Abrakadabra prezydenta

Czy Jacques Chirac jest głuchy? Takie pytanie zadają Francuzi po klęsce prawicy w wyborach regionalnych i kantonalnych. Z punktu widzenia Polski - gdzie wedle sondaży liderem rankingów jest Andrzej Lepper - ważniejsze jest inne przesłanie znad Sekwany: populizm można zatrzymać.

18.04.2004

Czyta się kilka minut

To, że prezydent Francji niedosłyszy, nie jest nowiną; w zeszłym roku media donosiły, że korzysta z aparatu słuchowego. Słaby słuch nie dyskredytuje polityka, jednak brak słuchu politycznego w przypadku szefa państwa jest wadą uciążliwą. Chirac stwierdził kiedyś, że oskarżenia o korupcję pod jego adresem są “abrakadabrystyczne" (dosł. abracadabrantesques). Dziś to jego decyzje są dla Francuzów abrakadabrą.

W ostatnią niedzielę marca francuska prawica przegrała z kretesem wybory regionalne i kantonalne. Utrzymała jeden i to najmniejszy spośród 22 regionów Francji - Alzację (choć na skutek kłótni w lewicy będzie też rządzić Korsyką); nie ma żadnego z czterech regionów zamorskich. Na trzy miesiące przed wyborami do Parlamentu Europejskiego i w sytuacji, gdy lewica od dwóch lat nie może się pozbierać po wyborczej przegranej ówczesnego premiera Lionela Jospina, dla rządu Jean-Pierre’a Raffarina i dla samego Chiraka to wielka klęska - jeszcze nie napoleońskie Waterloo, ale Berezyna już tak.

Brak zaufania dla polityki Chiraka i Raffarina powinien zmusić prezydenta do wyciągnięcia wniosków. Ten postawił jednak na kontynuację i po raz trzeci mianował Raffarina premierem. Zmiany w rządzie są kosmetyczne: ledwie kilku ministrów zamieniło się stołkami. Mimo klęski prawica będzie zatem rządzić do 2007 r., czyli do następnych wyborów prezydenckich i parlamentarnych. Konstytucja V Republiki nie pozostawia tu niedomówień.

Prawo prawem, jednak w demokracji poza przepisami liczy się zaufanie, dialog i poszanowanie woli społeczeństwa. Daniel Cohn-Bendit, były przywódca rewolty z 1968 r., a obecnie deputowany Zielonych do Parlamentu Europejskiego, komentując decyzję o reanimacji Raffarina stwierdził, że alternatywą byłoby mianowanie kohabitacyjnego rządu lewicowego z przywódcą socjalistów François Hollandem na czele. Była to oczywista kpina z prezydenta, bo kolejna kohabitacja z jego nadania (pierwsza miała miejsce w 1997 r., gdy Chirac rozwiązał parlament; po wyborach powstał rząd lewicowy) oznaczałaby przyznanie się do niemocy.

Jedynym wyjściem, które mogłoby przekonać Francuzów, że prezydent potrafi usłyszeć ich głos, byłoby sformowanie rządu przy wsparciu centrystów. To jednak wymagałoby powierzenia sterów państwa ich przywódcy - François Bayrou, który od dawna krytykuje Chiraka i żąda zmian w polityce wewnętrznej. Taki scenariusz byłby również porażką: ujawniałby uległość prezydenckiej super-partii UMP wobec mniej licznych centrystów.

We Francji zaczyna się więc kohabitacja nowego typu: prawicowy rząd będzie musiał współdziałać z lewicowymi radami regionów. A te do współpracy chętne nie będą. Już poprzednia kohabitacja Chiraka z lewicowym premierem była klapą - i nowa też nie ma szans na sukces. Jak rządzić krajem, realizować trudne reformy (np. ubezpieczeń społecznych, szkolnictwa, nauki), walczyć z bezrobociem czy prywatyzować elektrociepłowniczy koncern-moloch EDF przy braku społecznego poparcia?

Tym bardziej, że trzeci rząd Raffarina będzie z drżeniem oczekiwał na kolejną sankcję, która spadnie nań w trakcie wyborów do Parlamentu Europejskiego: reanimacja gabinetu Raffarina chyba przesądza, że większość francuskich eurodeputowanych będzie lewicowa. W trzy miesiące nie uda się prawicy naprawić katastrofalnych notowań. Chirac i Raffarin ostentacyjnie biją się w piersi i wprowadzają do swego programu szerszą opiekę nad bezrobotnymi, obiecują rozpatrzyć problemy pracowników kultury, teatru i nauki. Ale skąd wezmą na to pieniądze, skoro równocześnie obiecują obniżkę podatków?

