Alpaga, historia i otchłań

Jeśli przed bohaterami tej powieści coś - zgodnie z tytułem - “jest", to istnienie owo ma charakter zdradliwy - majaczy pustką i mrokiem. Nie przypadkiem książka zaczyna się od młodzieńczego biegu, kończy zaś potknięciem, upadkiem i śmiercią.

26.10.2003

Czyta się kilka minut

Bohaterowie “Jest" to grupa kolegów, uczniów warszawskiego liceum. Poznajemy ich w sierpniu 1980 r., gdy kończą wakacje i zaczynają III klasę; maturę zdadzą już w stanie wojennym. Oto oni: Karol - niedoszły filozof i początkujący poeta; egzaltowany Arysto, pielęgnujący pamięć swoich dobrze urodzonych przodków; założyciel undergroundowej kapeli Piotr, słuchający Sex Pistols i wierzący w punkowe “no future"; zafascynowany bronią Krasnolud; wreszcie Ino - młody malarz, syn związanej z opozycją artystki, którego zakatują milicjanci.

Z błota, śniegu i ciemności

W historii Ino nietrudno zauważyć podobieństwa do postaci Grzegorza Przemyka, syna poetki Barbary Sadowskiej, 19-latka śmiertelnie pobitego przez milicję w 1983 roku. Autor książki znał Przemyka, o czym wspomina w reportażu Wojciecha Tochmana: “Obok, dwie minuty od ulicy Hibnera, przy Jasnej na tyłach domów towarowych »Centrum«, mieszkała kiedyś inna poetka. Grzegorz był rówieśnikiem jej syna - Dawida. Dawid B., dzisiaj psycholog, opowiada o dzieciństwie: - Dorastaliśmy pod stolikami w barku Kurierek. Tam nasze samotne mamy ubrane w jakieś pióra i kwiaty popijały wino" (“Gazeta Wyborcza", 15 III 1997).

Dawid Bieńkowski nie napisał jednak “powieści z kluczem", a w każdym razie takie odczytanie “Jest" byłoby zdecydowanym zubożeniem. Ta książka to panorama postaw, zachowań, wyborów, przed którymi stanęli polscy nastolatkowie lat 80. i zapewne mogą się w niej bez trudu odnaleźć przedstawiciele tego - zbliżającego się dziś z wolna do czterdziestki - pokolenia. Jego bohaterowie są prawdziwi, bo wielowymiarowi; miesza się w nich niedojrzałość, banał, młodzieńcze prostactwo i okruchy talentu, wrażliwość, szlachetność. Dominuje niepewność i jakiś, mniej lub bardziej uświadamiany, lęk - zapijany winem, zażegnywany zgrywą. Lęk końca dzieciństwa, niejasnej przyszłości, niewiedzy, co przyniesie dalsze życie, czego właściwie od niego oczekiwać.

“Jest" szkicuje Polskę początku lat 80. Pogrążoną w beznadziei, której nie naruszają nawet “solidarnościowe" miesiące, kraj szarych bloków i ulic, błota, śniegu i ciemności, rozświetlanej ogniami koksowników, przy których grzeją ręce milicjanci. Akwarium pełne zmętniałej wody, w której zanurzeni są ludzie tamtego czasu.

Zaspana prowincja, obojętna wobec tego, co dzieje się na Wybrzeżu, nauczyciele-członkowie ORMO, tajniacy, spóźnieni o dekady hippisi - naiwni w swoim buncie i zupełnie oderwani od rzeczywistości, punkowcy - mieszający autentyzm sprzeciwu z pozą i grafomanią; wiersze Wojaczka, Stachury, Kaczmarskiego, Herberta... I wreszcie morze alpagi (w Krakowie mówiło się: “siara"), którą piją bohaterowie (na jednej z imprez zastaje ich stan wojenny), kłócąc się o sztukę i “sens życia", bardziej jeszcze marząc o miłości i seksie, niż ich doznając. Ale też podziemny ruch wydawniczy, kolportaż ulotek, butelki z benzyną ciskane w pomnik Dzierżyńskiego, poczucie godności, wzajemnej więzi tłumu, stojącego naprzeciw zomowców.

