Absurd i sens

Trudno rozpoznać cel, w jakim TP opublikował tryptyk o siostrach zakonnych. Czy chodziło o zdemaskowanie ukrywanych dotąd przez żeńskie zgromadzenia zakonne realiów ich życia? Jeśliby opisywać rzeczywistość zgodnie z wymogami równouprawnienia płci, należałoby teraz oczekiwać tekstów o zgromadzeniach męskich.

23.01.2005

Czyta się kilka minut

---ramka 344880|prawo|1---“Czwarta władza" parokrotnie w 2004 roku sięgała po temat sióstr zakonnych. Kiedy o tym samym pisze się w kolejnym periodyku, można by się spodziewać polemiki z wcześniejszymi publikacjami albo wskazania nieporuszanych dotąd, ważnych jego aspektów. Kiedy tym periodykiem jest “TP", mam prawo oczekiwać rzetelnego obrazu życia sióstr zakonnych, głęboko osadzonego w tradycji Kościoła. Czy publikowane w “Tygodniku" artykuły spełniają te oczekiwania? Obawiam się, że nie. Być może jednak autorka tryptyku chciała wyjść naprzeciw nieco zdesperowanym siostrom, dając im rzadką okazję wypowiedzenia długo tłumionych żalów, rozczarowań, frustracji i nieśmiałego buntu...

Jaki może być skutek opublikowania takich tekstów? Przypuszczam, że czytelnik, dla którego rzeczywistość życia zakonnego - przedstawiona wedle klucza trzech ślubów zakonnych: czystości, ubóstwa i posłuszeństwa - była dotąd niewiadomą, po lekturze tekstów może bądź z politowaniem pokiwać głową nad nieroztropnością (delikatnie mówiąc) kobiet, które na własne życzenie “pakują się" w taki dyskomfort, bądź nabrać przekonania, że Kościół akceptuje styl świętości ugruntowany w patriarchalnym modelu życia za czasów “króla ćwieczka". Nieliczne światłe postaci występujące w tekstach to księża, którzy jako eksperci od życia zakonnego ujawniają z pozycji “widzących" tkwiące w nim patologie. A że odkrywanie prawdy zwykliśmy postrzegać jako pewną formę bohaterstwa, na tryptyk można by spojrzeć jak na słynne “notatki", chwaląc przy tym ich autorkę, że wypowiada się w imieniu długo zmuszanego do milczenia środowiska. Oto nareszcie prawda wyszła na jaw! Jeśli zaś kogoś oburzają opublikowane teksty, widocznie - zgodnie ze starym adagium: “uderz w stół, nożyce się odezwą" - prawda go w oczy kole.

Niełatwo zatem odnieść się do omawianych tekstów. Zawartym w nich wypowiedziom sióstr zaprzeczać wprost nie sposób, bo równałoby się to wysuwaniu oskarżeń albo pod adresem autorki artykułów, zarzucając jej manipulowanie uzyskanymi w trakcie wywiadów z siostrami informacjami, albo samych sióstr - że podane przez nie informacje są nieprawdziwe. Tymczasem, próbując się jakoś ustosunkować do treści, które w moim przekonaniu stanowią dalece niepełny i przez to właśnie fałszywy obraz żeńskich zgromadzeń zakonnych, nie mam zamiaru nikogo obrażać, a już tym bardziej oskarżać. Nie będę zatem wprost polemizować z wypowiedziami zawartymi w artykułach, postaram się raczej naszkicowany w nich obraz dopełnić, próbując zarazem wskazać sens życia, które w świetle omawianego tryptyku wydaje się nonsensowne.

