Reklama

Ładowanie...

Zwyciężyła przeciętność

Zwyciężyła przeciętność

22.10.2010
Czyta się kilka minut
Niedowierzanie, rozczarowanie, złość. I podejrzenia o spisek jurorów. Wbrew oczekiwaniom publiczności, na przekór ocenom krytyków, XVI Międzynarodowy Konkurs Chopinowski wygrała Rosjanka Julianna Awdiejewa.
Ż

Żeby była jasność. To znakomita pianistka, obdarzona talentem, ogromną muzykalnością, dysponująca wielkimi możliwościami technicznymi. W każdym z etapów Konkursu zaprezentowała wysoki i - co ważne - wyrównany poziom, a kilka jej interpretacji mogło rzeczywiście się podobać. Tylko, czy takie przymioty nie powinny charakteryzować każdego z finalistów Konkursu Chopinowskiego, zaś laur najlepszego chopinisty zdobyć powinien nie tyle świetny warsztatowo pianista, co wybitny artysta? Bo co by nie powiedzieć dobrego o kreacjach Rosjanki, trudno ją zakwalifikować do muzyków stworzonych z najszlachetniejszego kruszcu, do elity instrumentalistów o indywidualnej, wyrazistej, koherentnej, a jednocześnie nie nazbyt nonszalanckiej wizji spuścizny Chopina. Jest raczej Awdiejewa przedstawicielką klasycznej rosyjskiej szkoły pianistycznej, muzyków solidnie, ale bez powiewu świeżości realizujących odtwórcze zadania, do tego wprawionych w konkursowych bojach, co niestety zwykle oznacza, że grających w sposób przewidywalny, skrojony pod oczekiwania jurorów, choć od strony technicznej nieskazitelny.

Werdykt sędziów Konkursu wzbudził więc kontrowersje. Szczególnie, że na tle pozostałych uczestników finału, moskwiczanka w ostatniej rozgrywce zaprezentowała się przeciętnie, a jej kreacja Koncertu fortepianowego e-moll nie mogła wywołać większych emocji. Ot, dzieło zagrane trochę w duchu Czajkowskiego, często zbyt dużym dźwiękiem, z naleciałością niepotrzebnego późnoromantycznego patosu, nieudolnie miejscami hamowanego, z wyjątkowo skromną paletą kolorystycznych odcieni i wieloma nieczystościami. Być może to wina tremy, zaskoczenia decyzją jury o dopuszczeniu do finału, słabszego przygotowania Koncertu, który nie tylko jest testem na muzykalność pianistów i zdolność porozumienia z orkiestrą, ale nade wszystko - po wielodniowych morderczych szrankach - sprawdzianem wytrzymałości i koncentracji. Wcześniej bowiem Awdiejewa potrafiła ująć słodyczą w Nokturnie H-dur op. 62 nr 1 w pierwszym etapie, ciekawym spojrzeniem na mazurki w drugim czy hipnotyzującym wręcz "Marszem żałobnym" z Sonaty b-moll w etapie trzecim, za co zresztą otrzymała nagrodę specjalną. Nie zmienia to jednak faktu, że jurorzy wystawili cenzurkę dość zachowawczo, dając tytuł najlepszej interpretatorki muzyki Polaka pianistce przewidywalnej, z ograniczonym potencjałem artystycznego rozwoju.

