Azyl Ariberta Heima

Po upadku III Rzeszy naziści znaleźli w Hiszpanii miejsce, gdzie traktowano ich nie jak przestępców, lecz niesprawiedliwie skrzywdzone ofiary polityki zwycięzców. Co nie znaczy, że zawsze było im w Hiszpanii łatwo.
Hitler i Franco /
Hitler i Franco /

Mogę sobie wyobrazić któregoś z nich: jak stoi na plaży, spogląda na morze i zastanawia się, co dalej. Na przykład w Dénii. Dzisiaj Dénia to typowe nadmorskie miasto turystyczne: 27 tys. mieszkańców zimą i Bóg jeden wie, ilu podczas wakacji.

Wtedy, w roku 1945, Dénia była prowincjonalnym miasteczkiem, gdzie czas upływał sennie i przyjemnie. Można się było tam schować, zapomnieć o przeszłości. Albo marzyć o IV Rzeszy. Gdyby jeszcze tylko alianci zostawili ich w spokoju...

Tym człowiekiem mógł być np. Anton Galler, dowódca 16. Dywizji Waffen-SS, odpowiedzialny za rzeź w Santa Ana we Włoszech: 400 ofiar, głównie kobiet i dzieci. Galler z żoną mieszkali w Dénii do śmierci w 1995 r.; zmarł z powodów naturalnych i spoczywa tu, pod własnym nazwiskiem na grobie. Albo SS-Sturmbahnführer Gerhard Bremmer, który mieszkał w Dénii do śmierci i także tu został pochowany. Albo Johannes Bernhardt z NSDAP-Auslandsorganisation, który mieszkał w D?nii do 1953 roku, gdy uciekł do Ameryki Południowej. Albo Aribert Heim, "Doktor Śmierć", do dziś jeden z najbardziej poszukiwanych przestępców. Podobno i on mieszkał - tymczasowo - w Dénii. Lub Otto Skorzeny, dowódca niemieckich komandosów, mroczna legenda, mózg powojennych organizacji nazistowskich, człowiek o "niebezpiecznym życiu", jak napisał w swojej autobiografii.

Dénia nie była jedynym miejscem, gdzie się ukrywali. Uciekających nazistów można było spotkać w całej Hiszpanii. Choć preferowali miasteczka nad Morzem Śródziemnym. Krążyły o nich legendy. Pamiętam willę w dzielnicy Tetuan w Madrycie, o której mieszkańcy ulicy mówili, że mieszkał w niej Niemiec, kiedyś funkcjonariusz NSDAP. W życiu dzielnicy odgrywał rolę ducha, postrachu dla dzieci, był elementem folkloru. Trudno dziś się dowiedzieć, ile z tego było prawdą, a ile plotką.

Prawdą jednak jest, że jeszcze dziś "łowcy nazistów" szukają w Hiszpanii śladów pozostających na wolności niemieckich i austriackich przestępców z czasów wojny.

Stronnicza neutralność

Niemcy pojawili się w Hiszpanii w czasie wojny domowej (1936-39) jako doradcy wojskowi i agenci, ale dopiero podczas II wojny światowej fenomen ten urósł do takiego stopnia, że alianci byli zaniepokojeni. Hiszpania pozostawała wprawdzie neutralna, ale wojna toczyła się także tu: okrutna i cicha, między wywiadem angielskim i amerykańskim z jednej strony a niemieckim z drugiej, wspieranym przez frankistowską policję.

Franco zapłacił co prawda Hitlerowi za pomoc podczas wojny domowej koncesjami na kopalnie i otwarciem Hiszpanii dla niemieckich firm. Wprawdzie uczestniczyć w zmaganiach po stronie "osi" nie chciał (obawiał się o władzę), ale Hiszpania wspierała Hitlera, jak mogła. Dostarczała surowców do produkcji wojennej, podpisała pakt antykominternowski i wysłała 45 tys. ochotników, którzy walczyli na froncie wschodnim jako "Błękitna Dywizja". Wreszcie, w kraju działał Sofindus: niemiecki koncern, który prócz zarabiania pieniędzy zajmował się dostarczaniem "legendy" dla szpiegów. W całej Hiszpanii niemiecki wywiad miał carte blanche, a w Madrycie szef propagandy niemieckiej ambasady Josef Hans Lazar wywierał spory wpływ na hiszpańską politykę.

Lazar - to jedna z nazistowskich biografii. Syn austriackiego tłumacza urodził się w Turcji i podobno miał korzenie żydowskie. Po 1938 r. został propagandystą narodowego socjalizmu. Wysłany do Hiszpanii stworzył sieć informatorów wśród dziennikarzy, zyskując wpływ na to, jak hiszpańskie media informowały o wojnie.

Ten "człowiek Goebbelsa w Hiszpanii" i szef szpiegów był też jedną z kluczowych postaci w madryckim high life. Korzystając z tajnych funduszy, panował nie tylko nad dziennikarzami, ale pociągał za sznurki w środowisku arystokratów. Bystry człowiek: gdy stało się jasne, że Niemcy przegrają, rozpoczął stosowne przygotowania i w maju 1945 r. wyniósł z ambasady wszystko, co przedstawiało wartość: obrazy, meble, dokumenty, biżuterię. Gdy w czerwcu alianci wkroczyli do budynku przy ulicy Hermanos Bécquer 3, zastali puste pokoje.

