Dwoje na huśtawce

Dr Aleksandra Dembińska, psycholożka i bioetyczka: Na etapie leczenia należy zadbać o siebie i swój związek. Nie porzucajmy tych obszarów życia, które przed staraniami o dziecko były dla nas ważne. Pomyślmy o pasjach, relacjach z ludźmi.

11.02.2019

Czyta się kilka minut

Il. Joanna Rusinek
Il. Joanna Rusinek

MONIKA OCHĘDOWSKA: Powiedzmy wprost: niepłodność to kryzys.

ALEKSANDRA DEMBIŃSKA: To kompleks kryzysów, które dotykają jednocześnie wielu obszarów życia. Para zmagająca się z niepłodnością przeżywa zarówno kryzys osobisty, dotyczący ważnych wartości, jak kryzys rozwojowy, ponieważ rodzina nie może wejść w swój naturalny etap związany z posiadaniem potomstwa, i kryzys egzystencjalny – pojawiają się myśli i pytania: „Dlaczego ja, dlaczego akurat my nie możemy mieć dziecka?”. Trzeba również zmierzyć się z własną śmiertelnością, ale też śmiertelnością pokoleń, bo przecież jeśli nie będziemy mieli dziecka, to nie przekażemy swoich genów dalej, jeśli ja nie zostanę matką, moja matka nie zostanie babcią itd.

Pojawia się także kryzys zdrowotny, bo jeśli chcę mieć dziecko, będę musiała poddać się badaniom, zacząć leczyć. No i do tego dochodzi kryzys rodzinny: napięcie zarówno między dwojgiem ludzi, którzy starają się o dziecko, jak i pomiędzy parą a rodziną, której reakcje i tzw. dobre rady są często źródłem dodatkowego stresu. Im dłużej trwa leczenie, tym więcej kosztów psychologicznych się pojawia, a za nimi idą coraz silniejsze wahania i spadki nastroju. Niepłodność to emocjonalny rollercoaster, dla wielu par moment zwrotny i rozstrzygający, także o dalszej relacji.

Jak ten kryzys rzutuje na związek?

W indywidualnych rozmowach, głównie z pacjentkami, problem nieporozumień w związku wybija się na pierwszy plan. Mężczyźni i kobiety inaczej doświadczają niepłodności. Powodów jest oczywiście wiele, a historie i problemy par są indywidualne, ale pamiętajmy, że nawet jeśli przyczyna bezdzietności leży po stronie mężczyzny, to i tak kobieta w procesie leczenia jest zdecydowanie bardziej obciążona wszystkimi procedurami medycznymi.

Jeśli para potrafi być ze sobą także w trudnych momentach, to doświadczenie kryzysu może zacieśnić jej relację i sprawić, że się do siebie zbliży. Dla innych będzie to powód oddalenia, nawet rozstania. Należy uważać, by relacja nie budowała się wyłącznie wokół procesu leczenia – także dlatego, że zbyt silna koncentracja na nim działa zwrotnie na płodność. Zdarza się, że kobieta na początku leczenia ma dobre wyniki hormonalne, a w trakcie terapii z powodu stresu one się wyraźnie pogarszają.

Jaki jest pierwszy trudny moment w procesie leczenia?

Już nieudane miesiące starań o dziecko są trudne, a wybranie się do kliniki leczenia niepłodności bywa krępujące, czasem wręcz stygmatyzujące. Niepłodność jest chorobą. Jeśli chorujemy, to naturalnie chcemy się leczyć. A w Polsce prawo do leczenia niepłodności, mimo ogromnej kulturowej presji na kultywowanie wartości rodzinnych i posiadanie dzieci, nie jest oczywiste. Niezależnie od tego, jakie para ma poglądy, przekaz medialny na temat leczenia niepłodności jest tak dyskryminujący, że pary mierzą się nie tylko z poczuciem winy z powodu zgłoszenia do kliniki, ale i z lękiem przed ujawnieniem tego faktu.

