“Zero tolerancji” w mieście Meksyk

Władze miasta Meksyk, jednej z najniebezpieczniejszych stolic świata, zapowiadają walkę z przestępczością. Pomaga im były burmistrz Nowego Jorku Rudolf Giuliani, którego porady mają w kilka lat uczynić z Ciudad de México oazę spokoju.

24.08.2003

Czyta się kilka minut

Rudolf Giuliani był burmistrzem Nowego Jorku w latach 1994-2001. Przestępczość spadła tam wówczas o 40 proc. i dziś władze miasta Meksyk liczą na podobne rezultaty u siebie - przekonane, że nie ma powodów, żeby to, co sprawdziło się w Nowym Jorku, nie miało przynieść rezultatów tutaj.

W sierpniu ogłoszono opracowany przez firmę konsultingową Giuliani Partners raport przedstawiający 146 zaleceń mających przynieść wzrost bezpieczeństwa. Giuliani obiecuje dziesięcioprocentowy spadek liczby przestępstw rocznie. Niewielu wierzy w jego obietnice, a są i tacy, którzy, przekonani o ich naiwności wybuchają pobrzmiewającym desperacją śmiechem.

Meksykanie są ostrożni, zalecają ostrożność i oddają się boskiej opiece z częstotliwością, która każe sądzić, że nie czują się bezpieczni. Potwierdzają to socjologowie: blisko 90 proc. mieszkańców stolicy czuje się zagrożonych. Nic dziwnego - w czasie trzyletniego pobytu w Meksyku z rzadka zdarzało mi się spotkać kogoś, kto nigdy nie zostałby napadnięty. Każdy za to zna kilka osób, które padły ofiarą napadu.

Ludzie są tu podświadomie wyczuleni na wszystko, co zwiastować może zagrożenie. I nie potrafią uwolnić się od lęku, bo nie ma tu bezpiecznych miejsc, jak nie ma bezpiecznych pór. Czujność często na nic się nie zdaje, bo ofiarą napadu paść można w środku dnia na najbardziej ruchliwej ulicy w centrum miasta. A próżno liczyć na pomoc policjantów, którzy zamiast strzec porządku uniosą wzrok ku niebu w przypływie meteorologicznego powołania.

Brutalne napady z bronią, której używa się w 44 proc. popełnianych tu przestępstw i która nie pełni jedynie perswazyjnej roli psychologicznej, są codziennością. “Pieniądze albo życie" znaczy tu to, co znaczy. Codziennością są napady na przechodniów, peseros (małe autobusy, których po stolicy kursuje ok. 30 tysięcy), sklepy i biura, napady popełniane w taksówkach, oraz rzadsze, choć bynajmniej nie sporadyczne, napady na banki. Gwałty popełniane przez taksówkarzy są tak powszechne, że lubujący się w cynicznej odmianie humoru dowcipnisie doradzają samotnym dziewczętom odważającym się na podróż taksówką: relajate y disfrutalo - “odpręż się i baw dobrze". Nie zawsze jednak podróż taksówką jest dobrowolna; zdarza się kierowcom porywać kobiety z ulicy, uwozić je na odludzia i gwałcić w towarzystwie kolegów.

Zagrożenia można mnożyć. Wiele osób nie otwiera okien w samochodzie - w obawie przed napadem, ale i przed policją, która ma w zwyczaju odbierać prawa jazdy, by zmuszać potem kierowców do ich “wykupienia". Plagą są złodzieje samochodów, którzy - już to niewprawni w uruchamianiu pojazdów bez kluczyków, już to działający w pośpiechu - nie są skłonni grzebać długo przy stacyjce i wolą przystawić kierowcy pistolet do skroni proponując dobrowolne oddanie kluczyków. Niejeden zginął lub został kaleką, próbując się przeciwstawić. W końcu to, co budzi największy strach - porwania dla okupu i brutalność kidnaperów, którzy przesyłkami z palcem lub uchem porwanego nakłaniają rodzinę do pośpiesznego zbierania żądanej kwoty. Ofiarą paść może każdy - nie trzeba mieć milionów, by wbudzić zainteresowanie porywaczy.

Bezkarność

Poczucie zagrożenia, które deklarują mieszkańcy stolicy, bierze się nie tylko ze skali przestępczości, ale przede wszystkim z absolutnej bezradności władz: w Meksyku popełnia się ponad cztery miliony przestępstw rocznie, a liczba tych, których sprawcy pozostają bezkarni, wynosi 95-99 proc. Frustracja powodowana bezkarnością przestępców jest tak silna, że ludzie nierzadko wymierzają sprawiedliwość na własną rękę. Głośny był przypadek samosądu w położonej na obrzeżach stolicy Milpa Alta, gdzie trzech młodych mężczyzn napadło na taksówkarza. Zostali pojmani przez kilkusetosobowy tłum i na śmierć zmasakrowani. Choć samosądy nie są w Meksyku tak popularną formą wymierzania sprawiedliwości jak w Gwatemali, to mnóstwo osób widzi w nich remedium na bezczynność władz i policji. Bo wprawdzie prezydent Vicente Fox zapewnia raz po raz, hipnotyzując telewidza patriarchalnie stroskanym spojrzeniem, że “skończyła się tolerancja", to przestępców o tym nie poinformowano i oddają się swym zajęciom w sposób otwarty i niezakłócony.

