Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Ależ tak, dyktator i okrutnik, ależ tak, czterdzieści lat z okładem rządów przemocy, ale użyte słowo i wyrażone nim spodziewanie reakcji było nie do przyjęcia. Lincz jest zawsze czymś strasznym, a tam, w świecie muzułmańskim, rokuje jakąś ciemność, której nie sposób przyjąć bez niepokoju. A my zdajemy się właśnie mało niespokojni, gotowi nie tylko godzić się z wszystkimi okolicznościami, ale nawet ich nie zauważać, "ciesząc się" z tak wielkim wyprzedzeniem. Dlaczego?
Doświadczamy coraz częściej potrzeby oceniania zachowań symbolicznych. Także słów, które padły i odwołać się nie dają. O jedno z nich (dokładniej o jedno zdanie) chciałabym wejść w spór z poważnym "Tygodnikowym" autorem, panem Jerzym Sosnowskim ("Klienci pod sklepem Wolność", "TP" nr 43/11). Czytam: "Pasterze polskiego Kościoła zapatrzyli się tymczasem w radiomaryjną koncepcję zajmowania się ludźmi starszymi, którzy chcą odczuwać ideowo-moralną jedność, bo ta jest lekiem na ich osamotnienie". Zdanie to ma wytłumaczyć zawiedzione oczekiwania młodych, w imieniu których należałoby twardo się upominać o ich zawiedzione oczekiwania ("by ktoś w ich imieniu rąbnął pięścią w stół"). Nieporozumienie wydaje mi się tu kolosalne, zaczynając od pytania, czy to aby naprawdę zadanie Kościoła, a po drugie: w czym troska o starość wykluczałaby troskę o młodych? Ale to oczywiście nie temat na felieton, lecz na wielką debatę. Za to obraz "radiomaryjnej jedności ideowo-moralnej" wydaje mi się głęboko nietrafiony. Gdyby tak było, można by tylko Bogu dziękować, ale przecież istotą rzeczy jest tu wytwarzanie poczucia zagrożenia i piętnowanie wrogich środowisk czy nawet osób, i to na płaszczyźnie już nie tylko politycznej, ale wręcz partyjnej, co w duszpasterstwie jest po prostu zaprzeczeniem jego misji. I to dlatego właśnie radio toruńskie staje się powodem zgorszenia, a w świecie polityki widziane jest po prostu w roli jednej ze stron konfliktów, które wierzących stawiają w sytuacjach dalekich od chrześcijaństwa.
Felietonista "Gościa Niedzielnego", redaktor Franciszek Kucharczak, wylansował ostatnio bardzo ciekawy termin: "chrześcijaństwo bezobjawowe". Wobec coraz bardziej palącego pytania o Kościół w świecie tak dramatycznie się zmieniającym zapewne wszyscy zgodzimy się z autorem, że takie chrześcijaństwo "się nie sprawdza". Uściślijmy tylko, że - w największym skrócie - "objawowość" chrześcijaństwa to na pierwszym miejscu nie znak, symbol, zawieszony czy wyskandowany (co wcale nie musi być trudne), tylko - przebaczenie udzielone prześladowcy i miłosierdzie. Jak Szczepan, pierwszy męczennik. To tyle.
Czasem przychodzi mi na myśl, że w tych coraz bardziej gorączkowych tygodniach warto by może poczytać sobie "Krzyżaków" Henryka Sienkiewicza. Posłuchać w radio na przykład...