Prezydent znalazł się tym samym niebezpiecznie blisko populizmu, do którego zresztą neogaulliści lubią się odwoływać, szermując pojęciami narodu, ludu, Wielkiej Francji. Chirac liczy teraz na zagłaskanie Francuzów i dotrwanie do końca drugiej, równie nieudanej jak pierwsza, kadencji w 2007 r. Potem niech nastąpi choćby potop...

Wyniki wyborów pokazały jednak jeszcze jedną tendencję, może nawet ważniejszą dla Europy, w tym dla Polski, gdzie ostatnio na czoło rankingów popularności wysuwa się formacja intelektualno-polityczna Andrzeja Leppera. Oto mierne wyniki populistów i nacjonalistów z Frontu Narodowego Le Pena (niecałe 13 proc.) dowodzą, że ich pochód został zatrzymany. Lepeniści okrzepli, mają swój wierny elektorat, lecz nie mogą już liczyć na “wielki skok".

To zaskoczenie, bo mogłoby się wydawać, że rozwój sytuacji powinien sprzyjać Le Penowi (“im gorzej, tym lepiej" - dla Le Pena). Przecież po zwycięstwie nad wodzem Frontu Narodowego dwa lata temu w drugiej turze wyborów prezydenckich Chirac ogłosił, że zrobi wszystko, by Francuzi odżegnali się od polityki jego przeciwnika. Prezydent miał zahamować wzrost bezrobocia i “skleić" wyrwę społeczną, spowodowaną oderwaniem się elit od codziennych bolączek Francuzów (dziś pozostaje równie wyraźna). Miał przywrócić bezpieczeństwo wewnętrzne (to udało się ministrowi spraw wewnętrznych - a dziś finansów - Nicolasowi Sarkozy’emu, który jako jedyny z ekipy rządowej cieszy się popularnością) i załagodzić konflikty religijno-rasowe. Tymczasem wprowadzenie ustawy zakazującej symboli religijnych w szkołach przyniosły, owszem, Chirakowi uznanie rodowitych Francuzów, ale zaogniły spór z muzułmańskimi imigrantami.

Mimo miernego bilansu Francuzi potwierdzili, że wolą miotać się między prawicą i lewicą niż zawierzyć obietnicom populistów - zarówno spod znaku Le Pena, jak i trockistów czy maoistów. Skąd nad Sekwaną ta nieoczekiwana mądrość polityczna?

Jedną z przyczyn jest nauka, jaką Francuzi wyciągnęli z ostatnich wyborów prezydenckich: widmo zwycięstwa Le Pena zmobilizowało ich do oddania 82 proc. głosów na obecnego prezydenta. Hasło Le Pena o czystości jego rąk (prawica i lewica ma mieć ręce ubrudzone aferami i nieudolnością) uznano za straszak, a nie realną perspektywę zmian.

Wybrany de facto w plebiscycie Chirac nie ma jednak bazy społecznej na miarę tych 82 proc. oddanych na niego głosów. Nie ma nawet przyzwolenia na wprowadzenie reform. Ma jedynie zgodę na dokonywanie cudów, a tych dokonuje nie on sam, lecz Nicolas Sarkozy.

Właśnie Sarkozy, a nie Chirac uchodzi za rzeczywistego poskromiciela wodza Frontu Narodowego. Pewien prawnik, startujący w wyborach regionalnych z listy Frontu skarżył się, że Francuzi boją się głosować na Front Narodowy. I miał rację! Właśnie strach powstrzymuje Francuzów przed desperackim głosowaniem na populistów. Łatwiej uwierzyć, że ochronę zapewni cywilizowany Sarkozy. Były minister spraw wewnętrznych, demokrata pełną gębą, zbija na lepenistach polityczny kapitał. W 2007 r. to chyba on będzie pretendentem prawicy do urzędu prezydenckiego.

Druga przyczyna zwolnienia tempa lepenizacji kraju to wypalenie się “wodza". Le Pen to już bezzębny tygrys. Może ryknąć i postraszyć, ale nie potrafi już zranić. Ponad 70-letni lider już nie urzeka równie kontrowersyjnymi co błyskotliwymi (na miarę swych wielbicieli) ripostami i prowokacjami. Jak długo można powtarzać te same żale i oskarżenia? Partia populistyczno-nacjonalistyczna, jaką jest Front Narodowy, może funkcjonować tylko pod rządami żelaznej ręki wodza. Starzejący się Le Pen tego warunku już nie spełnia. Front przeżyje zapewne “wodza", będzie jednak schodzić na margines.

To najlepsza nowina dla Francji i Unii Europejskiej, płynąca z niewinnych, wydawałoby się, lokalnych wyborów w tym kraju.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2004