ZOE znaczy życie

Nasze gremium nie jest reprezentantem Sądu Ostatecznego - zastrzega abp Józef Życiński. Z jego inicjatywy powstał Zespół Opinii Etycznych: Sumienie i Pamięć. Ma opiniować mechanizmy lustracyjne oraz metody ujawniania kulisów funkcjonowania PRL. Tak, aby w rozrachunkach nie zapomniano o godności człowieka.

25.09.2005

Czyta się kilka minut

 /
/

To nie będzie kopia południowoafrykańskiej Komisji Prawdy i Pojednania z abp. Desmondem Tutu na czele, która zbrodniarzom czasów apartheidu umożliwiała ułaskawienie w zamian za szczegółowe wyznanie win. - Nie wiemy, czy dojdziemy do prawdy, a pojednanie jest mało prawdopodobne po piętnastu latach bijatyk - mówi metropolita lubelski.

Członkami zespołu - obok abp. Życińskiego - są: Magdalena Bajer (szefowa Rady Etyki Mediów), Władysław Bartoszewski (były minister spraw zagranicznych), Wiesław Chrzanowski (marszałek Sejmu wybranego w pierwszych wolnych wyborach), Andrzej Grajewski (członek Kolegium IPN), Karol Modzelewski (historyk), bp Tadeusz Pieronek (współprzewodniczący Komisji Konkordatowej), Barbara Skarga (filozof), ks. Andrzej Szostek (były rektor KUL) oraz Andrzej Zoll. Rzecznik Praw Obywatelskich tłumaczy “Tygodnikowi": - Zdecydowałem się na członkostwo, bo np. otrzymywałem skargi od tych, którzy zostali skrzywdzeni opublikowaniem tzw. listy Wildsteina. Warto się zastanowić, jak na przyszłość zapobiec takim historiom.

Kultura skruchy

Po raz pierwszy Zespół obradował w miniony poniedziałek, w rezydencji metropolity lubelskiego. Kilkugodzinne posiedzenie obserwował dziennikarz “Tygodnika". Na samym jego początku upadł pomysł, aby gremium przyjęło nazwę Zespołu Ocen Etycznych. Jak stwierdził bp Pieronek, nikt z przybyłych nie ma uprawnień do wystawiania moralnych cenzurek. Andrzej Grajewski zaproponował: Zespół Refleksji Etycznych. Nie - zaoponował abp Życiński, ponieważ refleksje kojarzyć się będą z wianuszkiem starszych panów, którzy delektują się kawą i raz po raz sobie drzemią. Inna sugestia - Zespół Orzeczeń Etycznych - również nie znalazła poparcia, bo gremium nie zamierza zastępować wymiaru sprawiedliwości oraz “nie będzie się podejmować recenzowania działań IPN ani sądów lustracyjnych". Wreszcie ks. Szostek zaproponował odpowiednie sformułowanie: “Zespół Opinii Etycznych: Sumienie i Pamięć". W skrócie ZOE, co po grecku znaczy - życie.

Skład Zespołu ma zagwarantować pluralizm i wiarygodność w różnych środowiskach. Za przykład posłużyć mogą profesorowie Chrzanowski i Modzelewski. Węzłowe punkty w biografiach obu opozycjonistów stanowią wyroki komunistycznych sądów. Stoją jednak za nimi różne przyczyny: Chrzanowskiego, żołnierza AK i członka konspiracyjnego Stronnictwa Narodowego, skazano za działalność antykomunistyczną (okres stalinowski). Modzelewskiego - wyrzuconego z PZPR - więziono trzy razy: za opublikowanie wspólnie z Jackiem Kuroniem “Listu otwartego do członków partii" (1964), za organizowanie protestów studenckich (1968) i jako członka “Solidarności" (internowanie podczas stanu wojennego). Po Jesieni Ludów Chrzanowski przewodniczył Zjednoczeniu Chrześcijańsko-Narodowemu, Modzelewski współtworzył Unię Pracy. Dziś pierwszy uchodzi za nestora prawicy, drugi - za jednego z nielicznych nieskompromitowanych reprezentantów lewicy. Żeby Zespół działał - mimo różnic - sprawnie, decyzje będą zapadały większością głosów, w stosunku minimum osiem do dwóch. Wszyscy członkowie mają prawo do wotum separatum.

