Żołnierzyki ulicy

MAŁGORZATA MICHEL, pedagożka, streetworkerka: Udajemy, że nie ma w Polsce gangów dziecięcych, a potem dziwimy się, że starsze nastolatki wylatują z maczetą na rówieśnika.

14.10.2019

Czyta się kilka minut

 / SŁAWOMIR OLZACKI / FORUM
/ SŁAWOMIR OLZACKI / FORUM

KAROL WILCZYŃSKI: Ile dzieci żyje na ulicy?

MAŁGORZATA MICHEL: Nie znamy liczb. Każde miasto podaje inną, w oparciu o to, ile dzieci korzysta z placówek wsparcia dziennego lub jest pod opieką organizacji streetworkerskich. Do tego dochodzą dzieci uchodźców i imigrantów, które często spędzają czas na ulicy, szczególnie jeśli mieszkają w różnego rodzaju ośrodkach. Myślę, iż możemy szacować, że ogółem około 3-4 procent dzieci w Polsce, ok. 200-250 tys., spędza czas na ulicy.

Są to dzieci, które mają swój dom, ale w nim nie przebywają lub przebywają bardzo rzadko. W Polsce praktycznie nie ma „dzieci ulicy”, czyli takich, które się na tej ulicy urodziły i spędzają na niej właściwie całe życie. System jest na tyle szczelny, że dzieci szybko trafiają pod skrzydła opieki społecznej.

Dlaczego uciekają z domów?

Zwykle boją się w nim przebywać ze względu na przemoc, odurzonego rodzica lub samotność. W domu takim nie ma dorosłego, który zaopiekuje się dzieckiem, nakarmi, przytuli. Innymi słowy: z różnych powodów dzieci czują się bezpieczniej na ulicy. Świetlice środowiskowe i placówki wsparcia dziennego nie są w stanie dotrzeć do wszystkich. Dziecko nie zawsze tam przyjdzie. Dlatego w ostatnich latach poszerza się działalność streetworkerów i pedagogów podwórkowych, ale nie jest to niestety wystarczająco popularne.

Skoro te metody są skuteczne, dlaczego nie są częściej wdrażane w Polsce?

Przede wszystkim dlatego, że street- worker nie jest usankcjonowanym zawodem. Nie może być realizowany przez jednostki systemowe, bo nie ma możliwości stworzenia etatu dla zawodu, który nie istnieje. Żyjemy w kraju, w którym zawodem jest wróżka, a nie jest nim pedagog ulicy czy streetworker. Obecnie tylko jedna ustawa wspomina o „pedagogach podwórkowych”, lecz jedynie w kontekście tworzenia placówek wsparcia dziennego.

Czym grozi brak streetworkerów?

Tym, że ludzie – nie tylko dzieci – będą coraz częściej żyć na ulicy. Streetworkerzy przeciwdziałają również innym zjawiskom. Przykładowo, niewiele mówi się o istnieniu gangów dziecięcych w Polsce. Właściwie to udaje się, że tak naprawdę ich nie ma, a potem nagle dziwimy się, że starsze nastolatki wylatują z maczetą na rówieśnika. Oni nie biorą się znikąd. Ktoś ich przygotował, przeszkolił, „zsocjalizował”.

Kim są dzieci żyjące na ulicy? Gdzie możemy je znaleźć?

W wielu miastach Polski. To z ulicy biorą wszystkie normy, zasady, wzorce zachowań, tradycje, obyczaje, sposoby komunikacji z innymi. A ulica, jak wiadomo, jest jednak dosyć brutalna i surowa. Grupy funkcjonują w różnych melinach, przestrzeniach ulicznych, pustostanach, na strychach, klatkach schodowych czy komórkach na węgiel. Przestają chodzić do szkoły lub nigdy w niej nie były. Wynajdują w śmietniku stary fotel, stare drzwi, z których robią stolik, i budują swoje „centra aktywności lokalnej”. Są one przyjaźniejsze niż ich własne domy. To bazy, w których jest ciepło, miękko i bezpiecznie, często naprawdę imponująco wyposażone. Można tam odpocząć, schronić się, uciec od przemocy w domu, spędzić czas z dziewczyną lub odurzając się.

Jak dzieci radzą sobie z praktycznymi wyzwaniami życia codziennego?

Dziecko na ulicy jest dzieckiem „idealnym”, ponieważ radzi sobie w każdych warunkach. Jest szybkie, ma strategię przetrwania, zdobycia jedzenia i pieniędzy, wystarczy mu jedna bluza i jedna para butów na rok, potrafi zrobić coś z niczego, otworzy samochód, jeśli trzeba, lub naprawi domofon. Oczywiście prowokuję, gdyż dziecko takie często naraża swoje zdrowie, a nawet życie, działa nielegalnie, jest samotne i cierpi.

Czy dzieci należące do takich grup pochodzą przede wszystkim z ubogich środowisk?