Sam Lazar ani myślał uciekać: był przekonany, że Franco nie wyda go aliantom. Jednak ci umieścili Lazara na liście poszukiwanych. Policja hiszpańska chciała go zatrzymać. Symulował chorobę, został "internowany" w nobliwym madryckim szpitalu. W końcu pomogli mu znajomi z lepszych czasów: został w Hiszpanii i zaczął nawet pisywać do niemieckich gazet. Jak wielu starych nazistów podkreślał wówczas swój antykomunizm.

Niezwykła jest też historia Reinharda Spitzy, niemiecko-austriackiego szpiega działającego w Madrycie. Zanim wyjechał do Argentyny, był protegowanym Kościoła: najpierw ukrywał się po domach parafialnych na prowincji, a potem w klasztorze, gdzie pod przybranym nazwiskiem mieszkał dwa lata w wieży klasztornej. W końcu przebrany za księdza został przeprowadzony do Kraju Basków, skąd statkiem - jak wielu innych nazistów - przedostał się do Ameryki Południowej. Wrócił potem do Austrii i zrobił karierę; tłumaczył, że wcześnie rozczarował się Hitlerem, i że... działał w opozycji.

Pod skrzydłami Franco

2 maja 1945 r. w Barcelonie wylądował samolot. Na pokładzie był Pierre Laval, premier francuskiego rządu Vichy, kolaborującego z Niemcami. Poprosił o azyl, ale dla Hiszpanów był to kłopot. Będąc "ostatnim faszystowskim krajem w Europie", jak wtedy mówiono, Hiszpania nie chciała prowokować aliantów. Pragnący uchodzić za przywódcę antykomunistycznego i niemającego nic wspólnego z "brunatnym" totalitaryzmem, Franco zamierzał wydać aliantom Lavala w geście dobrej woli. Dla dyktatora po 1945 r. kluczowe było, aby jego władza przetrwała. Dlatego gdy stało się oczywiste, że Rzesza przegra, współpracował coraz intensywniej z aliantami. Wydał im Lavala, który został osądzony i rozstrzelany.

Hiszpanii nie przyniosło to wiele korzyści: alianci nadal uważali ją za niebezpieczną. Rozczarowany Franco postąpił więc inaczej, gdy zjawił się kolejny prominentny uciekinier: 7 maja 1945 r. w okolice San Sebastian doleciał samolot z Leonem Degrelle, liderem belgijskich faszystów i dowódcą walońskich ochotników w Waffen-SS. Hiszpanie nie byli zachwyceni gościem i myśleli nad wydaniem go aliantom. Ale Laval już nie żył, a polityka aliantów nie zmieniła się ani o jotę. Dlatego Hiszpania zaczęła przedłużać sprawę. W końcu pozwolono, by Degrelle - mający oparcie w samym Franco (podobno wymyślił mu on fałszywe nazwisko) - uciekł z Hiszpanii.

To, jaka odtąd obowiązywała polityka, pokazują marne efekty alianckich wysiłków: z listy 255 najbardziej poszukiwanych Niemców, którzy uciekli do Hiszpanii, na koniec 1946 r. tylko 105 zostało deportowanych. Z listy 479 nazistów "drugiego" i "trzeciego" stopnia Hiszpania odesłała tylko 151 (niektórzy z nich zresztą uciekli - i wrócili do Hiszpanii).

Problem Hiszpanii jako azylu dotyczył też niemieckiego mienia. Po 1945 r. Europa była pełna plotek o posthitlerowskiej konspiracji, a Hiszpania odgrywała w nich ważną rolę. Tu miałyby ukrywać się różne organizacje, tędy miałoby wędrować złoto zrabowane w okupowanej Europie. Carlos Collado Seidel, hiszpańsko-niemiecki badacz nazizmu, opowiada, że w plotkach tych nie było wiele prawdy. Jednak zaraz po wojnie alianci bali się, że w Hiszpanii osiądą organizacje finansujące nazistowskie podziemie. Ich presja spowodowała w końcu, że mienie należące do państwa niemieckiego zostało znacjonalizowane, a potem w znacznej części przekazane w ich ręce.

Alianci domagali się też, by skonfiskować mienie osób prywatnych. W 1948 r. podpisano umowę, na mocy której Hiszpania podzieliła się majątkiem Niemców ze zwycięzcami. Była jednak furtka: nacjonalizacja nie dotyczyła tych Niemców, którzy mieli obywatelstwo hiszpańskie lub mieszkali na stałe - czyli także przestępców wojennych i nazistów, którzy zdążyli zostać członkami hiszpańskiego społeczeństwa.

Ci zaś zaczynali czuć się bezpiecznie.

Skorzeny, który uciekł w 1949 r. do Argentyny, wrócił do Hiszpanii. Został milionerem, wspierał europejskich neonazistów. Zmarł w Madrycie w 1975 r. Degrelle też wrócił do Hiszpanii i również odegrał ważną rolę w organizacjach neonazistowskich. Umarł spokojnie w Maladze w 1994 r.

Nie zawsze tak to się kończyło. Aribert Heim, gdy w 1961 r. rozpoczęło się na niego polowanie w RFN, znalazł schronienie w Dénii, a potem w Katalonii. Gdy "łowcy nazistów" wpadli na jego trop, uciekł do Ameryki Południowej. Stało się to pod koniec roku 2005.

Historia jeszcze się nie skończyła.

Korzystałem z książek Carlosa Collado Seidela i José Marii de Irujo.

JOSÉ M. FARALDO (ur. 1968) jest historykiem i publicystą; przełożył też książki Andrzeja Sapkowskiego na hiszpański.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 39/2006

Artykuł pochodzi z dodatku „Historia w Tygodniku (39/2006)