Każdy wnosi do Zespołu inną wiedzę. Mało kto zna ocalałe teczki bezpieki i mechanizmy działania IPN równie dobrze jak Andrzej Grajewski. Profesor Zoll zapewnia kompetencje prawnicze, Barbara Skarga i ks. Szostek są ekspertami z dziedziny etyki, a Magdalena Bajer - na polu mediów. Profesorowie Bartoszewski i Chrzanowski służą nie tylko autorytetem, ale także doświadczeniem. Pierwszego z nich inwigilowało w sumie czterystu osiemnastu mundurowych ubeków i esbeków oraz pięćdziesięciu sześciu konfidentów. Od czterech lat analizuje - jak sam mówi - piramidę akt, które otrzymał z archiwów IPN. Z kolei Wiesław Chrzanowski znalazł się w 1992 r. na liście domniemanych współpracowników PRL-owskich służb bezpieczeństwa, którą sporządził ówczesny minister spraw wewnętrznych Antoni Macierewicz. Choć siedem lat czekał na oczyszczenie z zarzutów, nie kwestionował potrzeby przeprowadzenia lustracji.

To istotna sprawa: Zespół nie zamierza blokować rozliczeń z przeszłością. Przeciwnie, w pierwszym - programowym - oświadczeniu jego członkowie napisali: “Obserwowane obecnie przejawy braku kultury politycznej stanowią w dużym stopniu następstwo zaniedbania rozrachunków moralnych dotyczących ważnych wydarzeń z najnowszych dziejów Polski". Wymienili m.in. brak rozliczenia zbrodni stalinowskich oraz uniki w ocenie interwencji w Czechosłowacji w 1968 r. na rozkaz ministra obrony narodowej PRL. Podważyli próby ogólnikowego interpretowania stanu wojennego jako wyboru mniejszego zła, co miałoby “zwalniać z odpowiedzi na pytanie o konkretne formy zła, których można było wtedy uniknąć, gdyby respektowano konsekwentnie zasady państwa prawa". Zespół sprzeciwił się również powoływaniu “byłych funkcjonariuszy aparatu bezprawia na stanowiska wymagające wysokich kwalifikacji moralnych" (echo nominacji płk. Waldemara Mroziewicza na dyrektora biura Rzecznika Interesu Publicznego).

Zespół wystąpił także przeciw politycznie motywowanym próbom ograniczania budżetu IPN oraz skrytykował decyzję Głównego Inspektora Ochrony Danych Osobowych, która stanowi, że w czytelniach Instytutu pomoce ewidencyjne, inwentarze i katalogi udostępniać można wyłącznie pracownikom IPN.

Quasi-lustracja

Ostatnie lata przyniosły wiele wydarzeń, które budziły spory dotyczące celów i zakresu, a przede wszystkim metod rozliczenia z przeszłością - żeby wymienić tylko kazus Henryka Karkoszy, dyskusje wokół tzw. listy Wildsteina, a ostatnio również tzw. listy Nizieńskiego, oskarżenia pod adresem Lecha Wałęsy czy sprawę o. Konrada Hejmy. Pojawiły się głosy, że etyczny wymiar rozliczeń powinien określić Kościół - jako instytucja dysponująca w społeczeństwie sporym autorytetem i kompetentna w kwestiach moralnych (wina, odpowiedzialność, zadośćuczynienie, sprawiedliwość, fałszywe świadectwo, godność człowieka, przebaczenie). Tymczasem Kościół albo milczy, albo wysyła sprzeczne sygnały. Sprawa o. Hejmy podzieliła nawet jego macierzysty zakon. Episkopat nie wydał w sprawie rozliczenia z przeszłością ani całościowego listu, ani oświadczenia. Jego przewodniczący, abp Józef Michalik, wprawdzie kilka razy zabierał głos, ale jego stanowisko pozostało mało czytelne.