Głównie tak. Chodzi jednak również o domy ubogie moralnie, wychowawczo, kulturowo. To inne aspekty niskiej jakości życia, której najczęściej nie podniosą świadczenia socjalne. Mam chociażby na myśli stosowanie przemocy fizycznej przez jednego z członków rodziny, szkodliwe sięganie po alkohol, nieobecność rodzica. Pieniądze nie rozwiążą tego typu problemów.

W jakim wieku dzieci trafiają na ulicę?

Najmłodsze, które poznałam, to dzieci jeszcze w wózkach. Spędzają większość czasu na ulicy razem z mamami, które również są dziećmi z ulicy. Często obecnie ze względu na posiadanie dziecka mają mieszkania socjalne, lecz ich dzieci powielają wzorzec aktywności w przestrzeni ulicy. Robiąc badania widuję również ciężarne nastolatki.

Najczęściej jednak pod opieką streetworkerów są dzieci w przedziale 4-9 lat. Potem dziecko często znika z przestrzeni pracy pedagogów. Ale nie oznacza to, że znika z podwórka – ono jest wrośnięte w ulicę. W wieku kilkunastu lat zaczyna interesować się działaniami przestępczymi. I to jest ostatni moment, w którym możemy je „wyłapać”, uratować przed wejściem w gang, w jakąś zorganizowaną grupę uliczną.

Jak trafia się do gangu?

Na początku powoli zaciera się granica między zabawą a przestępstwem. W Poznaniu poznałam kilkuletnich chłopców bawiących się w wymuszanie haraczy i uliczne kradzieże. Pamiętajmy, że nie jest to przysłowiowa zabawa w wojnę, w którą podobno od zawsze każdy chłopiec bawi się na podwórku. Wejście w gang zaczyna się od wymuszania haraczy od innych dzieci, handlowania drobnymi ilościami narkotyków lub wchodzenia w rolę „żołnierzyków ulicy”, którzy pilnują przestrzeni, atakują na niej „obcych”, „wrogów”. Młodzi gangsterzy dają znać starszym rangą, że pojawia się ktoś obcy na ich terytorium lub przejeżdża policja, ktoś coś maluje na murze, dzieje się coś, co zaburza naturalny porządek tej konkretnej ulicy lub podwórka. Później zaczyna się handel narkotykami, wymierzanie sprawiedliwości, pilnowanie terytorium.

Czy przywódcą gangu mogą być nieletni?

Oczywiście. Poznałam niedawno takiego chłopaka w ośrodku szkolno-wychowawczym. Zagadałam do niego, gdy zobaczyłam jego tatuaże wskazujące na przynależność do środowiska gangsterskiego.

Opowiedział, jak się tam znalazł?

Przyznał, że wszystko zaczęło się w dzieciństwie. Jego tata został zamordowany w porachunkach, ma tylko mamę. Zaczął pielęgnować w sobie od małego chęć zemsty, która rozlała się właściwie na cały świat zewnętrzny. Zemsta i złość na świat są niestety jednymi z głównych motywów, które prowadzą do wejścia na drogę przestępczą. Obecnie chłopak jest w jeszcze trudniejszej sytuacji, ponieważ przez to, że przebywa w ośrodku szkolno-wychowawczym, zyskał etykietkę konfidenta. A konfident to ktoś, kogo bardzo się nie lubi na ulicy. Należy mu zrobić krzywdę. Dlatego chłopak nie wraca do domu na przepustkę, boi się pojawiać w swojej okolicy. Wie, że może po prostu nie dojechać.

Co tak naprawdę skłania dzieci, oprócz zemsty, do wejścia w takie grupy?

Na pewno jest to chęć zaistnienia w grupie, która rozumie, akceptuje, zaspokaja potrzeby psychospołeczne, daje możliwość kształtowania i ugruntowania tożsamości oraz przeżycia przygody. Gang jest też kolejnym etapem wsiąkania w ulicę. Z moich wywiadów z młodymi gangsterami, najczęściej 15- lub 16-latkami, bardzo często wynika, że „nie mają wyjścia”.

Spotyka Pani dziewczyny działające w gangach?

Rzadziej. Ale chodzą na mecze i są zaangażowane w pseudokibicowskie akcje, również te o charakterze przestępczym. Przypomnę choćby ostatnią sprawę Magdaleny Kralki, która z dużym powodzeniem kierowała grupą przestępczą. Dla mnie mało istotny jest fakt, czy pomagała chłopakowi czy robiła to za niego, bo w tym momencie odsiadywał karę pozbawienia wolności. Istotny jest fakt, że przywództwo nad gangiem przejęła kobieta.

Z badań mojej studentki wynika, że udział dziewcząt i kobiet w aktywnym życiu grup pseudokibicowskich i w gangach jest znaczący. Są często bardziej bezwzględne, zadziorne, nieustępliwe, kochają zemstę, intrygi, manipulowanie relacjami. Dodatkowo atutem dziewcząt jest seksualność, którą potrafią manipulować i wykorzystywać w wielu sytuacjach, również przestępczych.

