Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Owszem, dziennikarze to potęga. Kto rozporządza taką siłą rażenia jak cotygodniowy półtoragodzinny program telewizyjny, może go zaraz po ogłoszeniu wyników wyborów prezydenckich rozpocząć od słów “Pierwszy dzień Czwartej Rzeczypospolitej", a zakończyć polonezem As-dur w wykonaniu Rafała Blechacza, wywołując tym aplauz bezkrytycznych telewidzów. Ale przecież w normalnej społeczności powinien też zaraz znaleźć się - i to nie jeden - przytomnie myślący człowiek, który zapyta: a kto nam dał prawo do wydawania werdyktu w imieniu historii? Bo to tylko i jedynie na tym szczeblu, zweryfikowana po sto razy ciężarem dowodów - odbywać się może operacja zmieniania imienia Polski. Czy ktoś dostatecznie poważny powiedział: stop, propaganda nie ma tu nic do rzeczy, a dobre chęci i zapowiedzi to dopiero koncert życzeń? A jeśli powiedział, dlaczego jego głos nie został powtórzony tak, żeby był naprawdę słyszalny i mógł stanowić zaporę dla fali tryumfalizmu, urągającego poczuciu przyzwoitości?
Używam słowa “przyzwoitość" z całą świadomością. Bo imię Polsce mogą nadawać dopiero czyny i jak dotąd to nie sprawcy tych czynów tym się zajmowali, tylko potomni. Ci, co służyli i myśleli tylko o służbie, a nie o tym, jacy to są wspaniali i godni wdzięczności. A tym bardziej nie zaczerniali tła, na którym występują, tak by ich zasługi rozbłysły jaskrawiej. Owszem, oddawali hołd wysiłkom, trudom i sukcesom wcześniejszych od siebie. Umieli być wdzięczni. Dzisiaj jeden Aleksander Smolar ma odwagę powiedzieć jednoznacznie, że nie zgadza się, żeby przekreślać III RP tylko dlatego, że zmieniła się władza, która za same swoje zamiary zarządza przyznanie sobie takiej nagrody, jak nowe imię Polski. Smolar nie zgadza się, bo Trzecia, odzyskująca niepodległość po ciemniej nocy komuny, jest jego ojczyzną, budowaną przez tysiące i miliony ludzi dobrej woli i najszczerszego patriotyzmu. Dodam, że to nieustanne odmienianie przez wszystkie przypadki kwestii afer, korupcji i zgnilizny moralnej przesłoniło w świadomości publicznej pamięć o dorobku, który mamy i który konsumujemy na co dzień. A wdzięczności dla kogokolwiek oduczyliśmy się tak skutecznie, że powinno to wstrząsnąć duszpasterzami i postawić na porządku dziennym kwestię narodowych rekolekcji. Ostatnim przykładem jest to, co działo się po uroczystym przyznaniu wreszcie Lechowi Wałęsie przez IPN statusu pokrzywdzonego...