Abp Życiński twierdzi, że status dokumentów z teczki o. Hejmy nie wymaga dalszych dyskusji: - Sytuacja jest tak czytelna, że sensowna pozostaje nie dyskusja o dokumentach, lecz modlitwa za ich autorów. Wszelkie próby usprawiedliwiania treści dokumentów wyglądają żenująco. Ważnym problemem moralnym jest natomiast fakt, że PRL-owskie służby usiłowały wprowadzać agentów na teren stanowiący dla statystycznego Polaka dziedzinę świętości. Odpowiedzialni za ten styl ludzie władzy nie potrafili się zdobyć nawet na jedno słowo przeprosin.

Członkowie ZOE skrytykowali próby ujawniania na własną rękę nazwisk tajnych współpracowników. Nie wolno występować w roli “prywatnego trybunału sprawiedliwości publikując w internecie, na plakatach czy tablicach ogłoszeń własne wersje listy TW", ponieważ nie wolno “traktować instrumentalnie osoby ludzkiej jako środka do poznania prawdy". Zespół przestrzegł przed błędami w ocenie PRL, gdy “główną uwagę kieruje się na działania Tajnych Współpracowników, natomiast do minimum sprowadza się kwestie odpowiedzialności moralnej tych, którzy tworzyli system przemocy, naruszając prawa człowieka". Abp Życiński powtarzał, że absurdalnym jest, gdy cała wina za wydarzenia w Ogrójcu spada na tchórzliwych uczniów, a do roli jedynych sprawiedliwych aspirują żołdacy arcykapłana, którzy wzorowo wypełnili służbowy obowiązek. Jednym z następstw pomieszania proporcji jest w Polsce “nieobecność kultury skruchy". Członkowie Zespołu zaapelowali także, aby ostrożnie traktować zeznania byłych funkcjonariuszy SB, a zapiski operacyjne “konfrontować z innymi materiałami oraz świadectwami epoki" wedle standardów krytyki źródeł historycznych. Zespół odrzucił projekty “powszechnego dostępu do wszystkich akt przechowywanych w archiwum IPN. Przechowane dokumenty winny być dostępne dla badań naukowych oraz udostępniane zainteresowanym nimi osobom pokrzywdzonym".

Można by powiedzieć, że w oświadczeniu nie ma nic odkrywczego - tyle że dotychczas, chociaż debata wokół teczek przetacza się przez Polskę od lat, żadna instytucja nie sformułowała podobnego kanonu.

Zresztą Zespół nie zamierza ograniczać się do dywagacji etycznych. Będzie opiniował, a w razie potrzeby również proponował konkretne rozwiązania prawne, aby skorygować w ustawach dotychczasowe sprzeczności i luki. Przykładem mogą być perypetie Władysława Bartoszewskiego, który od lat nie może się doczekać, żeby IPN ujawnił - choćby w jednym przypadku - personalia inwigilujących go tajnych współpracowników. Tymczasem w materiałach dostępnych w Archiwum Akt Nowych nie wymazano szeregu danych personalnych dotyczących tych spraw...

Dlatego na najbliższym spotkaniu Zespół ma przestudiować projekt nowelizacji ustawy o IPN. Szczególną uwagę poświęci instytucji tzw. pokrzywdzonego. Bowiem na razie, kto nie otrzyma od Instytutu takiego statusu, jest informowany, że nie ma prawa zapoznać się z własną teczką: - To mechanizm quasi-lustracyjny - zwraca uwagę Grajewski. - Stąd się biorą sytuacje, że polityk został oczyszczony w procesie lustracyjnym, tymczasem Instytut - na podstawie archiwów i ustawy, a nie własnego widzimisię - nie może uznać go za pokrzywdzonego.