Na taką surową ocenę na pewno nie zasługuje Austriak Ingolf Wunder, laureat drugiej nagrody, uczeń Adama Harasiewicza. Bo to artysta z krwi i kości, estradowe zwierzę, które nie porywa publiczności pustymi gestami i efekciarskim teatrem. Jego Chopin zawsze był przemyślany, małe formy naznaczone ulotnym pięknem, cyzelowanymi szczegółami, większe zaś uporządkowane żelazną logiką - żeby wspomnieć tylko zjawiskową interpretację Poloneza-Fantazji As-dur op. 61. Do tego pianista uwodził rozlicznymi barwami piano, które wydobywał z fortepianu, niekiedy tak subtelnymi, że usadowionymi na granicy słyszalności, innym razem nasyconymi melancholią, perlistym wdziękiem lub pieszczotliwą delikatnością. A forte? U Wundera nie było ordynarnego krzyku, brutalnego ataku, raczej brzmienie głębokie, soczyste i wewnętrznie rozedrgane. Także dobór temp i wykonawcza swoboda budziły szacunek. W zagranym w finałowych przesłuchaniach Koncercie e-moll nie było miejsca na szkolny rygor i konkursowe napięcie. Austriak muzykował z pełną satysfakcją smakowania muzyki Chopina, nawet udało mu się poskromić autorytarne zapędy Antoniego Wita, który wyjątkowo topornie prowadził w finałach orkiestrę Filharmonii Narodowej. Nie dziwi więc nagroda specjalna za wykonanie Koncertu.

Jeśli przypomnieć sobie udział młodego pianisty w poprzednim Konkursie, na którym wypadł interesująco, choć do finału sędziowie go nie dopuścili, można dostrzec, jak ogromny dystans na artystycznej drodze pokonał ten pełen fantazji, ale wtedy jeszcze zbyt gwałtowny i nieokrzesany pianista. Bo choć dziś w wielu miejscach potrafił zaskoczyć świeżym odczytaniem Chopinowskich partytur, zmienić artykulację, zatrzymać się tam, gdzie inni pędzą na złamanie karku, lub przyspieszyć w miejscach, których pozostali się boją i wycofują, w jego grze Chopin zawsze był na pierwszym miejscu. I właśnie doskonale wyważonymi proporcjami między intencją kompozytora a własnym ego, Ingolf Wunder udowodnił artystyczną odrębność od pozostałej dziewiątki finalistów.

Drugim miejscem musiał się jednak podzielić z reprezentantem Litwy i Rosji Lukasem Geniušasem. Niesłusznie. Wprawdzie młody pianista, znany już polskiej publiczności z kilku występów w Warszawie i Bydgoszczy, prezentował bardzo dojrzałe i wyważone odczytania dzieł Chopina, nacechowane wrażliwością i spokojem, brakowało w jego grze polotu i iskry - nomen omen - muzycznego geniusza, dźwiękowego cudu, który objawiał się w grze Wundera. Trzecią lokatę otrzymał Daniił Trifonow. O tym pianiście, ledwie dziewiętnastoletnim, jeszcze usłyszymy. Zamknięty we własnym świecie, na scenie niezwykle rozważny, do bólu skoncentrowany, pilnie słuchał każdego wydobywającego się z fortepianu Fazioli dźwięku. I korygował, napełniał emocją, frazy ciche uszlachetniał, te rozpostarte na większym wolumenie trzymał w ryzach. Długo nie będzie można zapomnieć o jego urokliwych interpretacjach mazurków (słusznie przyznana nagroda specjalna) lub środkowym ogniwie Koncertu e-moll, w którym czarował ciepłymi kolorami, łagodnie i ze spokojem snutym cantabile, jakby unosił się nad ziemią, był w innej rzeczywistości, do której wrażliwych na jego wzruszające piano z chęcią zabierał.

