Przywódca

Amerykanie kochają swoje narodowe symbole i swych bohaterów. Rudolph W. Giuliani prawie cały czas sprawowania urzędu burmistrza Nowego Jorku był bohaterem lokalnym i wzorem dla innych burmistrzów: uporał się z wysoką przestępczością i zamienił współczesnego Molocha w miasto nadające się do życia. A po 11 września 2001 r. dołączył do grona bohaterów narodowych. Jego wspomnienia pokazują, że nie było to dziełem przypadku.

21.09.2003

Czyta się kilka minut

 /
/

Jakim cudem facet, który na porannych “operatywkach" zarządu miasta analizuje stopień przepełnienia koszy na śmieci, może sprawnie kierować 10-milionową metropolią? Giuliani odpowie: najważniejsze są sprawy najmniejsze. Pozwolisz, by kosze były zapchane, a jutro miasto zatonie w śmieciach. Pozwolisz, by wybito jedną szybę w opuszczonym domu, niedługo będą wybite szyby na całej ulicy.

Rady Giulianiego wydają się banalne. Otaczaj się wybitnymi ludźmi. Miej przekonania i przekazuj je innym. Bądź przykładem. Stawiaj czoło tyranom. Podstawową zaletą jest lojalność. Nieustannie się przygotowuj. Mniej obiecuj, a obietnice spełniaj z nawiązką. Niczego nie zakładaj z góry. Zwracaj uwagę na drobiazgi. I tak dalej. Można się uśmiechnąć. Jednak ta dziecinna wiara w prawdy oczywiste, proste słowa, wiara w dobro i ludzką solidarność jest siłą, która pozwala Amerykanom podnosić się z kryzysów. God bless America - to nie frazes. A “Przywództwo" to książka bardzo amerykańska.

Jeden przykład. W czerwcu 1996 r. niejaki John Royster zaatakował w Central Parku nauczycielkę fortepianu, wielokrotnie uderzał jej głową o ziemię i zostawił martwą obok zatłoczonego placu zabaw. Następnej nocy zaatakował kobietę uprawiającą jogging; wystraszyły go krzyki przechodnia i ofiara “tylko" trafiła do szpitala. Potem zatłukł 65-letnią kobietę, gdy otwierała swą chemiczną pralnię przy Park Avenue. Giuliani wspomina: “Nikt nie wiedział, jak długo mogą jeszcze trwać te napady, ale przyczyną, z powodu, której się skończyły, był fakt, że Royster był kilka miesięcy wcześniej zatrzymany za tak zwane niewielkie wykroczenie. Po przeskoczeniu przez obrotową bramkę metra został aresztowany i pobrano jego odciski palców, wcześniej za takie wykroczenie dawano jedynie wezwanie do sądu. Po pobraniu odcisków palców w pralni i porównaniu ich NYPD [policja nowojorska] miała już sprawcę, a jego potencjalnym ofiarom już nic nie groziło".

Gdy Giuliani został burmistrzem, zmorą miasta byli (znani też z polskich ulic) “ludzie wycieraczki", którzy brudnymi szmatami maziali szyby samochodów i nachalnie dopraszali się zapłaty. Ponieważ usadowili się na trasach wjazdowych, byli pierwszym i ostatnim wrażeniem przyjeżdżających do Nowego Jorku; ich liczbę szacowano na kilka tysięcy. Policja była bezradna: mycie szyb nie jest karalne. Ale nieprzepisowe wchodzenie na jezdnię: tak. Wręczanie mandatów za to wykroczenie umożliwiło sprawdzanie tożsamości i przeszłości, oraz rejestrowanie “ludzi wycieraczek" - i okazało się, że było ich tylko 180. Akcja zredukowała przestępczość o kilka tysięcy drobnych wykroczeń tygodniowo. “Taka jest moc osiągania sukcesów w małych sprawach" - pisze Giuliani.

Kilka liczb: za jego rządów ilość morderstw i kradzieży aut spadła o dwie trzecie, a przestępstw z użyciem broni o 75 proc. Poprawiła się jakość życia, bezrobocie spadło z 10 do 6 proc., wzrosła liczba nauczycieli (i ich pensje), dwukrotnie zwiększyła się liczba adopcji, budżet funduszy wspierających dzieci wzrósł ponad dwukrotnie. A wszystko to przy obniżeniu podatków.

