Sto siedemdziesiąt pięć szans

Młode matki w placówkach rozdzielone z dziećmi? Młodzież w kryzysie bezdomności? Na warszawskim Powiślu pracuje grupa ludzi, która stara się poprawić ich los.

16.07.2019

Czyta się kilka minut

Agnieszka Sikora z podopiecznymi fundacji. / MARCIN CHODUŃ
Agnieszka Sikora z podopiecznymi fundacji. / MARCIN CHODUŃ

Wózek jeszcze nie wybrany, ale Emilka, drobna, 17-letnia blondynka, podopieczna jednego z warszawskich Młodzieżowych Ośrodków Wychowawczych, jest już pewna: będzie duży i głęboki, żeby dziecko miało wygodnie. Iwan, jej przyszły mąż, ciągle wysyła esemesy ze zdjęciami wózków z internetu. Gdy Emilka o tym mówi, śmieją się jej oczy. Widać, że nie może się już doczekać swojego przyszłego życia: ślub zaplanowany na październik, dziecko ma się urodzić miesiąc wcześniej.

Jedno Emilkę jednak martwi: jest bardzo prawdopodobne, że gdy już urodzi i weźmie ślub, będzie musiała wrócić do placówki resocjalizacyjnej. I to bez dziecka.

Listy

Problem rozdzielania nieletnich matek przebywających w placówkach opiekuńczo-wychowawczych i resocjalizacyjnych z ich dziećmi zauważyła kilka lat temu Agnieszka Sikora, prezeska fundacji Po Drugie. – To oczywiście jest trudne, gdy nieletnia zachodzi w ciążę – tłumaczy. – Ale gdy tak się już stało, to mleko się rozlało i rolą dorosłych jest zrobić wszystko, by ta dziewczyna i dziecko byli razem, i żeby matka otrzymała wsparcie w małżeństwie.

Jest rok 2012. Agnieszka jedzie do Cerekwicy Nowej do miejscowego Młodzieżowego Ośrodka Wychowawczego. I pośród licznych podopiecznych spotyka dziewczęta, które są matkami i nie mają przy sobie swoich dzieci. Myśli: „Jak to w ogóle możliwe, że dzieje się tak tylko z powodu przebywania w takiej, a nie innej placówce?”.

Były tam różne dziewczyny. Jedna miała dziecko w rodzinie zastępczej oddalonej 500 kilometrów od ośrodka – dziewczyna bez rodziny, bez środków finansowych, czyli bez możliwości odwiedzania dziecka. Inna kontaktowała się ze swoim synkiem, który miał niewiele ponad rok, przez Skype’a. Były tam również dziewczyny w ciąży, które bały się, co się stanie z dziećmi, gdy urodzą. Agnieszka pamięta, że poznała też dziewczynę, której odebrano dziecko w szpitalu zaraz po porodzie. Była z domu dziecka, miała skierowanie do MOW-u. Bez swojego dziecka przyjechała do placówki z piersiami pełnymi mleka, nie bardzo rozumiejąc, dlaczego tak się stało. – Pomyślałam: „Matko święta, decydenci widocznie pominęli ten problem, tworząc przepisy. Nie zrobili tego zapewne w złej wierze, więc napiszemy list do ministerstwa i to zostanie natychmiast zmienione”. Otrzymaliśmy pierwsze odpowiedzi: że tych dziewcząt jest mało, że one są niepełnoletnie i nie mogą być prawnymi opiekunkami. Postawiliśmy sobie cel: stworzyć rozwiązania, które pozwolą im mieć dzieci przy sobie.

Misja

Kilka pokoi, długi korytarz, niewielka kuchnia – aż trudno uwierzyć, że na tak małej powierzchni fundacja Po Drugie na warszawskim Powiślu opiekuje się grupką około 40 osób. – Jakoś sobie radzimy – śmieje się Agnieszka. – Nawet nasza mała kuchenka daje radę. Od nas nikt nie może wyjść głodny.