Nieznane - niezrozumiane

Nie istnieją formy ludzkich społeczności - od rodziny począwszy - w których nie pojawiałyby się jakieś elementy patologii. Powód jest oczywisty: nie jesteśmy doskonali. Nikt przytomny nie będzie jednak opisywał życia rodzinnego jedynie przez pryzmat pojawiających się w nim bolączek, jakkolwiek wszyscy jesteśmy ich świadomi. Mamy zatem prawo oczekiwać, że w artykule pretendującym do miana rzeczywistego opisu życia zakonnego nie znajdą się jedynie bulwersujące przykłady, czasami trochę rodem z Monty Pythona. Jeśli bowiem niepokojące brakiem prostej, życiowej mądrości przykłady są główną osnową tryptyku, pojawia się kolejny niepokój: czy aby nie mamy do czynienia z “artykułami z tezą"? Nawet jeśli wykluczymy tego rodzaju intencję autorki - nie mamy wszak podstaw do takich oskarżeń - i tak trudno ukryć niepokój. O ile bowiem życie rodzinne jest wszystkim dobrze znane i bez względu na to, z jak karygodnymi przejawami rodzinnej patologii będziemy mieli do czynienia i tak nie zaprzeczymy, że jest ono wartościowe, życie zakonne jawi się nam jako trochę egzotyczne. Nasze wyobrażenia świata za klauzurą wydają się być bardziej kształtowane przez Umberto Eco (“Imię róży" przedstawia akurat męski świat zakonny) niż przez znane nam realia.

Można zatem przypuszczać, że ufający redakcji czytelnik (a niby dlaczego miałby nie ufać, skoro to przecież “Tygodnik"...) dojdzie po lekturze artykułów do wniosku, że tak właśnie, a nie inaczej wygląda świat sióstr zakonnych. Autorka artykułów wzięła na siebie, w moim przekonaniu, odpowiedzialność za kształtowanie opinii na temat żeńskich zgromadzeń zakonnych. Zastanawiam się, czy nie zbyt dużą, biorąc pod uwagę, że w tej rzeczywistości nie przebywa i - proszę wybaczyć - do końca jej nie rozumie. Trudno przedstawić rzetelnie nieznane nieznającym. Katarzyna Wiśniewska opisuje świat zakonny trochę jak skansen, w którym krążą istoty nie z tej epoki, udające, że są bezpłciowe i planujące w ramach reformy stroju zasłanianie twarzy (mało oryginalne). Nie stara się wniknąć w racje, skłaniające młode kobiety do wyboru życia zakonnego. Oprowadza nas po tym świecie ni razu nie stawiając swoim respondentkom pytania: dlaczego? Dlaczego, na miłość Boską, godzą się na formę życia, która przynajmniej niektórym z nich zdaje się niedorzeczna?

Absurdalne

Czy opisane w artykułach “trzykroć przedziwne" przykłady zażywania bromu, rezygnacji z noszenia bielizny, biczowania się, itp. nie są prawdą? Nie wiem. Śmiem twierdzić, że rzeczywistość zakonnego życia jest mi bliższa niż autorce artykułów, ale o tego rodzaju praktykach stosowanych współcześnie w zgromadzeniach zakonnych dowiedziałam się dopiero z “TP". Oczywiście, nie mam podstaw, by zarzucać bohaterkom artykułu kłamstwo. Trudno jednak ocenić mi wspomniane praktyki inaczej niż jako absurdalne, a nie trzeba nikogo przekonywać, że do absurdów ludzie bywają ogromnie przywiązani. Pół biedy, kiedy tworzą je sami dla siebie, gorzej, gdy wciągają w nie innych. Paradoks polega bowiem na tym, że ludzie tkwiący w świecie absurdu traktują go zwykle śmiertelnie poważnie i bronią, jakby był największą świętością. Trudno czasem oprzeć się wrażeniu swoistego podziwu dla czyjejś wierności w przestrzeganiu absurdalnych przepisów; dla wierności samej w sobie, ponieważ absurd nie może zasługiwać na żadną aprobatę.

