Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Jeśli okazałoby się, że źródłami przecieku byli wiceminister spraw wewnętrznych bądź komendant główny policji, to może być to dowód (znowu nie pierwszy, ale - z uwagi na funkcje bohaterów - powalający) na umacnianie się czysto już mafijnych struktur w państwie. Sprawa starachowicka zaczęła się wszak od powiązań tamtejszej przestępczości zorganizowanej z miejscowymi samorządowcami - a teraz okazałoby się, że macki sięgają najwyższych szczebli polityki i organów ścigania. I niewiele ma tu do rzeczy, z jakich pobudek działali wiceminister i generał: bo nawet jeśli był to tylko polityczny oportunizm, skorzystali na tym przestępcy - mafijny mechanizm więc zadziałał.
Jeśli okazałoby się natomiast, że oskarżenia wobec komendanta głównego są efektem intrygi jego podwładnych (wspomaganych przez życzliwych im kompanów z prokuratury) - bo i takie interpretacje się pojawiają - dowodziłoby to spisku w szeregach policji. To też nie pierwszy taki przypadek (by wspomnieć o buncie słuchaczy szkoły policyjnej w Szczytnie zaraz na początku reform). Tyle że można śmiało snuć porównania ze słynnym “obiadem drawskim", podczas którego generalicja wymówiła posłuszeństwo cywilnemu ministrowi obrony. Kto wie, czy w sumie ta wersja nie byłaby najgroźniejsza: wszak w służbie mundurowej, mającej na dodatek stać na straży praworządności, zamach na szefa przy użyciu przestępców, polityków i przecieków medialnych zdaje się być czymś niewyobrażalnym.