Afgańskie wybory

Dzień, w którym w Afganistanie dokonywała się pierwsza w jego dziejach demokratyczna sukcesja władców, nie wyglądał na wiosenną jutrzenkę, wypełniającą serca nadzieją.

07.04.2014

Czyta się kilka minut

Afgańczycy stanęli w kolejkach, by móc zagłosować w wyborach prezydenckich. Frekwencja zaskoczyła nawet komisje wyborcze; w niektórych zabrakło kart. Kabul, 5 kwietnia 2014 r. / Fot. Shah Marai / AFP / EAST NEWS
Afgańczycy stanęli w kolejkach, by móc zagłosować w wyborach prezydenckich. Frekwencja zaskoczyła nawet komisje wyborcze; w niektórych zabrakło kart. Kabul, 5 kwietnia 2014 r. / Fot. Shah Marai / AFP / EAST NEWS

Wyborcza sobota 5 kwietnia wstała chmurna, zimna, a w kolejkach do wyborczych lokali Afgańczycy kulili się przed deszczem. Niepogodę znosili bez niecierpliwości. Podobnie jak życie, jakie zgotował im los. 40 lat ciągłych wojen nauczyło ich, by do elekcji nowego prezydenta odnieść się z należytą powagą, ale nie łudzić się, że sama zmiana władcy cokolwiek rozwiąże.

Afgańskie wybory byłyby punktem zwrotnym, gdyby zostały zerwane przez talibów. Byłoby to najboleśniejsze świadectwo klęski Zachodu pod Hindukuszem. Przeprowadzono je jednak, choć w huku bomb i karabinowej palby. Gdy zostanie ogłoszony zwycięzca – być może dopiero pod koniec lata – Hamid Karzaj, jako pierwszy z afgańskich królów, emirów i prezydentów, złoży urząd, nie tracąc przy tym życia ani wolności.

Wraz z nim odejdzie epoka wyznaczona przez jego panowanie. Gdy nastawał pod koniec 2001 r., wyniesiony do władzy przez Zachód, zachwycano się wszystkim, co robił i mówił, a nawet jak się ubierał. Ale tak naprawdę Zachód zachwycał się samym sobą. Karzaj uosabiał przekonanie Zachodu, że jego wynalazki – demokracja, prawa człowieka i wolny rynek – to wytrych, który otwiera wszystkie wrota świata, na Saharze, w rozlewiskach Mekongu i pod Hindukuszem.

Pożegnaniu z Karzajem towarzyszy zaś gorycz zawodu, wzajemnych pretensji i poczucie zmarnowanych możliwości. Zachód jest rozczarowany Karzajem, a Karzaj Zachodem. Karzaj wstydzi się, że jest dłużnikiem Zachodu, Zachód próbuje na niego zrzucić winę za swoje klęski, wynikające głównie z jego własnej pychy. Nie potrafią się już zejść, jak kiplingowski Wschód z Zachodem.


WOJCIECH JAGIELSKI jest dziennikarzem PAP.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 15/2014