Życie nie obiecało mi dziecka

Agnieszka Glica, psychoterapeutka: W gabinecie lekarskim nigdy nie pada słowo „żałoba”. Ale to jest żałoba. To jest strata.

30.11.2020

Czyta się kilka minut

 / ARCHIWUM PRYWATNE
/ ARCHIWUM PRYWATNE

KRZYSZTOF STORY: Dwoje ludzi regularnie uprawia seks bez antykoncepcji. Po roku nie udaje im się zajść w ciążę – tak WHO definiuje niepłodność. Leczenie często trwa dużo dłużej niż 12 miesięcy.

AGNIESZKA GLICA: Czasem żałuję, że na początku diagnostyki nikt nie zadaje pytania: „Ile czasu jesteście gotowi walczyć?”.

Kiedy należy powiedzieć „Stop”?

To zależy wyłącznie od pary. Ale pytanie o granicę musi się pojawić. Tym bardziej że nowoczesna medycyna oferuje coraz więcej możliwości terapii. Trzeba o tym rozmawiać od początku, inaczej proces pogodzenia się z ewentualnym niepowodzeniem jest bardzo trudny.

Co przeżywają pary zmagające się z niepłodnością?

To bardzo trudny moment. Zaskakuje nas nasza własna biologia, na którą przecież nie mamy wpływu. Mimo to niepłodność często rzutuje na nasze poczucie własnej wartości, na relacje między partnerami. Wielu pacjentów i pacjentek, z którymi pracuję, to osoby bardzo zaradne, energiczne, doskonale radzące sobie w życiu. I nagle, wobec tego problemu, stają kompletnie bezsilne.

W którym momencie decydują się na pomoc psychoterapeuty?

Zwykle pracuję z osobami, które są już w trakcie leczenia. Pacjenci często trafiają do mnie nawet po pięciu – sześciu latach starań o dziecko. Niektórzy szukają wsparcia po trzecim nieudanym cyklu in vitro. Inni – już po pierwszym, bo do dziś zdarza się nam traktować in vitro jako metodę o skuteczności sto procent. Niepowodzenie jest wtedy bardzo dużym zawodem. Osoby w takiej sytuacji przychodzą często w ogromnym smutku, nie mogą spać, normalnie pracować. Spotyka je rozczarowanie, na które nie były przygotowane.

Zaburzenia nastroju, blokady psychiczne często są konsekwencją niepłodności. Ale czy mogą być jej przyczyną?

I tak, i nie. Płodność to oczywiście nie tylko temat medyczny, wiąże się z dojrzałością emocjonalną, z akceptacją siebie i swojego ciała. Jestem przekonana, że psychika i ciało wzajemnie na siebie wpływają. Ale psychoterapia nie jest przepustką do upragnionej ciąży. Wiele przypadków niepłodności diagnozuje się jako idiopatyczne. To znaczy, że medycyna nie pozwala ustalić dokładnej przyczyny choroby [wg klasyfikacji WHO niepłodność jest chorobą – red.]. Przez wiele lat poszukiwano psychogennego podłoża niepłodności idiopatycznej. Zwracano uwagę na dietę, styl życia, czynniki środowiskowe. Ale dzisiaj od tej teorii, od tak mocnego skupienia na psychice się odchodzi, a czasem nawet zupełnie pomija. Wiadomo natomiast, że sam stres może utrudniać zajście w ciążę. A ponieważ samo leczenie niepłodności jest niezwykle stresujące, powstaje błędne koło. I tutaj psychoterapia może pomóc.

Z raportu „Wspieramy płodność” z 2018 r.: „Przyszłości zadań psychologicznych należy upatrywać właśnie w minimalizowaniu negatywnych kosztów diagnostyki i leczenia niepłodności”.

To prawda, bo te koszty są ogromne. Nie tylko emocjonalne i społeczne, ale też logistyczne, finansowe, a nawet moralne, zwłaszcza w przypadku metody in vitro. Mam doświadczenie pracy z osobami, które były gotowe się zapożyczyć, by kontynuować terapię. To jest olbrzymia presja, która bardzo utrudnia zajście w ciążę. Pamiętam, kiedy w 2013 r. ówczesny rząd wprowadził program refundacji zabiegów in vitro. Trzy moje pacjentki zakwalifikowały się do tego programu i była to dla nich taka ulga, że chwilę później naturalnie zaszły w ciążę. Wcześniej nie pozwalał na to ciągły stres.

Kobiety częściej korzystają z terapii?

