36/08

TP 34/08

"Oskarżona Joanna K." - list Sławomira Cenckiewicza

Wielebny Księże Redaktorze,

nie chcąc wnikać w meritum sprawy p. Joanny Kranc, opisywać swojej z nią znajomości ani też polemizować z tekstem p. Ewy Winnickiej "Oskarżona Joanna K.", chciałbym sprostować jedynie kilka nieprawdziwych informacji, jakie znalazły się w tym artykule:

1. Nieprawdą jest, że w czasie, kiedy doszło do mojego spotkania z p. Kranc w końcu 2006 r., byłem pracownikiem IPN.

2. Nieprawdą jest, że podczas tego spotkania miałem opisywać zawartość teczki z IPN (o którą wystąpiłem na początku 2006 r. w ramach realizacji projektu dotyczącego emigracji i Polonii), mówiąc o werbunku "z tzw. boku", gdyż nie znam, a więc także nie posługuję się takim pojęciem.

3. Nieprawdą jest, że p. Kranc "przed blisko dziesięcioma laty opiekowała się w Nowym Jorku poleconym przez Wyszkowskiego młodym naukowcem", gdyż poznaliśmy się z p. Kranc dopiero późną wiosną 2005 r. w Sopocie, a nasza znajomość trwała w zasadzie do lipca 2006 r.

4. Nieprawdą jest, że p. Kranc "ułatwiała kontakty z zaprzyjaźnionymi emigrantami (pracującymi w New School, władnymi pomóc w uzyskaniu stypendium)". Chodzi zaledwie o jeden kontakt i jedno spotkanie z p. Robertem Kostrzewą, który podczas rozmowy zapytał mnie, czy poznałem już w IPN dokumenty dotyczące p. Kranc, czym byłem wprost zdumiony i poinformowałem o tym niezwłocznie p. Kranc (nie znałem wówczas zawartości jej teczki w IPN).

5. Niezrozumiała jest opinia zawarta w tekście, dlaczego miałbym składać zawiadomienie do FBI na podstawie informacji powziętych w wyniku kwerendy archiwalnej w IPN.

Na koniec warto podkreślić, że obowiązkiem dziennikarza, który pragnie dogłębnie zbadać i opisać dany problem, powinno być dotarcie nie tylko do świadków, ale i dokumentów archiwalnych. Tego akurat w artykule "Oskarżona Joanna K." zabrakło. Redaktor Winnicka zrezygnowała z opisu akt archiwalnych p. Kranc, które bez trudu mogła przecież obejrzeć w archiwum IPN w Warszawie. Być może właśnie dlatego zapowiadany przez p. Winnicką od kilku miesięcy tekst o p. Kranc nie został opublikowany w jej macierzystej gazecie - tygodniku "Polityka".

Tym bardziej dziwi fakt, że tak zasłużone pismo, jakim jest "Tygodnik Powszechny", zdecydowało się opublikować tekst, który nie spełnia podstawowych standardów warsztatowych.

Z wyrazami szacunku

dr Sławomir Cenckiewicz

ODPOWIEDŹ AUTORKI:

Szanowny Panie,

zapewniam Pana, że gdyby przedmiotem artykułu była historia spotkań Joanny Kranc z komunistycznymi służbami bezpieczeństwa - natychmiast wystąpiłabym do IPN o dostęp do dokumentów, które te służby wyprodukowały na jej temat. Gdybym rzeczywiście mogła te dokumenty zobaczyć - mogłabym je zrelacjonować pani Kranc, co nie jest chyba właściwym rozwiązaniem systemowym dla osób w jej sytuacji. Nie o tym jednak był mój artykuł. Był natomiast o tym, że Joanna Kranc, osoba niepubliczna, od półtora roku nie może uzyskać wglądu w swoje dokumenty, których zawartość znają jej uprzywilejowani znajomością z Panem dawni przyjaciele. Z powodu sprywatyzowania jej dokumentów przez pracownika IPN, pani Kranc przeżyła półtora roku infamii bez jakiejkolwiek możliwości obrony. Gdyby w czasie pracy nad tekstem nie odmówił Pan kontaktu ze mną, być może łatwiej byłoby mi to zrozumieć.

Co do Pańskich konkretnych zarzutów, odpowiadam, że:

1. Według informacji podanych przez rzecznika IPN, w grudniu 2006 r. przebywał Pan na urlopie bezpłatnym w gdańskim oddziale Instytutu, ze względu na pracę w komisji likwidacyjnej WSI. Sam Pan pisze, że informacje o zawartości teczki pani Kranc pochodzą z realizacji projektu dotyczącego emigracji, prowadzonego w ramach pracy w Instytucie.

2. Z relacji pani Kranc wynika, że podczas spotkania relacjonował Pan jednak zawartość jej teczki.

3. Początek znajomości z Panem Joanna Kranc datuje na 2004 r. (w tekście rzeczywiście przedłużyłam Państwa znajomość, nad czym ubolewam).

4. Jasne, że wartość pomocy, wsparcia i przyjaźni, jaką obdarowała Pana Joanna Kranc, nie jest możliwa do bezwzględnego oszacowania. Pan, jak widać, nie chciałby jej przeceniać, natomiast ona czuła się zaangażowana w pomoc Panu. Według jej relacji liczba kontaktów ze wspomnianym przez Pana Robertem Kostrzewą była znacznie większa.

5. Zawiadomienie FBI lub prokuratury o przestępstwie popełnionym przez obywatelkę USA, a polegającym na zdradzie stanu, mogło - zdaniem bohaterki i jej doradców - umożliwić jej obronę przed amerykańskim sądem.

Z poważaniem,

Ewa Winnicka

OD REDAKCJI:

W liście dr. Sławomira Cenckiewicza znalazło się pytanie, czemu "Tygodnik" publikuje tekst dziennikarki konkurencyjnego tygodnika? Artykuł Ewy Winnickiej był na tyle ważny i udokumentowany, że przygotowując go do publikacji, nie zaprzątaliśmy sobie głowy pozamerytorycznymi kontekstami. Jeśli dr Cenckiewicz chce zasugerować, że bliżej mu do "Polityki" niż do "Tygodnika Powszechnego", przyjmujemy jego stanowisko z pokorą.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 36/2008