Chłopcy z książki Bieńkowskiego są jeszcze nieopierzeni, walczą w nich z sobą dziecinność i dojrzałość. Wiadomość o podpisaniu porozumień gdańskich (31 sierpnia 1980) to tyleż radość i poczucie zwycięstwa, co lekkie rozczarowanie - a więc wakacje skończą się planowo, trzeba będzie pójść do szkoły. Bo tym, czego najbardziej się boją, są ciągle jeszcze znienawidzeni nauczyciele, pracownia matematyczna, zbiórka przed przysposobieniem obronnym i porcja wyzwisk, którą się usłyszy z powodu długich włosów - szkoła nudna i szara, tchnąca rutyną, konformizmem i bezsensem. Dorośli widzą w nich przede wszystkim dzieci, nawet dorośli z opozycji, którzy zamiast wolnych samorządów proponują im samokształcenie i spotkania z “ciekawymi ludźmi".

Chłopcy jednak szybko dojrzewają - pomaga historia, czas “solidarnościowego" święta, czas świadomości obywatelskich praw. W rocznicę rewolucji październikowej Karol i Arysto wywieszają przed wejściem do liceum transparent z napisem “Wszechświatowe kłamstwo", tyleż pragnąc dać świadectwo sprzeciwu, co licząc na zainteresowane spojrzenia dziewcząt. Cokolwiek dziecinna zgrywa będzie punktem wyjścia do czegoś znacznie poważniejszego: miast zakończyć się po prostu relegowaniem chłopców (tak byłoby jeszcze kilka miesięcy wcześniej), przynosi uczniowski strajk - piękny przykład solidarności i odwagi cywilnej (wcale niełatwo zdobyć się na nią w takim wieku!), nagły przypływ powagi, moralną lekcję i wreszcie zwycięstwo, udowodnienie, że niesprawiedliwym zarządzeniom władz (szkolnych i innych) można się skutecznie sprzeciwiać.

Zaklęty korowód

Siłą książki jest ironia, z jaką Bieńkowski traktuje bohaterów (a może: siebie samego sprzed lat), pozwalająca uniknąć łatwej nostalgii czy patosu, ale nie przemieniająca się w cyniczny sarkazm. Pisarz pokazuje, jak w bardzo polską miksturę łączą się groteska, śmieszność, powaga i tragizm. Uśmiech wywołuje Karol, który myśląc, że śledzą go tajniacy, chce znaleźć właz do kanałów, ale chwilę później uprzytamniamy sobie, że pamięć Armii Krajowej i Powstania jest w Warszawie jakoś żywa, współczesność dosłownie podszyta historią, podziemne gazetki drukuje się w piwnicy osmolonej pożarami roku 1944. I więcej jeszcze, bo w całej swej wzniosłości i ułomności, poświęceniu i nieraz bez sensu marnowanej odwadze trwa polski los, którego pierwowzorem jest straceńcze powstanie styczniowe...

Nie ma tu kombatanctwa, ale też odcięcia się od własnej przeszłości i ośmieszenia jej. Z chaosu zdarzeń, dymu palonych w szkolnej ubikacji papierosów, siarczanego smaku win owocowych wyłaniają się chwile powagi, jakieś okruchy narodowego dramatu. Między realistycznie ukazane wydarzenia wkradają się sceny symboliczne, przyznajmy uczciwie, że artystycznie dość ryzykowne, balansujące na granicy kiczu i usprawiedliwione jedynie stanem świadomości licealistów, “przerabiających" właśnie kanon romantycznych i młodopolskich lektur, których odpomnienie ułatwia alkohol. Niebieskie ogniki lampek, wśród których pojawia się szkielet Polonii, próbując wciągnąć Ino w mrok; zaklęty korowód Polaków zmierzających przy dźwiękach poloneza (“Pożegnanie Ojczyzny" Ogińskiego!) na Golgotę; kamienie z bruku zmieniające się w twarze zamordowanych Żydów...

Tragizm to jednak przede wszystkim śmierć Ino - przypadkowa i swą bezcelowością tym bardziej okrutna, zabierająca spośród bohaterów tego, po którym można się było najwięcej spodziewać, całkowicie zmieniająca tonację czasu. Jak wspominał Kuba Wygnański (w dokumentalnym filmie Marii Zmarz-Koczanowicz “Pokolenie ‘89" i na łamach “Tygodnika Powszechnego" nr 50/2002): “To wszystko było mieszanką zabawy i polityki, jakimś dziecinnym »harcownictwem«. Ale wtedy zabito Grzesia Przemyka. To było jakby złamanie reguł gry: przecież miało być wszystko trochę na niby. »Lelewel« znajduje się niedaleko św. Stanisława Kostki, gdzie miał się odbyć pogrzeb Grześka. Dyrekcja zamknęła szkołę, ale uciekliśmy przez okna i poszliśmy na ten pogrzeb".

A po tej śmierci znów rozpoczyna się bolesna tragikomedia - ubeckiej propagandy i patriotycznego kłamstwa; rzeczywisty Ino ginie między plotkami o wykorzystywanym przez “Solidarność" narkomanie i złodzieju z jednej strony, a mitem bojowca bez skazy - z drugiej.