Kilka lat temu zgłaszano w stolicy około ośmiuset przestępstw dziennie; dziś ich liczba spadła do pięciuset. To jednak nie wynik działania służb bezpieczeństwa, lecz względnej poprawy sytuacji ekonomicznej kraju. Przestępstw jest zresztą w rzeczywistości znacznie więcej, bo 70 proc. ofiar nie zgłasza się na policję - w przekonaniu, że to i tak nic nie da lub w obawie przed jej powiązaniami z światem przestępczym. Były prokurator generalny Antonio Lozano przyznał, że 50 proc. policjantów jest skorumpowanych, poprzedni prezydent Ernesto Zedillo nazwał policję organizacją kryminalną, zaś “Newsweek" pisał o niej jako o “jednej z okrytych najgorszą sławą służb policyjnych świata". Amerykańskie przewodniki turystyczne doradzają, by za wszelką cenę unikać z nią kontaktów, bo “nie pomoże nigdy, a może tylko pogorszyć i tak już niemiłą sytuację".

Uczciwy policjant jest zresztą w Meksyku niewiele bardziej użyteczny niż policjant skorumpowany, bo tak jak tamten pozbawiony jest wszelkiego autorytetu - zadziwiająco wielu osób nie wprawia w zakłopotanie łamanie prawa i przepisów na oczach policji, bo zakłada się, że w razie czego każdego funkcjonariusza można przekupić.

Niski w Meksyku autorytet prawa maleje ze wzrostem odległości od dużych miast. Ale nawet w stolicy są miejsca, w których prawo zastępuje niepisany kodeks mafii i “niezrzeszonych" bandytów. Słynne Tepito tak dalece uniezależniło się od urzędowej praworządności, że stołeczna policja szanuje jego autonomię. Wkracza ona do barrio bravo (dzikiej dzielnicy) tylko w szczególnych wypadkach i przyjmowana jest nie tylko niechętnie, ale nawet zbrojnie: w starciach rany odnoszą i giną “obrońcy niepodległości", policjanci oraz przypadkowi przechodnie. Na co dzień jednak mieszkańcy Tepito, nie nękani przez reprezentantów władzy, oddają się zajęciom, dla których kodeks karny przewiduje sankcje surowe, lecz w istocie fikcyjne.

Uliczny targ w Tepito przyciąga niskimi cenami, bo towar pochodzi z przemytu. Ale niewielu zapuszcza się tam w pojedynkę, gdyż handlarze współpracują z bandami napadającymi na kupujących, by odebrać im chwilę wcześniej nabyte dobra. Sprzedawane ponownie, stają się one towarem wielokrotnego użytku: okazyjne ceny kumulują się w jeszcze bardziej okazyjny zysk. Są w Tepito miejsca, gdzie z rozstawionego na ulicy stolika nabyć można broń i narkotyki - tam ma siedzibę jedna z największych mafii kraju. Z kolei w dzielnicy Iztapalapa działają laboratoria narkotykowe i warsztaty, w których produkuje się broń i rozkręca kradzione samochody. Choć wszyscy o tym wiedzą, nic jakoby nie da się z tym zrobić.

Giuliani i spółka

Frustracja i desperacja mieszkańców miasta oraz poczucie bezsilności władz spowodowały, że szef stołecznej policji Marcelo Ebrard zwrócił się przed rokiem o pomoc do Giuliani Partners Group. Giuliani przystał na propozycję, wystawił rachunek na 4,3 miliona dolarów (pokryty w całości przez prywatnych przedsiębiorców meksykańskich) i w październiku ub. r. zabrał się do pracy.

Zaczęło się od problemów i skandalu. Planowana na grudzień wizyta w Ciudad de México nie doszła do skutku, bo kilka dni wcześniej nowojorski dziennik “Daily News" ogłosił, że kolumbijska partyzantka Fuerzas Armadas Revolucionarias de Colombia (Rewolucyjne Siły Zbrojne Kolumbii - FARC) planuje porwanie Giulianiego w czasie jego pobytu w Meksyku. Wizytę odwołano, choć stołeczny prokurator Bernardo Batiz zapewniał, że cała sprawa jest wymysłem dziennikarzy i gwarantował Giulianiemu absolutne bezpieczeństwo. Kiedy ten w styczniu b.r. przyjechał w końcu do Meksyku, odmówił skorzystania z oferowanej mu ochrony i wbrew lokalnemu prawu otoczył się własną uzbrojoną obstawą.