Znając mentalność współczesnej młodzieży (jakby nie było pracuję z nią od lat), trudno mi wyobrazić sobie, że młody, zdrowy psychicznie człowiek dobrowolnie zgodzi się na podporządkowanie absurdom. Dlaczego? Ponieważ Bóg jest nie tylko miłością, ale i mądrością. Jakkolwiek nie było chyba w historii Kościoła głupoty, która nie zostałaby przez niektórych przynajmniej przedstawicieli tegoż Kościoła okrzyknięta wolą Bożą, życie zweryfikowało już niejedną skrajną ideę. W historii Kościoła nie brakowało i nie brakuje kontestatorów zastanej rzeczywistości. Ich życie nigdy nie było z tego tytułu komfortowe (a któż lubi, jak go krytykują!), ale stanowili zawsze rodzaj twórczego fermentu. To oni zazwyczaj byli reformatorami Kościoła, w tym również związanych z nim instytucji, jakimi są zgromadzenia zakonne. Ale uwaga: kontestacja nie polega tutaj na totalnym burzeniu zastanej rzeczywistości. Z faktu, że coś jest trudne czy niezrozumiałe (w sensie braku powszechnej oczywistości i akceptacji) nie wynika, że jest to absurdalne. Przypisywanie woli Bożej wymyślonym przez ludzi absurdom jest obrazą samego Boga (również wówczas, kiedy absurdy te głosiliby przełożeni zakonni). Z kolei odrzucanie wszystkiego, co niezrozumiałe, wskazuje na zarozumiałość samego człowieka.

Dlaczego niezrozumiane

Nie tylko Bożych, ale i ludzkich wyborów często nie rozumiemy. Niepojęte bywa dla nas np. jak ten oto mężczyzna może wytrzymać lata całe z tą oto kobietą (by nie powiedzieć babą). I dobrze. Nie musimy rozumieć. Istnieje pokaźna gama spraw, którym się dziwimy, i ludzkich wyborów, nad którymi z politowaniem kiwamy głową, ale to nasze deliberowanie nad bezsensem wyborów dokonywanych przez innych ujawnia jedynie różnorodność ludzkich typów z jednej i nadmierne zainteresowanie życiem bliźnich z drugiej strony. Doprawdy nie muszę rozumieć, dlaczego ktoś rezygnuje z wygodnego życia i zaczyna zajmować się bezdomnymi. Z faktu, że mnie na coś nie stać i zupełnie inaczej pojmuję swoje miejsce w świecie, nie wynika, że obrana przez kogoś innego droga jest pozbawiona sensu. Bóg, który jest mądrością, nie obdarowuje nas umiejętnością rozumienia wszystkiego i wszystkich. Co ciekawe: niezrozumiałe mimo wszystko wzbudza czasem podziw, absurdalne zaś odpycha, bo godzi w samą istotę naszej racjonalnej natury.

Dlaczego tak się nad tym rozwodzę? Ponieważ w omawianych artykułach rzeczywistość absurdalna jest niebezpiecznie wymieszana z rzeczywistością dla wielu niezrozumiałą. Z jednej strony czytam o tym, że idea posłuszeństwa zakonnego polega na dyspozycyjności, co ostatecznie pozwala zgromadzeniu zakonnemu realizować właściwy dlań zakres zadań. Z drugiej, autorka podaje przykład siostry, która nie podnosi śmieci, ponieważ nie wie, czy przełożona wyrazi na to zgodę. Nad ideą oddania własnych umiejętności realizacji określonego przez konstytucje danego zgromadzenia celu mogę się zastanawiać, uznać ją za cenną bądź odrzucić; o tym, że śmieci należy podnosić, poucza się kilkuletnie dzieci i chyba nie ma potrzeby ogłaszania w domu zakonnym akcji sprzątania świata.

Dyspozycyjność, owszem, może być trudna. Jeśli ktoś nastawiony jest w życiu na realizację wyłącznie własnych celów (szczęść mu Boże, jeśli mu się to uda), nie będzie wstępował do zgromadzenia zakonnego. Miejmy jednak świadomość, że zadania realizowane przez dane zgromadzenie nie są tajemnicą dla młodej kobiety, która chce do niego dołączyć. Zapewne jednak nie zostanie po nowicjacie operatorem dźwigu ani stewardesą. Przynajmniej nie znam zgromadzenia, które by taki typ działalności prowadziło.