Tuż za podium znalazł się Bułgar Ewgenij Bożanow, faworyt obserwatorów Konkursu, pianista ekstrawertyczny, pewny siebie, świadomy władzy, jaką ma nad wpatrzoną w niego publicznością. Dlatego bez skrupułów wykonywał przy fortepianie cyrkowe ewolucje, co rusz odrzucał patetycznym gestem dłonie, kreślił nogami pod instrumentem skomplikowane wzory, które miały najczęściej tworzyć zasłonę dymną dla licznych błędów tekstowych, dokomponowanych dźwięków, którymi poprawiał Chopina, czy nierzadko dość osobliwie pojętą oryginalność, ocierającą się raczej o buńczuczność i nonszalancję. Ale rzeczywiście mógł się podobać, głównie w trzecim etapie - zręcznie bowiem kokietował kolorystycznymi trikami, zaskakiwał nie zawsze uzasadnionymi kontrastami, głównie jednak - zwłaszcza w Koncercie e-moll - epatował dźwiękiem brzydkim, brzmieniem ciężkim, frazą bezrefleksyjną. Ostatnim laureatem został ulokowany na miejscu piątym (szóstego nie przyznano) Francuz François Dumont, który reprezentował pianistykę na dobrym poziomie, ale jego Chopin poza porządną realizacją dźwiękowego zapisu nie odznaczał się świeżością czy szczególną aurą brzmieniową.

***

Konkursy muzyczne rządzą się swoimi prawami. Wiele zależy od talentu, przygotowania i scenicznego obycia uczestników. Ale równie ważna jest odporność na psychiczną presję, zdolność maksymalnej koncentracji, wytrzymałość fizyczna. Nie bez znaczenia są także reakcje publiczności, sympatia lub antypatia jurorów (zdarza się!) czy - jak w ostatnim etapie Konkursu Chopinowskiego - mądra determinacja w udowodnieniu artystycznej indywidualności w sytuacji, gdy wobec kiepskiej gry orkiestry niewiele od solisty zależy...

Ważne jest jednak, aby młodzi pianiści wyciągnęli z tego konkursowego doświadczenia wnioski. Laureaci powinni sobie uświadomić, że to dopiero początek artystycznej drogi, a prawdziwe muzyczne wyzwania jeszcze przed nimi. W tym roku smak przegranej będzie gorzki, szczególnie dla tak obiecujących pianistów jak młodziutki, szalenie subtelny Rosjanin Nikołaj Choziajnow, jego rodak Mirosław Kultyszew o chorobliwej wręcz naturze introwertyka, ale przez to niezwykle ujmujący, czy całej armii świetnych technicznie, ale w pędzie do wirtuozerskiej perfekcji gubiących liryczne piękno dzieł Chopina, muzyków azjatyckich. Również reprezentacja Polski - z przepychanym z etapu na etap Pawłem Wakarecym na czele - musi sobie odpowiedzieć na pytania o kształt chopinowskiego grania.

Tak, werdykt jury jest zaskakujący. Ale tragedii nie ma, a jurorzy nie muszą ze wstydu chować się po kątach. Cóż, zwyciężyła przeciętność (i parytet?). Bo chyba inaczej w tak artystycznie zróżnicowanym gronie bez wątpienia wybitnych bohaterów światowej pianistyki być nie mogło. Trudno wszak przy tym mieć wątpliwości, że w odróżnieniu od Julianny Awdiejewy, której Złoty Medal może zaszkodzić, choćby na poziomie dojmującej niechęci słuchaczy, nie zawsze merytorycznej a zjadliwej krytyki, Ingolf Wunder na fali podgrzewanego przez komentatorów i publiczność skandalu, odpłynie od warszawskiego konkursu bardzo daleko. I wzniesie się na wyżyny artystycznej doskonałości. Oby inni uczestnicy poszli w jego ślady...

Napisz do nas

Chcesz podzielić się przemyśleniami, do których zainspirował Cię artykuł, zainteresować nas ważną sprawą lub opowiedzieć swoją historię? Napisz do redakcji na adres redakcja@tygodnikpowszechny.pl . Wiele listów publikujemy na łamach papierowego wydania oraz w serwisie internetowym, a dzięki niejednemu sygnałowi od Czytelników powstały ważne tematy dziennikarskie.

Obserwuj nasze profile społecznościowe i angażuj się w dyskusje: na Facebooku, Twitterze, Instagramie, YouTube. Zapraszamy!

Newsletter

© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]