion i jej „Jaśniejszą od gwiazd” (o Johnie Keatsie) czy na polskim gruncie „Pożegnanie z Marią” Filipa Zylbera i „Wojaczka” Lecha Majewskiego.
Filmu „Baczyński” Kordiana Piwowarskiego nie ma sensu porównywać ze wspomnianymi tytułami, bo należy on do zupełnie innej kategorii wagowej. Przede wszystkim nie mamy do czynienia z filmem fabularnym, ale fabularyzowanym dokumentem, formatem bardziej telewizyjnym niż przeznaczonym do kin. Projektuje też zupełnie innego widza: doskonale sprawdzi się jako pomoc naukowa na lekcjach języka polskiego.
***
Piszę „pomoc naukowa” bez zgryźliwości. Zaliczając „Baczyńskiego” do kategorii użytkowej, należy docenić wysiłek twórców, którzy zrobili wiele, by ożywić literacki i patriotyczny pomnik, a tym samym przybliżyć poetę jego dzisiejszym równolatkom. Również po to, by w finale zadać współczesnym pytanie, na które dzisiaj nie może być łatwej odpowiedzi. W filmie wczoraj i dziś spotykają się ze sobą również poprzez koncepcję narracyjną. Ilustrowaną archiwaliami opowieść zza kadru prowadzą ostatni żyjący uczestnicy powstania warszawskiego, Witold Sławski i Jadwiga Klichowska, a całość wzbogacają inscenizowane przebitki z czasów wojny: Baczyński wyciągający w swoim mieszkaniu broń spod podłogi i konwersujący w gronie literackich tuzów (Wyka, Iwaszkiewicz, Andrzejewski, Gajcy), Baczyński w scenach z ukochaną Basią i w momentach najbardziej dramatycznych, kiedy widzimy, jak jasnowłosy poeta o wątłym zdrowiu przemienia się w żołnierza, choć nigdy przecież do końca się nim nie stanie.
Trafioną decyzją okazało się obsadzenie w roli tytułowej Mateusza Kościukiewicza, aktora bardzo współczesnego nie tyle pod względem emploi (główne, wyraziste role we „Wszystko, co kocham”, „Matka Teresa od kotów”, „Bez wstydu”), ale w samym sposobie funkcjonowania na ekranie. Choć tym razem do zagrania ma niewiele, Kościukiewicz swoją fizycznością i wewnętrznym skupieniem znakomicie ucieleśnia literacką legendę. To on staje się łącznikiem między „Kolumbami” a młodymi ludźmi, którzy w 90. rocznicę urodzin poety spotykają się na poświęconym mu wieczorze slamu, by prowadzić ze sobą pojedynek na wiersze. W taki właśnie sposób Piwowarski wprowadza do filmu poezję Baczyńskiego.
W czarno-białych ujęciach z warszawskiego klubu „Sen Pszczoły” jedni recytują, inni śpiewają, jedni lepiej, inni gorzej – te amatorskie interpretacje mają jednak przewagę nad zawodowym wykonaniem: są po prostu autentyczne (również sam Kościukiewicz czyta wiersze w taki sposób, jakby chciał osiągnąć efekt „bez aktorskiego szlifu”). Gdyby wstawić w miejsce młodych slamujących poetów na przykład songi w wykonaniu Ewy Demarczyk, byłby to już zapewne inny film, bardziej narażony na rozminięcie z młodzieżowym adresatem. Zamykająca film „Pieśń o szczęściu” w wykonaniu Meli Koteluk i Czesława Mozila stanowi kolejny ukłon w stronę widza, który potrzebuje współczesnego pasa transmisyjnego, by spotkać się z poezją, w szczególności tą tworzoną w dawniejszych czasach i w innych okolicznościach historycznych.
***
Debiutujący na dużym ekranie Kordian Piwowarski (syn znanego reżysera, Radosława) samodzielnie film wyreżyserował, zmontował i napisał do niego scenariusz. Z powodu tematu i sposobu jego realizacji widownię ma zapewnioną. Jednakże widz, który z racji wieku czy literackiego obycia nie należy do bezpośredniego targetu „Baczyńskiego”, może podczas projekcji mieć do twórcy pretensje, że mimo wszystkich uatrakcyjnień i uwspółcześnień potraktował biografię i dzieło poety jak uczniowski bryk. Weźmy choćby scenę wesela, podczas której zza kadru pada zdanie: „Baczyński miał olbrzymie poczucie humoru”. I na tej konstatacji film w zasadzie poprzestaje, nie próbując ani poetyckim wersem, ani obrazem, ani stosowną anegdotą tę rewelację ciekawie uzasadnić.
Wiele podobnych stwierdzeń zatrzymuje się w filmie na poziomie deklaracji, pozostawiając niedosyt u tych, którzy chcieliby wyjść z podręcznikowej konwencji, zanurzyć się głębiej w wyobraźni poetyckiej twórcy „Ars Poetica” i poczuć na własnej skórze moc wiersza, który „jest we mnie zły, obcy, zły i nienawistny, / i pali moje noce gorejącym ogniem, / idzie przeze mnie tłumny, rozkrzyczany sobą / jak pochód ulicami niosący pochodnie”.
„BACZYŃSKI” – scen. i reż. Kordian Piwowarski, zdj. Piotr Niemyjski, muz. Bartosz Chajdecki, wyst. Mateusz Kościukiewicz, Katarzyna Zawadzka, Ewa Telega, Marta Klubowicz, Artur Bachański i inni. Prod. Polska 2013.