Jesteśmy przygotowani – przez szkołę, nauki przedmałżeńskie – na najbardziej optymistyczny wariant płodności i nie spodziewamy się niepowodzeń. Temat niepłodności z kolei pojawia się zwykle w kontekście zideologizowanej dyskusji. Trzeba podkreślić, że napiętnowanie dotyczy wszystkich: zarówno par decydujących się na in vitro, jak i tych, które wybierają naprotechnologię.

Miałam nadzieję, że wprowadzenie ustawy o leczeniu niepłodności coś zmieni. Niestety tak się nie stało. Prawo, które powinno być dla pacjentów wsparciem, wciąż nim nie jest.


CZYTAJ TAKŻE:

SKĄD SIĘ NIE BIORĄ DZIECI: Pary mające kłopot z niepłodnością mają praktycznie tylko jedno wyjście: in vitro, przeważnie za prywatne pieniądze. Dobra edukacja pozwoliłaby wielu uniknąć tego przymusu – i towarzyszącego mu etycznego dylematu.


Większość par mimo wszystko podejmuje leczenie.

Proces diagnozy bywa długi i zwykle towarzyszy mu frustracja. Zanim dostaniemy pierwsze wyniki badań hormonów, mija mniej więcej miesiąc. Każdy następny etap diagnostyki i leczenia to kolejne tygodnie oczekiwania.

Zdecydowanie lepiej na tym etapie radzą sobie pary, które dostaną konkretną diagnozę i mają jasno określony cel leczenia. Trudniejszy do zaakceptowania jest brak diagnozy – tzw. niepłodność idiopatyczna, gdy para nie zachodzi w ciążę i nie wiadomo, dlaczego. Na tym etapie ważne dla samopoczucia pary jest wsparcie ze strony personelu medycznego, nie tylko informacyjne, ale i emocjonalne. Uważam, że ci, którzy pracują z parą mającą problemy z prokreacją, powinni być przeszkoleni w interwencji kryzysowej.

Nie wiemy, co jest nie tak, i pojawia się złość.

Tak, choć ona jest na tym etapie potrzebna. To pewnie zaskakujące, ale złość idzie w parze z nadzieją. Póki się złościmy, to oznacza, że wciąż wierzymy. To także ważny sygnał dla otoczenia – irytacja jest świadectwem tego, że para „walczy”. Otoczenie nie powinno zaprzeczać, powtarzać np., że „wszystko będzie dobrze”... Oczywiście to trudne zarówno dla lekarzy, personelu medycznego, jak i bliskich tej pary. Ale gdy wygasa irytacja, zwykle spada także nadzieja. A wtedy najczęściej pojawia się depresja.

Przytrzymajmy się zatem nadziei.

Dobrze jest dawać tę realną – pacjentom pomaga, jeśli dostają rzetelne informacje o szansach na wyleczenie. To działa uspokajająco i mobilizująco. Z kolei wzbudzanie przesadnej, nierealnej nadziei – np. powtarzanie kobiecie: „Jesteś młoda, jeszcze masz czas, urodzisz” – jest dodatkowym obciążeniem psychicznym.

W trakcie leczenia pojawia się proces, który nazywa Pani wahadłem nadziei.

Doświadczenie niepłodności jest powtarzającym się doświadczaniem straty. Kobieta co miesiąc przygotowuje się na ciążę, w związku z czym każda miesiączka niesie ze sobą żałobę. Ta żałoba, mimo że jest opłakiwaniem osoby wyobrażonej, przypomina prawdziwy żal po stracie kogoś bliskiego. Ale ponieważ to żałoba po kimś, kogo nie było, para jest przekonana, że nie ma do niej prawa. To prowadzi do tłumienia i ukrywania uczuć oraz nieustannych wahań nastroju.

Nadzieja cyklicznie przeplata się z żałobą. Kobiety, których leczenie trwa długo, są z tą huśtawką nastrojów na tyle obeznane, że zaczynają odczuwać lęk przed samym jej mechanizmem – lepiej nie mieć szczególnej nadziei, bo potem znów będziemy płakać... Taki lęk pojawia się później przed każdą decyzją, wizytą u lekarza, kolejnym etapem leczenia. On jest także przyczyną wycofania, izolacji i z pewnością nie sprzyja poszukiwaniu wsparcia.

