Akademickie hybrydy

Propozycje min. Barbary Kudryckiej, jeśli wejdą w życie, nie przeorają niesprawiedliwego systemu opłat za studia. Ważniejsze są pytania o przyszłość: czy Polska zmierza do powszechnej odpłatności i czy jest na nią gotowa?

23.06.2009

Czyta się kilka minut

Zeszłotygodniowe propozycje zmian zasad odpłatności za studia stacjonarne nie są - jakby można sądzić z alarmujących wystąpień polityków opozycji - głównym elementem założeń do reformy autorstwa min. Barbary Kudryckiej. Co więcej, stanowią tylko ich niewielką część.

Założenia te - oznaczające konieczność nowelizacji ustawy o szkolnictwie wyższym oraz ustawy o stopniach naukowych i tytule naukowym oraz o stopniach i tytule w zakresie sztuki - zawierają choćby propozycję nowego modelu finansowania uczelni, dając możliwość menedżerskiego kierowania uczelniami czy nowy model kariery akademickiej. Ale to właśnie nowe zasady płatności wywołały żywą dyskusję: krytykę opozycji, która zobaczyła tu forpocztę zamachu na konstytucyjny zapis o bezpłatnym szkolnictwie; protesty studentów, którzy przestraszyli się kosztów związanych z podjęciem drugiego kierunku studiów, oraz krytykę przedstawicieli świata nauki.

- Zaskoczyły mnie te ataki - przyznaje w rozmowie z  "Tygodnikiem" minister Kudrycka. - Tym bardziej że wiele głosów krytycznych pojawiło się, zanim założenia opublikowane zostały na stronie internetowej ministerstwa.

Zmiana niewiele zmieni

Propozycje, we fragmencie dotyczącym odpłatności, sprowadzają się do ograniczenia darmowych studiów stacjonarnych na uczelniach publicznych. Jeśli wejdą w życie, studentom przysługiwać będzie prawo do bezpłatnego kształcenia w ramach limitu punktów ECTS (europejski, zunifikowany system punktacji za osiągnięcia akademickie). Student otrzyma limit 300 (studia pięcioletnie) lub 360 punktów (sześcioletnie). Za kształcenie zapłacą ci, którzy zdecydują się podjąć drugi kierunek. Jak mówi minister, takie osoby stanowią dziś ok. 10 proc. studiujących.

Propozycje spotkały się z krytyką środowiska naukowego, którego przedstawiciele argumentują: zmiany płatności nie mają charakteru systemowego.

- Mówimy o 10 proc. studentów, nie będzie z tego wielkich oszczędności - uważa prof. Zbigniew Pilarczyk, prorektor ds. studenckich UAM w Poznaniu. - Poza tym zjawisko wiecznego studiowania minęło. Studenci nie podejmują drugiego kierunku dla widzimisię, ale z autentycznej potrzeby podnoszenia i uzupełniania kwalifikacji.

Według prof. Wiesława Banysia, rektora Uniwersytetu Śląskiego, propozycja, jeśli wejdzie w życie, niewiele zmieni: - Założenia mówią, że ok. 10 proc. studentów kształci się na więcej niż jednym kierunku. Są to zwykle studenci najlepsi. Jednocześnie mówi się, że po wprowadzeniu zmian 10 proc. najlepszych zachowa przywilej darmowego kształcenia na większej liczbie kierunków. Może więc wyjść na to samo.

Min. Kudrycka jest innego zdania: propozycje rozszerzą dostęp do studiów bezpłatnych osobom, które dotychczas tego dostępu nie miały.

- Uczelnie publiczne, a zwłaszcza studia stacjonarne, są dziś dla wybrańców - argumentuje. - Zmiany doprowadzą po latach do stopniowego uwalniania miejsc dla tych, którzy nie dostali się na studia, bo inni, już studiujący na tej uczelni, ich uprzedzili.

Pokrzywdzeni, którzy mieliby skorzystać na zmianie przepisów, to według min. Kudryckiej właśnie młodzi o mniejszym kapitale kulturowym.

Prof. Pilarczyk: - Argumenty ministerstwa nie przekonują. Przypominają trochę te podnoszone w latach 70.: biednym kandydatom odbieramy miejsca. To nie jest ta skala, żeby używać argumentów tak dużego kalibru. Tym bardziej że nie ma gwarancji, iż pula 10 proc. trafi do środowisk biedniejszych.

Krytycy propozycji zmian zwracają uwagę na jeszcze jeden element: Polska powinna przestać kierować się logiką kierunków studiów, bo ich instytucja stała się na świecie anachroniczna. W zamian powinniśmy sprzyjać studiom interdyscyplinarnym i międzywydziałowym.

- Lepiej pozwolić uczelniom kształtować i oferować studentom "programy studiów", znacznie bardziej elastyczne i dostosowane do umiejętności kadry nauczającej i potrzeb profilu wykształcenia, jaki chce uzyskać student - mówi prof. Tadeusz Luty, honorowy przewodniczący Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich. - Jeśli chcemy utrzymać "bezpłatne" studia dzienne na uczelniach publicznych, wystarczy określenie punktów ECTS lub/i okresu studiów.

