Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Pierwszy swój roboczy dzień na stanowisku przewodniczącej Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen spędzi nie w szklanym pałacu w Brukseli (gdzie kazała urządzić proste pomieszczenie noclegowe obok gabinetu, aby podkreślić swoją osobistą skromność i zamiar całkowitego oddania się pracy), lecz w Madrycie – tam właśnie zaczyna się konferencja klimatyczna COP25. To oczywiście przypadek – jej Komisja miała już działać od miesiąca, były jednak spore problemy z uzgodnieniem interesów głównych krajów (zwłaszcza Francji) i partii, które musiały poprzeć jej ekipę w Parlamencie Europejskim. Ale jeśli to nawet przypadek, to znamienny: od samego początku procesu nominacji von der Leyen obiecywała wszak szybkie przedstawienie „europejskiego Zielonego Ładu”, czyli szerokiego i ambitnego pakietu przepisów i programów związanych z uczynieniem Europy mniej uciążliwą dla środowiska, w którym żyją obywatele 27 państw.
Rangę sprawy oddaje fakt, że odpowiadać ma za to pierwszy w hierarchii wiceszef KE Frans Timmermans. Jeszcze przed końcem konferencji COP odbędzie się szczyt Rady Europejskiej, na którym ma przedstawić pierwszy zarys tego „Ładu”, a szefowie rządów krajów członkowskich znów spróbują uchwalić zobowiązanie osiągnięcia neutralności klimatycznej Unii do 2050 r. W czerwcu taki plan zawetowała m.in. Polska. Zmiana stanowiska Warszawy jest powiązana z zapewnieniem dodatkowych środków dla polskiej gospodarki, której szybkie „zazielenienie” może grozić wstrząsem.
Wszystko jeszcze jest w fazie uzgodnień (nowe władze będą m.in. dopinać nową perspektywę budżetową), ale warto zauważyć, że Komisja pod rządami von der Leyen proponuje właśnie wyraźne rozmycie programu wsparcia kosztów transformacji dla regionów górniczych – a to oznacza, że Śląsk będzie miał więcej konkurentów w walce o środki. ©℗