Agnieszka – z zawodu dziennikarka, w sercu od zawsze społecznica. W latach 90. na drugim roku studiów dziennikarskich zaczyna pracę w warszawskiej rozgłośni Radio dla Ciebie. Tematy audycji: sprawy społeczne. To ją interesuje najbardziej. Wspólnie z Markiem Kotańskim robi cykl audycji o placówkach Monaru; Marek wozi ją po całym kraju. Potem jest praca w TVN 24, następnie – w TVN-owskiej „Uwadze”. W 2011 r. robi dla Polsatu cykl dokumentalny „Dziewczęta z Falenicy” – o młodzieży z zakładu poprawczego. Zaczyna czuć powołanie do nowej misji. Postanawia założyć fundację.

Na początku, przez dwa-trzy lata, godzi dziennikarstwo z fundacją. Potem decyduje, że całą energię włoży w działalność społeczną. Dziś nie wyobraża sobie, by mogła robić coś innego.

Agnieszka: – Oprócz działań na rzecz poprawy sytuacji nieletnich matek rozdzielonych z dziećmi, na co dzień pracujemy głównie z ludźmi w wieku od 18. do 26. roku życia, jeżdżąc po domach dziecka, placówkach resocjalizacyjnych: młodzieżowych ośrodkach wychowawczych, zakładach poprawczych, ale także zakładach karnych i aresztach śledczych. A najczęściej pracujemy z osobami w kryzysie bezdomności. Pomagamy im się usamodzielnić. Czyli wyjść na życiową prostą. Wśród naszych podopiecznych są również młode, ale pełnoletnie matki, też najczęściej bezdomne i po pobytach w różnych instytucjach, którym z rozmaitych powodów odebrano dzieci. Pomagamy im je odzyskać.

To nie Bahamy

Podopieczni fundacji mają do dyspozycji terapeutę uzależnień oraz psychologa. – Praktycznie nie ma osoby, która nie korzystałaby z jednej z tych form pomocy – mówi Agnieszka. – Raz w tygodniu jest też grupa wsparcia. I co bardzo cenne, zapewniamy pomoc prawną. Mamy zaprzyjaźnioną kancelarię, która usługi świadczy dla nas nieodpłatnie.

Fundacja prowadzi dla swoich podopiecznych zajęcia artystyczne z rysunku i warsztaty teatralne realizowane we współpracy z dwiema zawodowymi aktorkami. Podopieczni jeżdżą też od czasu do czasu poskakać na trampolinie, do Centrum Nauki Kopernik, do teatru. – Staramy się im pokazać ten fajny świat, którego najczęściej nie znają – tłumaczy Agnieszka.

Młodym dorosłym, którzy są już na ścieżce usamodzielniania się, fundacja zapewnia ponadto możliwość zamieszkania w mieszkaniach treningowych. – Mamy trzy tego rodzaju lokale z dziesięcioma miejscami, które wynajmujemy na wolnym rynku ze środków z budżetu Warszawy – mówi Agnieszka. – Jak ktoś u nas mieszka, musi przestrzegać trzech podstawowych zasad. Musi być trzeźwy. Musi być z nami w stałym kontakcie. I najważniejsze: musi pracować. Nie oznacza to tylko pracy zawodowej, ale też działania na rzecz poprawy swojej sytuacji. U jednych będzie to terapia uzależnień, u innych systematyczne chodzenie do szkoły. U nas nikt nie leży. To nie są Bahamy.

Dziś w fundacji prawie sami chłopcy. Siedzą przy dużym stole, rysują. Temat: Budda. – Chciałem pokazać im coś spokojnego – wyjaśnia pomysłodawca zajęć, Krzysztof Linnike, antropolog.

Tak, spokój chłopakom się przyda. Wszyscy życiowo mocno zagubieni: alkohol, narkotyki, długi. Wszyscy – bez domu.