Niegotowi politycy

Jedno jest pewne: propozycje min. Kudryckiej, jeśli wejdą w życie, nie wprowadzą radykalnych zmian w zasadach płatności za studia. Dodadzą jedynie niewielką zmianę do hybrydalnego, niemającego odpowiednika w większości krajów europejskich systemu: z jednej strony fikcyjnej, zapisanej w konstytucji "bezpłatności" (płacimy za studia zaoczne, a i na dziennych uczelnie pobierają rozmaite opłaty), z drugiej wysokich opłat za studia na uczelniach prywatnych i studiach zaocznych na uczelniach publicznych.

Nic dziwnego, że przy okazji dyskusji nad nowymi zasadami odpłatności za studia powraca pytanie: do jakiego systemu zmierzamy? Prof. Banyś: - Najlepszy byłby jeden z systemów "idealnych": albo powszechna, autentyczna bezpłatność, albo zasada powszechnej odpłatności, oczywiście wsparta systemem kredytów gwarantowanych przez państwo.

Dziś jednak Polska, według prof. Banysia, nie jest gotowa na wprowadzenie żadnego z nich: - Najważniejszy jest cel. Doprowadzenie do sytuacji, w której jak największa liczba młodych ludzi, którzy chcą studiować, będzie mogła to robić bez przeszkód. W obecnych realiach opowiadam się za pozostawieniem dotychczasowych zasad, bo one dają większą pewność, że będziemy się do tego celu zbliżać.

Innego zdania jest prof. Luty. - Nie da się utrzymać systemu szkolnictwa wyższego bez powszechnej współpłatności. Do tego nie trzeba nawet zmieniać Konstytucji, bo płatność może być, wzorem Wielkiej Brytanii, regulowana po studiach. Dlaczego żaden z dotychczasowych rządów nie wprowadził takiej reformy?

- Słaba władza polityczna niedoceniająca wsparcia ze strony środowiska akademickiego - ocenia prof. Luty. - I brak porozumienia ponad politycznymi podziałami.

Rzeczywiście, powszechna odpłatność (lub współpłatność) za studia to temat politycznie delikatny: utrzymywanie fikcji pod chwytliwie brzmiącym tytułem "darmowa edukacja" to strategia bezpieczniejsza. Pewnie dlatego w 2005 r., kiedy rząd Marka Belki z wiceminister Anną Radziwiłł przedstawiał pomysł powszechnej odpłatności za studia, nie tylko spotkał się z krytyką opozycyjnych PO i PiS-u, ale nie uzyskał nawet akceptacji własnego zaplecza politycznego.

Być może z tego samego powodu jednoznacznej deklaracji co do kierunku zmian unika dzisiaj min. Barbara Kudrycka. - Zdaję sobie sprawę, że studenci uczelni niepublicznych, finansujący z podatków tych, którzy studiują na publicznych, nie są zadowoleni z tej sytuacji - stwierdza i dodaje: - Dzisiaj nie ma jednak możliwości wprowadzenia radykalnych zmian.

Nieoficjalnie urzędnicy ministerstwa przyznają: skoro kosmetyczne naruszenie zasad płatności wywołało kontrowersje, zmiana radykalna niechybnie skończyłaby się polityczną awanturą.

Niegotowy system

Niezależnie od wielkiej polityki, otwarte pozostaje pytanie o gotowość organizacyjną i finansową. - Żeby system powszechnej odpłatności miał sens, musiałyby powstać dokładne analizy kosztów - mówi prof. Banyś. - Musielibyśmy wiedzieć, ile uczelnie wydają na dydaktykę na poszczególnych kierunkach. Wtedy zamiast wydawania pieniędzy państwowych, moglibyśmy wprowadzić system bonów, które przyjęłyby formę gwarantowanych przez państwo kredytów. Ale tej wiedzy nie mamy.

Prof. Pilarczyk dodaje kolejne zastrzeżenie: słabość polskiego systemu kredytów studenckich. - Na UAM kilkakrotnie wprowadzaliśmy różne sposoby kredytowania, i skończyło się to niczym - mówi. - System jest mało spójny i klarowny. Zachowujemy się więc trochę jak dzieci we mgle: każdy mówi o "jakimś systemie kredytów".

Prof. Tadeusz Luty, zwolennik powszechnej współpłatności za studia, przypomina, że dyskusja nad pomysłem wprowadzenia zmian trwa od dawna, a Konferencja Rektorów Akademickich Szkół Wyższych już kilka lat temu inicjowała poważną dyskusję na ten temat, podając analizy i argumenty na rzecz odważniejszych reform.

- Brakuje woli opracowania systemu pomocy materialnej, kredytów umożliwiających współpłatność - przyznaje. - Taki system to zasadniczy warunek wprowadzenia zmian.

Na razie zmiany systemowe natrafiają na mur niemożności: politycznej i organizacyjnej. Pozostaje łatanie dziur.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w tematyce społecznej i edukacyjnej. Jest laureatem Nagrody im. Barbary N. Łopieńskiej i – wraz z Bartkiem Dobrochem – nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Trzykrotny laureat… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 26/2009