Znowu o umiarkowaniu

Z zaciekawieniem wysłuchujemy bardzo liczne opinie na temat popularności w Polsce tzw. skandynawskiej – za przeproszeniem – filozofii umiaru oraz japońskiej estetyki, w której siłą wyrazu jest czystość i prostota.

10.11.2019

Czyta się kilka minut

Nic bowiem tak bardzo nas nie interesuje ani tak nie skłania do najwyższej uwagi, jak świat polskich deklaracji w dowolnym zakresie.

Opinie o skandynawskich i japońskich powściągliwościach są popkulturalne, powszechne i choćby w tym sensie ich odbiorca musi uzyskiwać pewność, że żyje w kraju będącym tratwą pływającą w jakiejś fantastycznej cieśninie, pomiędzy Bornholmem a dajmy na to Hokkaido. Wyobrażenia na cudzy temat nie są zaiste tak ciekawe jak mniemania na tematy własne. Już samo stwierdzenie, że w kraju naszym modny jest umiar, musi uruchamiać skłonności badawcze. Człowiek wyciąga natychmiast lupę i delikatnie, specjalnymi szczypczykami próbuje oderwać pancerzyk chitynowy zasłaniający miękki tułów zjawisk.

Umiar, bądź jego brak, znajdujemy w każdym naszym wyborze – to uwaga ogólna, mająca ułatwić wprowadzenie do tematu osobom mniej w wybieraniu zaawansowanym. A więc mamy wybranych takich oto: Gliński z Gowinem, Macierewicz z Kaczyńskim, plus Ziobro. Dużo by wymieniać, ale ci dla przykładu wystarczą aż nadto. Są to ludzie wybrani, dlatego ich tu przywołujemy. Ale wybory nie dotyczą wyłącznie polityków, można rzec więcej, wybory polityczne zdarzają się rzadko w porównaniu z wyborami dnia codziennego.

Czy pomiędzy owymi wyborami sporadycznymi a częstymi, bo codziennymi, jest w istocie tak kosmiczny, by nie rzec: gruntowny rozziew? Cokolwiek bowiem nie powiedzieć o figurach tu wymienionych, sądzenie o nich, że to ludzie umiaru, wydaje się niepotrzebną nikomu – nawet pewnie im – przesadą. Są to ludzie, jak wiemy, skrajnie nieumiarkowani. Nieumiarkowanie jest ich głównym budulcem, nieumiarkowanie takoż jest ich atutem. Nie są to Japończycy ani Szwedzi po szkołach medytacji, czy specjaliści od origami. Z drugiej strony – jak słyszymy i czytamy – rodak nasz gustuje jednak w skrajnym umiarkowaniu na co dzień, nazywanym tu skandynawskim, w ascetycznej ponoć koncepcji relaksu, w japońskiej ciszy i bieli, w dzwoniącej ciszy, w której z rzadka słychać delikatne, ale znaczące brzdąknięcia trąconej struny. Mamy zatem wybór skrajnego nieumiarkowania, któremu ponoć jednak towarzyszy wybór skrajnego umiarkowania.

Gdy popatrzymy na to wszystko okiem jak nos psa zimnym, zaczynamy podejrzewać, że ktoś nas buja. Że owe mniemania na temat skłonności do codziennej powściągliwości rodaka to jakieś magiczne memłania, że słodkie obwieszczenia o skromnej estetyce – zwłaszcza gdy jedziemy dajmy na to przez nasze umiłowane Podhale – to produkcja świata ułudy, bądź to pięknoduchostwo, bądź to marzenia, albo zamówienie nie mające nic wspólnego z rzeczywistością. Nasz krajobraz jest szalenie jednak niejapoński, nie tylko z braku góry w typie Fudżijamy, nie jest też w ogóle skandynawski, nie tylko z braku domków uczynionych w guście osiadłego na prowincji Wikinga. Krajobraz polski jest nieokiełznany, nic w nim nie jest nieożywione, bowiem wszystko jest ożywione właśnie. Polska jest krajem pulsującym, jarzeniowym, w którym wszystko wibruje, zmienia bezustannie kolory, w którym mowa o przygaszeniu i umiarze nie dotyczy nawet cmentarza. Wierzba polska, szalenie odgłowiona, jest tu rozczochrana milionem grzebieni. Gdzie zatem, do diaska, ludzie tutejsi widzą umiarkowanie, modę na ściszanie, tonowanie, dobieranie bieli do bieli bądź to rozważanie niuansów za pomocą jednego smakowego kubeczka? Nie wiemy. Owszem, znajdujemy czasem objawy umiarkowania osobliwego. Niech dla przykładu będą to szokujące statystyki zakupów maluśkich buteleczek z alkoholami kolorowymi, to zjawisko pasjonuje nas od dawna. Owa buteleczka jest w Polsce bodaj jedynym symbolem umiaru właśnie, ale nie w Japonii jesteśmy przecież ni w Skandynawii, gdzie taka oferta musiałaby zostać hucząco wyśmiana przez każdego umiarkowanego Szweda bądź to samuraja. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 46/2019