Grzechy sąsiadów

Jeszcze jedno: przez dwadzieścia jeden miesięcy Komisja arcybiskupa Tutu wysłuchała bądź przeczytała świadectwa dwudziestu jeden tysięcy ofiar, świadków i oprawców. Początkowo również lubelski Zespół rozważał, czy drugim nurtem jego prac nie miałyby być spotkania z tymi, którzy “samotnie zmagają się z rozterkami sumienia i chcieliby odnaleźć duchowy pokój". Kilka takich osób zgłaszało się do samego arcybiskupa Życińskiego. Z kolei Grajewski przytoczył historie kilku księży, którzy współpracowali z bezpieką. Gdy dowiedzieli się, że historycy badają ich losy, zgłosili się do swoich biskupów, aby wyznać tamten dramat. - To była katharsis - mówi Grajewski. - Z tego, co wiem, rozmowy miały charakter oczyszczający i przyniosły ulgę obu stronom.

Podczas obrad Zespołu pojawiło się jednak sporo wątpliwości. Po pierwsze, abp Życiński podkreślił: “Nie będziemy wystawiać żadnych świadectw moralności". Nie ma np. możliwości skonfrontowania ewentualnych wyznań człowieka, który uważa się za pomówionego o współpracę z SB, z zachowanymi aktami. Należałoby się zatem ograniczyć wyłącznie do wysłuchania wyznania, udzielenia porady, zaś w przypadku dawnych konfidentów - refleksji nad tym, jak zadośćuczynić ofiarom donosów. Po drugie, może się zdarzyć, że dawni współpracownicy bądź mocodawcy aparatu bezpieczeństwa będą chcieli nie tyle wyrazić skruchę, ile wybielić własną osobę. Po trzecie, do Zespołu zgłaszać się zechcą zapewne i tacy, którzy wprawdzie nic nie mieli na sumieniu, ale chcieliby powiadomić, że ich sąsiedzi mieli kontakty z bezpieką. Sprawa jest na tyle skomplikowana, że będzie przedmiotem kolejnych obrad Zespołu. Jak głosi jego oświadczenie, uwzględniając ewolucję tych, których dręczy poczucie winy, gremium “stworzy odpowiednie środki działania, aby mogli poddać samokrytycznej ocenie swe wcześniejsze zachowania i odnaleźć pokój sumienia".

***

To kluczowy, a zarazem słabszy punkt przedsięwzięcia: na ile głos Zespołu będzie miał wpływ na opinię publiczną i konkretne rozwiązania prawne? ZOE nie ma formalnego umocowania, nie działa pod auspicjami Episkopatu.

Zoll: - Nie ma atmosfery, żeby powtórzyć Komisję arcybiskupa Tutu. To jednak ważne, aby w dyskusjach pojawił się głos takiego gremium. Zobaczymy, czy zostanie wysłuchany.

Grajewski: - Nie wystarczy wysyłanie oświadczeń do mediów. Należy zawiadamiać partie i kluby parlamentarne, które po wrześniowych wyborach będą odpowiedzialne np. za nowelizację ustawy o IPN.

Abp Życiński: - Nie mamy ambicji, by cokolwiek komukolwiek narzucać. Liczymy się z tym, że będziemy mieli oponentów, ale tu chodzi o merytoryczne argumenty, a nie padanie na twarz przed autorytetem.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Były dziennikarz, publicysta i felietonista „Tygodnika Powszechnego”, gdzie zdobywał pierwsze dziennikarskie szlify i pracował w latach 2000-2007 (od 2005 r. jako kierownik działu Wiara). Znawca tematyki kościelnej, autor książek i ekspert ds. mediów. Od roku… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 39/2005