Pokusa osądu

Przywykliśmy cieszyć się z postępu medycyny, ta jednak - chociaż z definicji służy życiu - w innym wymiarze niezwykle nam to życia utrudnia. W sytuacjach bowiem, w których lekarz mógł niegdyś jedynie bezradnie rozłożyć ręce, dzisiaj nie musi się już poddawać, może dalej walczyć o życie pacjenta.

17.04.2005

Czyta się kilka minut

 /
/

Wydawałoby się, że powinniśmy być z takiego obrotu sprawy zadowoleni, a jednak... Z możliwościami przedłużania ludzkiego życia pojawiły się nowe problemy: czy ratowanie ludzkiego życia jest tym samym, co jego przedłużanie? Kiedy je przedłużać? Jak długo to robić? Czy dotyczy to każdego ludzkiego życia? To nie są proste pytania. Przekonaliśmy się o tym dostatecznie, śledząc za pośrednictwem mediów ostatnie chwile życia Terri Schiavo, a przecież Terri nie była jedynym pacjentem na świecie znajdującym się w stanie wegetatywnym, żyjącym dzięki pomocy mniej lub bardziej skomplikowanej aparatury medycznej. Takich pacjentów są tysiące. Historia Terri staje się zatem symbolem, precedensem, paradygmatem. Historia Terri - bez względu na to, jakie mamy zdanie na temat sposobu, w jaki odeszła - prowokuje do postawienia jeszcze jednego pytania: co dalej? Czy w sytuacji, w której człowiek traci to, co dla istoty człowieczeństwa zdaje się niezwykle ważne - zdolność do rozumnej i wolnej ekspresji, a towarzyszący mu bliscy tracą nadzieję, że kiedykolwiek do nich “wróci", wolno nam decydować o chwili ostatniego pożegnania, pomagając mu odejść? Czyżby Terri była pierwszą, ale nie ostatnią osobą, o odejściu której zadecydują stróże prawa?

Już sam fakt, że obraz powolnego umierania Terri udostępniono na ekranach telewizorów milionom widzów na świecie, budzi głęboki niepokój. Wystawione na widok publiczny umieranie, o wizualnej dostępności którego Terri nie mogła decydować w najmniejszym stopniu, zdaje się jej coś odbierać - jakiś wymiar godności umierania. Problem naruszania przez natarczywość mediów majestatu umierania można dość łatwo rozwiązać. Pytanie o moralną dopuszczalność decyzji o zaprzestaniu dostarczania niezbędnych do życia środków jest znacznie trudniejsze.

Kruche życie w naszych rękach

Terri była bez reszty zdana na otoczenie. Jej stan zdiagnozowano jako stan śpiączki. Jeszcze żyje czy już nie żyje? Pierwsza kwestia wiąże się z właściwą diagnozą. Tylko niewielu pacjentów udaje się ze stanu śpiączki wyprowadzić, większość z nich pozostaje “więźniami" swojego ciała i nie może dalej żyć bez pomocy techniki medycznej. Jeśli jednak niektórych przynajmniej udaje się ze stanu śpiączki wyprowadzić, to należy co najmniej domniemywać, że wszyscy znajdujący się w tym stanie nadal żyją! Lekarze nie są bowiem w stanie przewidzieć, który z pacjentów się wybudzi.

Dalej: pacjenci w stanie śpiączki, także ci, którzy znajdują się w tzw. trwałym stanie wegetatywnym, to pacjenci, których mózg nie obumarł w całości, którzy nie utracili wszystkich witalnych funkcji. Przecież widzieliśmy - Terri żyła. Argument odwołujący się do wyglądu pozbawionej (całkowicie?) świadomości Terri mógłby się niektórym wydawać naiwny, ale bardziej przemawiającego do naszej wyobraźni nie znajdziemy. Przyjmowane we współczesnej medycynie kryterium śmierci mózgowej (dokładnie pnia mózgu) nie stosowało się do Terri. Śmierć wyższych partii mózgu wyklucza możliwość autonomicznego działania, ale nie kończy życia! Cóż to jednak za życie - powiedzą niektórzy - skoro zdaje nas bez reszty na łaskę i niełaskę innych, nie pozwalając utrzymywać jakichkolwiek relacji z otoczeniem?

Przede wszystkim jednak - jest to nadal życie. To prawda, że jego kondycja jest tak krucha, tak beznadziejna, że patrzący na nie bliscy niejednokrotnie życzyć będą sobie w duchu, żeby się już skończyło. Ale to jest nadal ludzkie życie! Jeśli je chronimy nie ze względu na jego jakość, ale wartość, to fakt, że jest to życie ludzkiej osoby, winien nam wystarczyć. Dodajmy w tym miejscu jeszcze jedną ważną z punktu widzenia medycznych parametrów kwestię: sztuczne odżywianie, które było niezbędne dla kontynuowania życia Terri, mieści się w kategorii tzw. zwyczajnych (inaczej mówiąc: proporcjonalnych) środków medycznych. Nie wiążą się one z wysokimi kosztami, nie angażują skomplikowanej procedury medycznej, nie narażają pacjenta na ból ani nadmierne ryzyko. Z tych też powodów są obligatoryjne, a rezygnacja z ich stosowania ma wymiar biernej eutanazji. Trudno poza tym przewidzieć, na jakie cierpienia narażamy pacjenta, skazując go na śmierć z głodu.