Pajęczyna

Jeśli pod codzienną szkolną rzeczywistością kryje się historia, tyleż uczestnictwo w niej młodych drukarzy i kolporterów, co ich odnajdywanie siebie w polskim archetypie, ciągłości zrywów i porażek, w nurtach “rzeki podziemnej" czy murach “oblężonego miasta", to jeszcze głębiej tkwi jak zadra bolesne wtajemniczenie w dorosłość. Czyli w klęskę.

Fiasko spotyka właściwie wszystkich bohaterów. Ino zostaje zabity na samym początku twórczej drogi. Krasnolud wymienia pamięć o przyjacielu na kieliszek wina. Wyrzucony ze szkoły, Piotr niknie nam z oczu. Arysto wpada w chorobę psychiczną. Karol bezskutecznie zmaga się z rozpaczą, obrzydzeniem do siebie i świata, spotykając w końcu - przypadkową? świadomie wybraną? - śmierć.

Myśli Karol: “Wszystko bez sensu. Jakże ciężko chodzi się po ziemi. I po co ten codzienny wysiłek pokonywania grawitacji. - Usiadł na schodach kościoła i zwiesił głowę. - W każdej chwili On może zrobić pstryk i koniec... nic od nas nie zależy i nic się nie ostanie". Oczywiście - to banalne odkrycia, których dokonujemy, opuszczając zaczarowany ogród dzieciństwa. Doznanie absurdalności ludzkiego losu jest jednak w chłopcach z książki Bieńkowskiego wyjątkowo intensywne, jakby ich pokolenie było nim szczególnie naznaczone, jakby deziluzja polityczna przyniosła też rozczarowanie poważniejsze - światem jako takim. Wejście w dorosłość zdaje się być równoznaczne z pożegnaniem wszelkich złudzeń, matura - jak chętnie powtarzają: “egzamin dojrzałości" - jawi się tym licealistom jako rzeczywiste zamknięcie rozdziału, wyrazista granica, przynajmniej jednemu z nich, Karolowi, jako próg, którego nie powinien przekraczać.

Jeśli przed bohaterami tej powieści coś - zgodnie z tytułem - “jest", to istnienie owo ma charakter zdradliwy - majaczy pustką i mrokiem. Przypomina tę zasnutą pajęczynami dziurę? otchłań?, którą widzimy na okładce książki. Być może nie przypadkiem “Jest" zaczyna się od młodzieńczego uskrzydlonego biegu, kończy zaś potknięciem, upadkiem i śmiercią.

Jakie będą dalsze losy Dawida Bieńkowskiego, któremu debiutancka powieść przyniosła (obok wcześniejszych wyróżnień) najważniejszą polską nagrodę literacką młodych?

“Jest" to nie arcydzieło; nie jest książką, która poraża skalą talentu czy jednoznacznie otwiera jakiś nowy rozdział (rozdzialik) historii polskiej literatury. To rzecz rzetelnie napisana, o lepszych i nieco gorszych partiach, ujmująca i wyborem tematu, i jego oszczędnym potraktowaniem, sprawiedliwym odmierzeniem miary własnej młodości. Ale przecież czytając w 1989 roku “Wyznania twórcy pokątnej literatury erotycznej" też niełatwo było przewidzieć, że ich uhonorowany właśnie przez jury Nagrody autor, Jerzy Pilch, w ciągu najbliższych lat stanie się jednym z najważniejszych polskich prozaików.

Podczas niedawnego spotkania z czytelnikami w Krakowie Bieńkowski przeczytał brawurowy fragment nowej książki, monolog “Euzebka", który od ulicznego sprzedawcy wspiął się do stanowiska sales managera w polskiej sieci globalnej korporacji, jakimś McDonald’s czy Pizza Hut. Monolog nieodparcie śmieszny, ale też niezwykle prawdziwy. Pomyślałem, że bardzo chętnie przeczytałbym taką powieść o naszej współczesności: napisaną z oddechem, poczuciem humoru, bez ideologicznego zacietrzewienia, za to zręczną w podchwytywaniu językowego i obyczajowego szczegółu. Czekajmy zatem.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Ur. 1971 r. Krytyk literacki, pracownik Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie, sekretarz Międzynarodowej Nagrody Literackiej im. Zbigniewa Herberta, wieloletni redaktor „Tygodnika Powszechnego”. Autor książki „Miłosz. Biografia” (Wydawnictwo Znak,… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 43/2003

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku (43/2003)