Mistrzostwo świata

– Nasza fundacja pracuje z osobami pochodzącymi z rodzin, gdzie nie ma zabezpieczenia podstawowych potrzeb, a czasem nie ma co jeść – zaznacza Agnieszka. – Ale nie ma też miłości, ojciec pije albo jest w więzieniu, a matka ma już piętnastego partnera i każde dziecko z innym mężczyzną. Kiedy oni do nas przychodzą, to są bardzo pokrzywdzeni: bardzo często mają już sprawy karne, są uzależnieni od narkotyków i alkoholu. Zawsze mówię, że ci, którzy z tego wychodzą, są mistrzami świata, bo to jest bardzo, bardzo trudne.

Choćby Antek. 20 lat, z Ostrowi Mazowieckiej. Ojca w sumie nigdy nie było, mama zmarła kilka lat temu. Owszem, są babcia i dziadek, ale dziadek pije, a nawet jak jest trzeźwy, to mieszkać się z nim nie da. Więc Antek trafia na spontanie do Warszawy, zaczynają się narkotyki. Śpi głównie w noclegowniach.

Albo Franio. Z Konstancina, 23 lata. Bezdomny od trzech. Dlaczego? Cóż, nie mógł się Franio za nic dogadać ze swoimi rodzicami. Bo on np. od małego interesował się zoologią, a dla rodziców – zwłaszcza dla jego ojca – to było „pedalskie” hobby. Złapał się za alkohol, narkotyki. Zostawił dom, przez rok mieszkał w lesie. Potem trafił do Warszawy. Kradzieże, wyroki, więzienie.

Albo Hania, 23 lata. Warszawska Białołęka, mieszkanie treningowe w wieżowcu, pierwsze piętro. Hania najchętniej o swoim życiu by już nie rozmawiała. Dzieciństwo? Co tu mówić – miała ledwie sześć lat, gdy samochód zabił jej mamę; wracała akurat zachlana od koleżanki. Po jej śmierci była niby pod opieką babci, ale ona też piła, więc Hania żyła bardziej na ulicy niż w domu. Wcześnie pojawiły się alkohol i narkotyki. Pobyty w MOW-ach. Jednym, drugim, trzecim. Jak stała się pełnoletnia, zaczęła pracować na ochronie w ZUS-ie. Tam poznała męża. Pierwsza randka i ciąża. Mąż zbił ją pierwszy raz po jakichś dwóch miesiącach. Potem bił prawie codziennie. Bała się tego bicia, podobnie jak jej dwuipółletnia córeczka, dlatego uciekły. Hania przed sądem przyznała się, że jest uzależniona od narkotyków, więc odebrano jej prawa rodzicielskie. Poszła na detoks. Przeszła terapię. Wniosła o rozwód i przywrócenie jej praw. Rozprawa wkrótce.

Na prostej

– W jaki sposób fundacja pomaga dziewczynom, takim jak Hania, odzyskać dzieci?

– Najpierw musimy taką dziewczynę zdiagnozować, poznać przyczyny, dla których została z dzieckiem rozdzielona – mówi Agnieszka. – Nakłaniamy ją, by podjęła współpracę z asystentem rodziny. Dbamy, żeby miała kontakt z dzieckiem. Wspieramy ją w podejmowaniu pracy, w budowaniu niezależności finansowej i w uczestniczeniu w terapii. Mówiąc w skrócie, pracujemy, żeby była gotowa zająć się dzieckiem.

– Jak Hania sobie radzi?

– Wykonuje kawał pracy, czasami jej to lepiej wychodzi, czasami gorzej. Ale od początku bardzo się stara, żeby coś ze sobą zrobić pozytywnego. Najważniejsze, że na razie jest trzeźwa. Jeździ do córki, podjęła pracę. Przychodzi też raz w tygodniu do fundacji na spotkanie z psychoterapeutą. Ale czy odzyska tę małą, a jeśli tak, to kiedy – trudno powiedzieć.

Zdaniem Agnieszki możliwość przebywania dziewcząt z dziećmi w mieszkaniach treningowych jest dla nich drogą do lepszego macierzyństwa. Choć nie dla wszystkich. – Zdarzyło się nam w przeszłości – wspomina – że jedna z naszych podopiecznych dzięki naszej pomocy odzyskała dziecko, przebywała z nim w mieszkaniu treningowym i to nie wyszło. Nie dlatego, że ona tego dziecka nie kochała. Była po prostu zupełnie niedojrzała. I nie było wyjścia: musieliśmy ją usunąć z mieszkania. Pisałam pismo do sądu o wgląd w tę sprawę i przez cały czas płakałam.