Tak. Najczęściej para na konsultację przychodzi razem. Potem zostaje kobieta albo oboje, bardzo rzadko sam mężczyzna.

Lepiej we dwójkę czy pojedynczo?

Dla pary terapia staje się obszarem wzajemnego wsparcia. Mogą wypracować zachowanie w kryzysie, metody komunikacji, bo tego najczęściej brakuje A gdy nie umiemy rozmawiać, łatwo zacząć się obwiniać, oddalać od siebie. Na terapii mężczyzna dowiaduje się, czego potrzebuje kobieta. I vice versa. Przestajemy funkcjonować na zasadzie: „ja mam oczekiwania, cierpię, potrzebuję wsparcia, a ty się domyśl, co masz robić”. Jeśli przychodzi do mnie para, zawsze zachęcam do wspólnej terapii pod warunkiem, że żadna z osób nie jest w głębokiej depresji.

W 2008 r. przebadano 638 par leczonych z powodu niepłodności. Depresję zdiagnozowano u 48 proc. kobiet i 23,8 proc. mężczyzn. Skąd ta różnica?

Niepłodność, niepowodzenia w ciąży są przeżywane przez kobiety dużo bardziej namacalnie. Kobieta co miesiąc musi zetknąć się z własną niemocą. Mężczyzna słyszy opowieści żony, czuje tę niemoc, wspiera, ale nie dotyka go w tak dosłowny sposób. A dla kobiet każdy cykl jest szansą i nadzieją.


Czytaj także: Znajomi pytają: „No, a wy kiedy?”, „Staracie się?”. On słyszy: „Zabierz się wreszcie za żonę”, „Pokazać ci, jak to się robi?”. I jeszcze te cholerne rady albo pocieszanie i klepanie po ramieniu.


 

Pracuję też z kobietami po poronieniach. Często nadal mówi się, że poronienie to „nic takiego”. Pokolenia obecnych babć czy matek nie rozmawiają o tym z córkami. Dla kobiety dziecko istnieje od momentu, w którym jest ona je sobie w stanie wyobrazić. A to następuje bardzo wcześnie, bo medycyna coraz szybciej informuje o ciąży. Zapewniam: dla moich pacjentek poronienie to nie „nic takiego”. To ogromna strata.

A mężczyźni? Statystycznie dużo rzadziej korzystają z psychoterapii. W przypadku niepłodności jest podobnie?

Mężczyźni decydują się na terapię dopiero, kiedy dowiadują się, że problem jest „po ich stronie”. Często czują się winni za coś, na co zupełnie nie mają wpływu.

Mężczyźni dużo chętniej korzystają z terapii dla par, sami ją inicjują. Ta troska, poszukiwanie rozwiązań często wychodzi od nich.

Myślę, że to przez wdrukowaną potrzebę działania, radzenia sobie, opiekowania się.

Być może. Kulturowo facet ma działać, ma się wyrabiać, ma być silny. Pokazywanie emocji jest mylnie traktowane jako słabość. Niepłodność podobnie. Powoduje ogromne poczucie winy. Zwolnienie z niego mężczyzny zajmuje w trakcie terapii sporo czasu.

Mężczyźni inaczej przeżywają ten proces?

Z mężczyznami częściej pracuję w obszarze złości. Tu trzeba dodać, że złość to nie to samo, co agresja. Złość jest nam potrzebna, bo służy do zaznaczania naszych granic. Wielu mężczyzn boi się tej emocji. Wtedy czasem uciekają w bierność, oddalają się.

Muszą też czuć wstyd. Przecież jeszcze kilkanaście lat temu niepłodność była uznawana za prawie wyłącznie kobiecy problem.

To prawda. Zdarzało się, że kobieta przechodziła przez szereg badań, była diagnozowana miesiącami, zanim ­wykonano choćby podstawowy test męskiego nasienia. W naszej kulturze funkcjonuje mit męskości oparty właśnie o płodność, o sprawność seksualną. Mężczyzna „może” niezależnie od wieku i ­okoliczności – nawet o tym nie dyskutujemy. Gdy słyszymy o „zegarze biologicznym”, myślimy wyłącznie o biologii kobiecej. A przecież płodność mężczyzn też gwałtownie spada po osiągnięciu pewnego wieku. Wy też macie swój zegar i nie ma w tym nic wstydliwego.

Ten mit chyba właśnie się zmienia.