Niewiele par decyduje się w tej sytuacji na pomoc psychologiczną. Większość musi ponieść bardzo wysokie koszty leczenia, a terapia to dodatkowy wydatek. Rzadko zgłaszamy się także na bezpłatne konsultacje.

Rozumiem ten opór. Zgłoszenie się do psychologa jest wprowadzeniem kolejnej osoby do sfery bardzo intymnej: związanej z prokreacją, z seksem. A tam i tak jest już zaangażowana spora grupa, by nie powiedzieć tłum – lekarze, pielęgniarki, panie z recepcji... Doświadczenie własnej seksualności w procesie leczenia niepłodności staje się zresztą z czasem bardzo mechaniczne, podporządkowane terminom i procedurom. Para ma poczucie, że ktoś z zewnątrz nieustannie w ich seksualność ingeruje. Kobiety opowiadają, że po pewnym czasie leczenia staje im się obojętne, przed kim się rozbierają i kto je dotyka. Zaczynają traktować swoje ciało przedmiotowo, tracą z nim kontakt. Odcinają się. A szukanie wsparcia psychologa jest w ich odczuciu przyzwoleniem na kolejne ingerencje.

Jest jeszcze coś: boimy się iść do psychologa, by nie usłyszeć, że to w naszej psychice tkwi przyczyna niepłodności, że to jakieś wydarzenie z przeszłości nas „zablokowało” lub że nie jesteśmy na tyle dojrzali emocjonalnie, by mieć dziecko. Chciałabym uspokoić, że psychologia prokreacji i badania nad nią odchodzą od psychoanalitycznego uzasadniania niepłodności.

W przeciągu ostatnich lat znacznie rozwinęła się teoria „stresowa”, która przesunęła nacisk z wewnętrznych czynników osobowościowych, wpływających na powstanie zaburzeń płodności, na elementy środowiskowe. Wykazano istnienie zależności pomiędzy hormonami „stresowymi” a hormonami odpowiedzialnymi za prawidłowe funkcjonowanie narządów płciowych.

Po co w takim razie opowiadać o problemie kolejnej obcej osobie? Nie wystarczy, że się leczymy?

Psycholog pomaga przemyśleć i podjąć decyzje, które spadną na nas w procesie leczenia.

Na przykład?

Powiedzmy, że para zdecyduje się na in vitro. Ustawa określa, że zapłodnieniu może podlegać nie więcej niż sześć żeńskich komórek, a w stymulacji powstaje ich np. dziesięć. Można je zamrozić, ale klinika zapewne zaproponuje dawstwo – jaką podejmiemy decyzję? A jeśli nie zdecydujemy się na in vitro, to czy bierzemy pod uwagę adopcję? A co, jeśli w ogóle nie będziemy mogli mieć dziecka?

Proszę pamiętać, że psycholog jest trochę w opozycji do lekarza, bo będzie dbał o to, by jego pacjenci do pewnych decyzji dojrzeli. Jeśli patrzymy na proces leczenia niepłodności jak na cykliczną żałobę, musimy się zgodzić z tym, że tę żałobę trzeba przeżyć. A to trwa.

Często para jest tak wyczerpana procesem leczenia, że każda z osób w związku cierpi samotnie i brakuje sił, by wszystko przedyskutować. Gabinet daje przestrzeń do takiej rozmowy.

Zresztą my w ogóle wstydzimy się rozmawiać, bo wstydzimy się przyznać do leczenia. Rodzinna tajemnica zaczyna z czasem puchnąć i ciążyć. Opresyjne komentarze wychwytywane z otoczenia powodują wycofanie, a wycofanie z kolei prowadzi do tego, że pary pozostają bez wsparcia, ponieważ rodzina zwykle nie wie, że ich bliscy poddają się leczeniu, a jeżeli wie, to nie potrafi się do tego jednoznacznie ustosunkować.

Presja rodziny bywa ogromna.