Jak rozpoznać, do którego gangu należy dana część miasta?

Choćby przez napisy na murach. Zwykle znajdują się w specyficznych punktach, na rogach ulic, przy wejściu na dane terytorium. Mimo że wydają się chaotyczne i często nazywane są bazgrołami, to graffiti odwzorowuje pewien porządek, który ustanawiają grupy przestępcze i pseudokibicowskie na ulicach polskich miast. Są też napisy, które stanowią „zlecenie”, „wyrok” na danego człowieka, ostrzeżenie, cenną informację. Policja posiada wyspecjalizowane komórki, które rozpoznają tego typu symbole, dzięki czemu są w stanie pomóc komuś, komu grozi zemsta, uratować ludzkie życie. Bezrefleksyjna walka z takimi „bazgrołami” jest nonsensem i skazana na niepowodzenie. Są inne sposoby i metody pracy z ludźmi na ulicy.

Czy napisy na murach mają również konotacje polityczne?

Oczywiście. W ostatnich latach coraz więcej grup pseudokibicowskich zaczyna sympatyzować z narodowym socjalizmem, neonazizmem, faszyzmem. Wiele wlepek ma symbolikę neonazistowską: popularne są czaszki z mundurów SS, krzyż celtycki, runy, teksty o „aryjskiej sile”. Mam całą kolekcję zdjęć takich naklejek. Na ulicy jest też – można powiedzieć „tradycyjnie” – wiele napisów antysemickich, które ostatnio mieszają się z nienawiścią skierowaną wobec osób LGBT+. Figura Żyda transferowała w figurę „pedała” czy „ciapatego”. Na mieście musi być wróg.

Czy jako kobieta, badaczka, nie ma Pani trudności, by wejść w to środowisko?

Gdy rozmawiam z dziećmi, to one często się otwierają – popisują się przede mną i innymi swoją wiedzą na temat życia na ulicy. Łatwo się od nich wiele dowiedzieć. Dzieci na ulicy operują pewną narracją więzienną, bo często bliscy członkowie ich rodzin przebywają w więzieniu. Jest to dla nich coś bardzo normalnego. Inaczej jest z nastolatkami, które raczej ukrywają to, co widziały albo wiedzą.

Mnie jest łatwiej, pochodzę z krakowskich Azorów i pewne rzeczy nie są mi obce. W momencie, gdy mówię o tym moim rozmówcom, buduję zaufanie. Oczywiście są granice, których nie przekraczam, i tajemnice ulicy, których nie zdradzam. Mam czasem poczucie, że wchodzę w sferę sacrum tych ludzi i że nie powinnam o niej mówić.

Jakie są ich najważniejsze zasady?

Przede wszystkim to, że białe to białe, a czarne to czarne. Wywodzą się głównie ze środowiska więziennego. Chodzi przede wszystkim o lojalność, poczucie braterstwa: „braci się nie traci”. Jest też na przykład zasada zemsty, mówiąca o tym, że „oko za oko”. W starszych grupach obowiązuje zasada, że „matka jest święta” i że każdy wulgaryzm skierowany wobec matki członka gangu będzie pomszczony. Jest też zasada zakazująca donoszenia oraz nakazująca „likwidację konfidentów”. Są zasady dotyczące homoseksualizmu, który w kontekście więziennym ma zupełnie inne znaczenie: „przecwelenie” kogoś oznacza bowiem zniszczenie kogoś, objęcie nad tą osobą władzy poprzez akt seksualny. Ważne jest również prawo „własności kobiety”, które mówi, że nie wolno dotknąć kobiety, która „należy” do kogoś innego. Za złamanie tego kodeksu grożą dotkliwe sankcje.

Czy osoby, które weszły w takie struktury, da się z nich wyciągnąć?

Wszystko zależy od tego, w jakim wieku jest dana osoba i na jakim etapie otrzymała pomoc od specjalistycznych ośrodków wychowawczych czy socjoterapeutycznych. Czasami relacja ze streetworkerem wystarczy, aby odbić się od dna. Aby wyciągnąć osobę z neonazistowskich grup pseudokibicowskich, potrzebne są jednak specjalistyczne działania oparte na profesjonalnej strategii wyjścia.

Niestety w Polsce nie mamy programów dla takich osób, które są niepełnoletnie. I później okazuje się, że skuteczniejszy w całej tej resocjalizacji jest nie wykształcony pedagog resocjalizacyjny, lecz uliczny artysta lub fotograf, pisarz. Dlaczego? Nie jest uwikłany w papiery i system. I ma pasję, którą przekazuje tym, którzy łatwo się nią zarażają, bo są podatni na wpływy i mają ogromny potencjał do zmiany. To jest tak trudno zrozumieć? ©

 

Dr hab. MAŁGORZATA MICHEL, wykładowczyni UJ, jest pedagożką resocjalizacyjną, streetworkerką, badaczką aktywności dzieci na ulicy i gangów młodzieżowych w nurcie urban studies. Działaczka społeczna i aktywistka lokalna.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 42/2019