To prawda, mężczyzn w terapii jest coraz więcej. Prowadzi się też coraz więcej badań, bo w efekcie nie mamy nawet jeszcze dobrego klinicznego obrazu męskiej niepłodności. A według nowych wytycznych dla służby zdrowia w Kanadzie w ogóle nie zaczyna się diagnostyki kobiet, dopóki nie zbada się nasienia partnera. Bo to najprostsze, najmniej inwazyjne badanie. To są realne zmiany.

Jedną z najbardziej skutecznych technik wspomaganego rozrodu jest IVF, czyli in vitro. Wiele osób, zwłaszcza katolików, staje przed arcytrudnym dylematem moralnym.

To jedne z najtrudniejszych rozmów. Zawsze staram się sprawdzić, co powstrzymuje człowieka, parę przed ­­in ­vitro. Dla niektórych cała procedura jest sprzeczna ze światopoglądem. Dla większości problemem jest kwestia zamrożonych komórek. Ja rozmawiam z parami o tym, co ich porusza, blokuje. Na ile to ich pogląd, na ile presja otoczenia? Często udaje się wypracować rozwiązanie. Można np. oddać zarodki do adopcji, choć to niełatwa decyzja.

Takie pary muszą wybierać między własnymi przekonaniami a marzeniem o dziecku.

Para musi spojrzeć na sytuację z perspektywy innej niż własna. Zawsze pytam, czy jest na przykład gotowa porozmawiać z innym księdzem niż do tej pory. Są kapłani, którzy wspierają pary w procesie in vitro.

Osobom wierzącym trudniej jest przez to przejść?

Nie ma tutaj reguły. Widziałam osoby, które z dojrzałej wiary czerpały dużo siły. Widziałam takie, które nie mogły znieść poczucia niesprawiedliwości tego, co ich spotyka. Osoby niewierzące z kolei mają często większe poczucie sprawczości. Tu nakłada się dużo czynników. Z mojej perspektywy najtrudniej pracuje się z poczuciem winy. Mamy je bardzo głęboko osadzone, bo na nim opiera się cały system dyscypliny w procesie wychowania dzieci. I potem, zmagając się z niepłodnością, bierzemy na barki coś, co jest daleko poza naszymi możliwościami. Przecież jaki my mamy wpływ na naszą biologię, na kształt naszych komórek i organów? Żaden.


Dr Aleksandra Dembińska, psycholożka i bioetyczka: Na etapie leczenia należy zadbać o siebie i swój związek. Nie porzucajmy tych obszarów życia, które przed staraniami o dziecko były dla nas ważne. Pomyślmy o pasjach, relacjach z ludźmi.


 

Wiara może być pozytywnym bodźcem, ale nie musi. Na pewno pomaga towarzyszenie drugiej osoby. Niektórzy moi pacjenci korzystają z grup wsparcia, ale najważniejsza jest komunikacja w związku. Często jej brakuje. Kobiety uważają, że mężczyźni się nie przejmują. Mężczyzna czuje się bezsilny.

To nie sprzyja zajściu w ciążę.

Racja. Terapia niepłodności to często potężne zaburzenie sfery seksualnej. Po pierwsze, nie czujemy się atrakcyjni. Po drugie, seks w ogóle przestaje być postrzegany jako sfera przyjemności. Nie ma czasu dla siebie. Jest tylko środek do celu.

Jak sobie z tym radzić?

Nie ma jednej dobrej odpowiedzi. Bo to jest sytuacja, w której lekarz mówi: „wtedy i wtedy są dni płodne, wtedy musicie współżyć”. A ja, jako psychoterapeutka, mówię o swobodzie, przyjemności, o dawaniu sobie czasu i uwagi. Para sama musi wypracować kompromis.

Czasem się nie udaje.

Tak. Diagnoza ostateczna. Wtedy niepłodność staje się bezpłodnością [trwałą, nieuleczalną niezdolnością do zajścia w ciążę – red.].

Co wtedy?

W gabinecie lekarskim nigdy nie pada słowo „żałoba”. Ale to jest żałoba. To jest strata dziecka.

Trzeba ją przepracować.

W momencie dojścia do ściany bardzo ważne jest spojrzenie w tył i powiedzenie: „Zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy”. Musimy zaakceptować realność. Do leczenia podchodzimy życzeniowo. Że na pewno się uda. Medycyna pozwala dzisiaj bardzo długo starać się o dziecko, oferuje cały wachlarz metod. Ale nie daje gwarancji. I w pewnym momencie trzeba zacząć się godzić z rzeczywistością. To trudne, ale psychoterapia nie jest metodą walki o dziecko, tylko o siebie. Warto o tym pamiętać.