Nawet gdy para dochodzi do momentu, że nie ma siły na dalsze leczenie – bywa, że rodzina tego nie akceptuje. Presja posiadania potomstwa jest tak silna, że decyzja o zaprzestaniu leczenia jest jedną z najtrudniejszych w całym procesie. Stąd, jak wynika z przeprowadzonych przeze mnie badań, na bezdzietność ostatecznie decydują się najbardziej odważne i liberalne pary. Paradoksalnie zdarza się, że po nieudanym in vitro kobiety odczuwają wręcz ulgę.

Dlaczego?

Tak się boją procedur, tak intensywnie przeżywają myśl o potencjalnej ciąży i dziecku, że zakończenie starań – bez względu na osiągnięty skutek – przynosi uspokojenie.

Przyjmijmy, że się udaje i pojawia się dziecko.

Leczenie niepłodności zwiększa ryzyko depresji poporodowej. Możemy tu mówić nawet o tzw. depresji szczytu. Gdy po długim czasie osiągamy upragniony cel, którym w tym przypadku są narodziny dziecka, często nie mamy siły się cieszyć, ponieważ mnóstwo sił i energii zainwestowaliśmy już w starania. Bywa, że u rodziców pojawia się poczucie winy, bo przecież „powinniśmy być najszczęśliwsi”. Dodatkowo, jeśli leczenie było dotąd siłą napędową związku, a para podchodziła do niego zadaniowo, po narodzinach dziecka nagle pojawia się brak, pustka.

Kolejne wyzwanie okresu macierzyństwa i ojcostwa to zmierzenie się z urealnieniem własnych oczekiwań. Dziecko, na które tak długo czekaliśmy, zostało w naszych wyobrażeniach wyidealizowane. A tu zamiast uśmiechniętego, rumianego bobasa z okładek pism dla rodziców mamy nagle niemowlę, które krzyczy, płacze i choruje. Pojawia się wzmożony lęk o maleństwo, które zamiast rozwiązać wszystkie nasze problemy, generuje kolejne.

Co może pomóc w obniżeniu tego napięcia?

Już na etapie leczenia należy zadbać o siebie i swój związek. Nie porzucajmy tych obszarów życia, które przed staraniami o dziecko były dla nas ważne. Pomyślmy o pasjach, relacjach z ludźmi – nie wycofujmy się z nich, zamykając przed wsparciem.

Dbajmy o drobne przyjemności. Bądźmy dobrzy dla swojego ciała, które jest podczas leczenia przeciążone – to mogą być techniki relaksacji, joga, mindfulness albo sport, ale nie narzucajmy sobie dużego reżimu. Często pytam pacjentów: jak w takiej sytuacji zadbałbyś o swojego przyjaciela? Co byś mu powiedział? Jak wsparł? Jesteśmy dla siebie zbyt surowi, krytyczni, wymagający. To samo dotyczy stosunku do partnera.

Doświadczenie niepłodności to trudna sytuacja dla obojga. Ale kryzys psychologiczny poza obciążeniem niesie szansę na rozwój, możemy go pozytywnie rozwiązać – wzmocnić siebie i partnerstwo. ©℗

DR ALEKSANDRA DEMBIŃSKA jest psycholożką i bioetyczką, wykładowczynią Katedry Psychologii Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie. Autorka badań nad doświadczaniem niepłodności przez kobiety, których wyniki zebrano w monografii „Psychologiczne aspekty zmagania się kobiet z niepłodnością. Wahadło nadziei”. Jest założycielką Poradni Stresu Prokreacyjnego „Nadzieja”, obejmującej opieką osoby starające się o dziecko, w czasie ciąży, jak i po niej.


PODKAST POWSZECHNY

Pod opieką ośrodków leczenia niepłodności znajdą się tylko nieliczne spośród 600 tys. potrzebujących związków - opowiada Monika Ochędowska, autorka raportu. Weź, słuchaj!

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Od 2018 r. związana z „Tygodnikiem Powszechnym”, dziennikarka i redaktorka Działu Kultury, wydawczyni strony TygodnikPowszechny.pl. W 2019 r. nominowana do nagrody Polskiej Izby Książki za najciekawszą prezentację książek i czytania w mediach drukowanych. Od… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 7/2019