Efektem kilkumiesięcznych analiz jest wspomniany piętnastotomowy raport i 146 zaleceń, które mają w kilka lat odmienić miasto. Giuliani proponuje wprowadzenie zasady “zero tolerancji" czy “rozbitego okna", którą zasłynął jako burmistrz Nowego Jorku. Jest ona w istocie autorstwa kryminologa George’a Kellinga, który powiada, że konieczne jest karanie za najdrobniejsze przewinienia, bo “gdy pozwolić na rozbicie jednej szyby, wkrótce rozbite zostaną wszystkie". Innymi słowy, lekceważenie drobnych wykroczeń stwarza poczucie bezkarności i staje się zachętą do popełniania poważniejszych wykroczeń i przestępstw.

Giuliani twierdzi, że konieczna jest w pierwszej kolejności walka z graffiteros, wielotysięczną armią franeleros i limpiaparabrisas, oferującymi nikomu niepotrzebne usługi i zakłócającymi ruch uliczny (pierwsi chodzą wzdłuż ulic wymachując flanelową szmatą i wskazując wolne miejsca do zaparkowania, drudzy myją szyby na skrzyżowaniach). Trzeba przegonić z ulic pijaczyny, prostytutki, a czternastu tysiącom nińos de la calle (dzieci ulicy) zaoferować schronienie.

Raport ostrzega, że sytuacja w mieście się nie zmieni, jeśli jego mieszkańcy nie będą traktować poważnie najbardziej elementarnych przepisów. Konieczne są grzywny za ich łamanie i efektywny system ich ściągania. Prawda to, ale dość abstrakcyjna - by jego zalecenia zostały spełnione, Giuliani musiałby wypożyczyć Meksykowi nowojorską policję, bo tutaj każdy wie, że wszystko można załatwić nie nadwerężającą przesadnie kieszeni łapówką.

Zaleca się też głębsze zmiany: reformę systemu sprawiedliwości, poszerzenie uprawnień policji prewencyjnej, stworzenie Unidad de Control de Graffiti (Oddziału ds. Graffiti), który zająłby się rejestracją i systematyzacją symboli używanych do komunikacji pomiędzy bandami handlarzy narkotyków oraz “podniesienie poziomu życia policjantów" i modernizację służb bezpieczeństwa, na którą przeznaczono już 250 mln pesos (blisko 25 mln dolarów). Mowa też o rygorystycznej rekrutacji i szkoleniach zawodowych dla policji oraz ścisłej kontroli jej działania i walce z korupcją.

Giuliani wskazuje, że policja nie wie zazwyczaj, gdzie działają przestępcy i twierdzi, że patrole nie mogą kontrolować raz na zawsze określonych rewirów, lecz powinny działać według mapy natężenia przestępczości. W tym celu stworzony zostanie system Compsat, służący gromadzeniu i analizie informacji na temat przestępczości w mieście.

Burżuazja i suwerenność

Raport spotkał się z przyjęciem dość obojętnym. Mieszkańcy miasta zwrócili nań jedynie przelotną uwagę, zaś w prasie i telewizji pojawiły się raczej chłodne głosy umiarkowanej aprobaty czy krytyki. I tylko lewicowy dziennik “La Jornada" zareagował charakterystycznym dla siebie bulgotem, pisząc, że cała historia jest burżuazyjnym spiskiem i zamachem na meksykańską suwerenność. Przypomina to nacjonalistyczne obłąkanie byłego prezydenta Miguela de la Madrid, który po wielkim trzęsieniu ziemi w 1985 r., w którym zginęło ok. dwudziestu tysięcy ludzi, a wielka część miasta legła w gruzach, ogłosił, że odmawia przyjęcia jakiejkolwiek pomocy z zagranicy.

Choć większości zaleceń Giulianiego trudno odmówić sensu, to niektóre razić mogą swą oczywistością - mógłby ich udzielić każdy mieszkaniec miasta, który nie porusza sie po nim limuzyną w otoczeniu uzbrojonej obstawy. Jednak to nie w ich charakterze leży główny kłopot - wiadomo, że wprowadzenie ich w życie przyniosłoby widoczne skutki; pytanie tylko, czy uda się to zrobić. Nikt już zapewne nie będzie nigdy pisał o mieście Meksyk w tak idyllicznym tonie, w jakim robił to przed dwustu laty Alexander von Humboldt, a później hiszpański poeta José Zorrilla, który wyrażał się o nim jak o przedsionku raju. Ale powodzenie w walce z przestępczością przywróciłoby mu wiele z dawnego uroku.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 34/2003