Sensowne

Tak naprawdę, nikt, kto wstępuje do zgromadzenia zakonnego, nie wie dokładnie, jaką pracę wykonywać będzie w życiu. Studenci kończący studia też o tym nie wiedzą. Mamy dzisiaj prawników zajmujących się dystrybucją zdrowej żywności, filozofów prowadzących hurtownie win i inżynierów budowlanych pracujących jako taksówkarze. Wybierając życie zakonne, młody człowiek nie jest w gorszej sytuacji. Wie, jakie zadania realizuje wybrane przez niego zgromadzenie i wie jeszcze jedno: pokochał Boga, chce dołączyć do wspólnoty zakonnej z całym bagażem swoich zalet i wad, talentów i trudności, bolesnych doświadczeń i wzniosłych idei. Pokochał Boga i chce Mu tę miłość ślubować, to znaczy, że będzie nadal kochać wielu ludzi obok siebie płci obojga, ale wyłączność charakteryzująca relację miłości poślubionych sobie kobiety i mężczyzny (jestem tradycyjna) stanie się dla niego relacją do Boga.

To nie jest i nie musi być powszechnie zrozumiałe. Bóg zostawił nam wolną rękę w rozumieniu tego rodzaju decyzji stwierdzając, że kto może to pojąć, niech pojmuje. Wstąpienie do zgromadzenia zakonnego nie oznacza rezygnacji z rozumności i wolności, ponieważ człowiek może kochać Boga jedynie jako istota rozumna i wolna. Szanowanie rozumności innych przejawia się w podawaniu im racji stojących za konkretnymi poleceniami, tylko wtedy posłuszeństwo może stać się racjonalne, a przez to wolne. Zgromadzenie zakonne jest wszak dla ludzi, a nie ludzie dla zgromadzenia.

Nie można przy tym zapominać, że w zgromadzeniu zakonnym znaleźli się ci, którzy sami tego chcieli. To był ich własny wybór, a w każdym wyborze i w każdej miłości kryje się - niestety - często coś niechcianego i niekochanego. Trudno nam samych siebie “dociągnąć" do własnych ideałów. Nie wszystko podoba się nam w tych, których kochamy, nie wszystko też akceptujemy w naszych rodzinach i społecznościach.

Ważne i ważniejsze

Kiedy zatem przeglądam artykuły Katarzyny Wiśniewskiej, zastanawiam się, czemu mają służyć.

Przybliżeniu czytelnikowi świata sióstr zakonnych? Powtórzę raz jeszcze, że to obraz bardzo okrojony. Ujawnieniu prawdy o pojawiających się w nim absurdach? Na co komu taka prawda! W artykułach znajduję kilka rzeczowych i mądrych wypowiedzi, ale giną one we fragmentach na temat sposobu chodzenia i klęczenia. Te ostatnie są jakoś “głośniejsze", mimo że skupiają się na tym, co zewnętrzne. Styl naszego zachowania też ma znaczenie. Są jednak rzeczy ważne i ważniejsze - mądrość życia polega na ich hierarchizowaniu.

Nie silę się, żeby odpowiedzieć na pytanie, jak być zakonnicą dzisiaj, zadane przez autorkę artykułu jednej z respondentek. Akcent pytania pada na “dzisiaj", czyli zakłada się, że współczesność istotnie zmienia status quo siostry zakonnej. Tymczasem to, co istotne, trwa, zmienia się zaś świat i pozycja kobiety, stroje i obyczaje, sposób bycia, wypowiadania i wyrażania uczuć. Zmienia się życie, a więc także życie zakonne. Warto zatem nie tylko eliminować absurdy z życia zakonnego, ale i absurdalne pretensje kierowane pod adresem sióstr. Siostry jeżdżą dzisiaj samochodami? Oczywiście, że tak. A czym mają jeździć? Wołami?

W życiu zakonnym trzeba nam umiejętnie łączyć “stare" i “nowe". Zgromadzenia zakonne jakoś muszą się z tym uporać - same, bo żaden modny ostatnio supervisor im w tym specjalnie nie pomoże. Jeśli sobie nie poradzą, zginą śmiercią naturalną i tyle. Bóg jest niezmienny, idea rad ewangelicznych biblijna, a sposób jej realizacji tak różnorodny, jak liczba żeńskich zgromadzeń zakonnych, której - jak to się z przekąsem zwykło powtarzać - nawet Papież dokładnie nie zna.

S. dr hab. BARBARA CHYROWICZ jest filozofem i etykiem, profesorem Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, kierownikiem katedry Etyki Szczegółowej tej uczelni. Należy do Zgromadzenia Misyjnego Służebnic Ducha Św.

---ramka 344881|strona|1---

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 04/2005