Niejedna para w tym momencie usłyszała: „Zawsze możecie adoptować”.

To jedna z najmniej empatycznych rzeczy, które można w takiej chwili powiedzieć. Adopcją nie przykryjemy tej traumy, tych emocji. Ją trzeba przepracować. Choćby po to, by nie skrzywdzić adoptowanego dziecka.

Czy psychoterapeuta musi mieć w takich przypadkach specjalne kwalifikacje?

Wraz z doświadczeniem każdy wypracowuje sobie sposób pracy, swoją empatię.

Mnie na pewno pomogła praca w klinice niepłodności. Dzięki temu znam procedury, które przechodzą moje pacjentki.

Jak wygląda dostęp do opieki psychologicznej w klinikach niepłodności?

Niektóre od zawsze oferowały takie wsparcie. W większości pojawiło się, gdy stowarzyszenie Nasz Bocian stworzyło ranking klinik. Opieka psychologiczna była jednym z kryteriów, więc nagle wszyscy zaczęli nawiązywać współpracę z terapeutami i psychologami. A w publicznej służbie zdrowia można skorzystać z poradni zdrowia psychicznego.

Psychoterapia na NFZ jest praktycznie nieosiągalna.

Wiem.

Odwrócę pytanie. Pani w pracy terapeutycznej pomaga znajomość procedur medycznych. A czy personel medyczny umie odpowiednio rozmawiać z ludźmi w tak trudnych sytuacjach?

To jest problem całego polskiego systemu ochrony zdrowia. Jako psychoterapeuta i superwizor latami przygotowywałam się do pracy z ludźmi i ich cierpieniem. Ale lekarka i pielęgniarka też powinny mieć podstawy takiej wiedzy. Bez wrażliwości i cierpliwości, jednym niefortunnym stwierdzeniem bardzo łatwo można zrobić komuś krzywdę. A ludzie w tak dramatycznej sytuacji naprawdę zasługują na to, by obchodzić się z nimi jak z jajkiem.

Program refundacji in vitro trwał w Polsce tylko trzy lata. Dzięki niemu urodziło się ponad 21 tysięcy dzieci. Po 2016 r. rząd PiS nie zdecydował się go przedłużyć. Pani zdaniem in vitro powinno być refundowane?

Patrząc na to, ile cierpienia jest w osobach, które nie mogą mieć dzieci – tak. Ale potrzebna jest rozmowa nie tylko o metodach, ale też o granicach. Choć na pewno nie w formie sztywnego ograniczenia liczby refundowanych prób.

W 1990 r. statystyczna Polka rodziła pierwsze dziecko w wieku 26,2. W 2017 r. – 29,5.

Ten trend obejmuje całą Europę. Ale w Polsce i tak wcześnie zakładamy rodziny, także ze względu na presję społeczną. Nawet w klinikach niepłodności dużo jest osób przed trzydziestym rokiem życia.

Problem niepłodności dotyka nawet 1,5 miliona polskich par rocznie. To około 15 procent.

Ten procent niestety się zwiększa, bo zapomnieliśmy, że nie możemy mieć wszystkiego. Z punktu widzenia psychologii akceptacja realiów jest kluczowa. A tymczasem wokół płodności dominuje myślenie magiczne. Snujemy idealne plany, bo staramy się być odpowiedzialni. Że najpierw praca, oszczędności, mieszkanie, podróże, a potem „na ostatni dzwonek” dziecko. I to się w naszym magicznym myśleniu na pewno uda. W ciążę zajdziemy szybko, donosimy ją bez problemu i wszystko będzie jak w bajce. Ale po drodze zapominamy, że nikt nam na to wszystko nie dał żadnej gwarancji. Że ­życie nam tego dziecka wcale nie obiecało. ©

AGNIESZKA GLICA jest psychoterapeutką i superwizorką ­Europejskiego ­Stowarzyszenia Terapii Gestalt, ­specjalizuje się w pracy z ­osobami zmagającymi się z problemem ­niepłodności.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter „Tygodnika Powszechnego”, członek zespołu Fundacji Reporterów. Pisze o kwestiach społecznych i relacjach człowieka z naturą, tworzy podkasty, występuje jako mówca. Laureat Festiwalu Wrażliwego i Nagrody Młodych Dziennikarzy. Piękno przyrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 49/2020