Kategorycznie sformułowana teza o eutanatycznym, a więc moralnie nagannym, charakterze pozbawienia pacjenta sztucznego odżywiania nie jest równoznaczna z nakazem podejmowania wobec pacjentów w stanie wegetatywnym wszelkich możliwych procedur medycznych, np. transplantacji nerki czy podłączenia do respiratora, w momencie gdyby okazały się one konieczne do ich przeżycia. Zrozumiałe będzie również odstawienie sztucznego odżywiania wówczas, gdy pacjent w stanie wegetatywnym znajdzie się w stanie krytycznym. Dotyczy to zarówno umierających pacjentów, jak tych, którzy nie są już w stanie przyjmować pokarmu. Takie działania miałyby wówczas wymiar tzw. uporczywej terapii lub zaciekłości terapeutycznej. Zauważmy jednak, że jakkolwiek to etyk wskazuje na porządek normatywny, do którego należałoby się odnieść w tak dramatycznych sytuacjach, ostateczna decyzja o odstawieniu sztucznego odżywiania będzie należała do lekarza, nie do prawnika czy etyka.

Etyka uczy pokory

Zakładam, że lekarz działa dla dobra pacjenta i posiada doświadczenie pozwalające mu ocenić stan jego zdrowia. Lekarz nie jest zobowiązany do czynienia wszystkiego, co może przedłużyć ludzkie życie. Nie chodzi bowiem o to, by za wszelką cenę je przedłużyć, ale o to, by je chronić. Czy lekarz zawsze będzie miał niczym niezmąconą pewność, że podejmuje słuszną decyzję? Pewnie nie. Obserwator medialnych dyskusji z Terri w tle znajduje się w porównaniu z lekarzem w komfortowej sytuacji: może się opowiedzieć po jednej lub drugiej stronie, bez koniecznosci podejmowania decyzji. W innej sytuacji - niestety - znajduje się aktor tego dramatu: lekarz, a także nękany o podanie moralnej oceny czynu etyk.

Przeczytałam z uwagą tekst “Pokusa wyboru" Haliny Bortnowskiej (“TP" nr 14/05). Autorka jednoznaczny wybór między dwiema wersjami losu Terri - tą, wedle której nadal żyje, i tą, która stała się jej udziałem - nazywa tegoż wyboru pokusą. Zgadzam się z autorką, że moralne werdykty bywają niezmiernie trudne, a sytuacje, w których przychodzi nam podejmować decyzje, często zdają się nas przerastać. Etyka uczy pokory... Cóż z tego, kiedy nie zawsze możemy cofnąć się przed podjęciem decyzji, także tej, która domaga się jednoznacznej oceny moralnej w mocno kontrowersyjnych kwestiach. Oceniać jakoś muszę, inaczej nie sposób działać. Co prawda elementu niepewności nie da się z ludzkiego działania wykluczyć, kiedy jednak niepewność ta dotyczy ludzkiego życia, roztropność nakazuje opowiedzieć się raczej za życiem niż przeciw niemu. Etyka, szczególnie w tych kwestiach, które dotyczą ludzkiego życia, musi wypowiadać się jednoznacznie, inaczej nie ma sensu. Kiedy nie mamy pełnego rozeznania danej sytuacji (pewnie w większości przypadków tak jest), odpowiadamy za takie rozeznanie, jakim dysponujemy.

Postęp współczesnej medycyny “nie rozpieszcza" etyków, problemów podobnych do kazusu Terri będzie z pewnością coraz więcej. Bardziej od “pokusy wyboru" obawiałabym się jednak “pokusy osądu". Oceniać muszę, inną sprawą natomiast jest osądzanie tych, którzy określoną decyzję podjęli. W momencie, gdy decyzja ta nie odpowiada moim przekonaniom, nie nazwałabym ich od razu zakłamanymi. Właśnie dlatego, że nie jesteśmy wszechwiedzący, mamy prawo błądzić, wahać się czy kluczyć, trzeba nam szanować wątpliwości innych i przyznawać się do własnych, szukać odpowiedzi słusznych. Etyk, który z góry twierdzi, że wszystko wie, jest jednostką wysoce niebezpieczną. Etyk, który uchyli się od wszelkich wypowiedzi i pozostawi kontrowersyjne kwestie li tylko naszemu sumieniu, jest nam właściwie niepotrzebny. Postęp współczesnej medycyny to swoistego rodzaju pułapka, w dużej mierze pułapka możliwości przedłużania ludzkiego życia. Granica między ochroną ludzkiego życia, a jego bezsensownym przedłużaniem staje się coraz mniej wyraźna.

Siostra dr hab. BARBARA CHYROWICZ jest filozofem i etykiem, profesorem Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, kierownikiem Katedry Etyki Szczegółowej tej uczelni. Należy do Zgromadzenia Misyjnego Służebnic Ducha Św.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2005