– A przykłady wyjścia na prostą?

– Jest coraz więcej młodzieży, której się udało. Akurat teraz z mieszkania wyprowadza się jeden z chłopaków. Razem z kolegą podpisał umowę najmu mieszkania. A jest to chłopak, który na początku tylko nas oszukiwał: zawsze miał milion wymówek, żeby nie pracować. Aż w końcu zagroziliśmy mu wystawieniem za drzwi i wtedy się obudził. Poszedł do pracy, utrzymuje ją. Przychodzi regularnie na terapię uzależnień. Jest na dobrej drodze.

Rodzinne rozwiązanie

– O problemie zaczęliśmy mówić na różnych forach i seminariach – wylicza Agnieszka, pytana o sukcesy w walce o lepszy los nieletnich matek. – Na stronie fundacji można znaleźć raport dotyczący nieletniego macierzyństwa, który opracowałam wspólnie z kilkoma naukowcami pod redakcją prof. Marka Konopczyńskiego. Nasz wkład w zmianę myślenia o tym zjawisku jest olbrzymi.

Na skutek długoletnich działań fundacji udało się zmienić zapisy w ustawie o wspieraniu rodziny i systemie pieczy zastępczej – została w niej stworzona możliwość przebywania matek z dziećmi w placówkach opiekuńczo-wychowawczych. – Ostatnio opracowaliśmy projekt zmian ustawy o postępowaniu w sprawach nieletnich. Nowelizacja dopuszcza także możliwość przebywania matek z dziećmi w zakładach resocjalizacyjnych. Mam nadzieję, że sprawa znajdzie pomyślny finał.

Ostatnim zamierzeniem fundacji jest budowa domu dla sześciu nieletnich matek przebywających w placówkach opiekuńczo-wychowawczych i resocjalizacyjnych. Chodzi o to, by tworzyć miejsca bardziej rodzinne, a mniej instytucjonalne. Projekt będzie realizowany przy wsparciu duńskiej fundacji Velux. Do takiego domu mogłaby trafić Emilka.

Wspomniany już MOW na obrzeżach Warszawy. Emilka, mimo że trochę speszona, to jednak wyraźnie radosna. Właśnie wróciła od lekarza: z dzieckiem wszystko w porządku.

– A co się stanie z Emilką?

Wicedyrektor placówki (nie chce ujawniać nazwiska) tłumaczy, że wystąpił już do sądu z wnioskiem o zwolnienie jej do domu. Po urodzeniu dziecka sąd najpewniej wyznaczy mamę Emilki na opiekuna prawnego. Sąd też zdecyduje, czy Emilka zostanie w domu do pełnoletności, czy wróci do placówki, a dziecko zostanie u jej mamy.

Zdaniem Agnieszki Sikory powrót z powodu ciąży nieletnich dziewcząt przebywających w placówkach resocjalizacyjnych do domu rodzinnego zazwyczaj nie jest fortunnym rozwiązaniem. – Przecież środowisko rodzinne jest bardzo często przyczyną, dla której one trafiły do placówki – mówi. – Dlatego tak ważne jest wybudowanie tego domu.

 

Pytam Agnieszkę, skąd nazwa fundacji. – Chodzi o drugą szansę w życiu – odpowiada. – Choć tak naprawdę to powinniśmy się nazywać „Po Sto Siedemdziesiąte Piąte”, bo tych szans jest znacznie więcej. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz oraz tłumacz z języka niemieckiego i angielskiego. Absolwent Filologii Germańskiej na UAM w Poznaniu. Studiował również dziennikarstwo na UJ. Z Tygodnikiem Powszechnym związany od 2007 roku. Swoje teksty publikował ponadto w "Newsweeku" oraz "… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 29/2019