Polityczne rywalizacje, walki z przestępczością, zarządzanie miastem - we wszystkim można odnieść sukces i porażkę. Zawsze są to jednak doświadczenia grupowe, zawsze można spróbować jeszcze raz. W kwestii raka prostaty cena za przegraną jest osobista - i ostateczna. “Nieważne, jak bardzo jesteś otwarty w kwestii choroby zagrażającej twemu życiu, ostatecznie i tak sam musisz się z nią zmierzyć" - wspomina Giuliani. I w tej walce podejmować musiał decyzje. Najpierw rezygnacja z ubiegania się o mandat senatora, potem wybór terapii.

Cały czas w towarzystwie wszędobylskich mediów. Dziennikarskie “wiadomości miały jakość opery mydlanej, a dziennikarze niepokojąco łatwo zapominali, że ta nonszalancka dyskusja dotyczy kwestii ludzkiego życia. (...) Inni próbowali wydostać dokumenty dotyczące zwrotu wydatków na leczenie, by wydedukować z nich, u jakich specjalistów się leczę. Dzwonili do wszystkich szpitali w mieście, by sprawdzić, czy mnie tam nie było. Sieci telewizyjne chciały uczestniczyć w moich zabiegach i pytano mnie, czy zgodzę się na obecność kamery podczas badania rezonansem magnetycznym i w innych bardzo intymnych momentach - nawet podczas badania przez-dbytniczego".

Niełatwo jest - w kilka minut po otrzymaniu od lekarza wiadomości, że jest się śmiertelnie chorym - wyjść na powitanie korpusu konsularnego i z uśmiechem wygłaszać przemówienie, aby zaraz jechać do teatru na premierę sztuki. Niełatwo jest maszerować w paradzie i machać do przechodniów, gdy pięć minut wcześniej ból nie pozwalał zrobić kroku. Równocześnie jednak konieczność ciągłej aktywności okazała się dla Giulianiego sprzymierzeńcem; choroba musiała zejść na drugi plan. Giuliani uznał później, że czas walki z rakiem przygotował go na wydarzenia 11 września 2001 r.

Każdy, kto pamięta dzień ataków na WTC, jest pełen podziwu dla ofiarności i bohaterstwa pracowników służb, które brały udział w ratowaniu ofiar. To wtedy Giuliani stał się bohaterem. Jego natychmiastowe pojawienie się na miejscu tragedii nie było kurtuazją czy polityczną zagrywką. Zjawił się ze sztabem współpracowników, by opanować sytuację i wypełnić obowiązek zarządcy miasta. Opowieść Giulianiego wprowadza nas w środek wydarzeń tamtego dnia.

Bohaterstwo? Tak, sprawna akcja była wynikiem bohaterstwa. Jednak sama tylko odwaga strażaków, policjantów i pracowników innych służb nie wystarczyłaby, gdyby nie lata pracy zespołów, reformujących miejskie instytucje. To dzięki ustaleniu zasad i ćwiczeniom (pozorowanie sytuacji nadzwyczajnych) każdy wiedział, jaka jest jego rola. Rzeczywistość przerosła wszelkie scenariusze, ale to, co zostało uczynione 11 września i w czasie następnych dni było realizacją tych oczywistych zasad, z których Giuliani uczynił swe credo. “Byłem przygotowany na to, by poradzić sobie z 11 września właśnie dlatego, że byłem tą samą osobą, która starała się jak najlepiej radzić sobie z wszelkimi wyzwaniami przez całą zawodową karierę" - wspomina.

Te słowa to nie przypisywanie sobie chwały. W swej książce Giuliani oddaje honor każdemu, z kim się zetknął i czyje poświęcenie przyniosło pożytek - tak przed, jak i po 11 września. To także cecha dobrego przywódcy.

R.W. Giuliani, “Przywództwo", Wydawnictwo “M", Kraków 2003.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Publicysta, dziennikarz, historyk, ekspert w tematyce wschodniej, redaktor naczelny „Nowej Europy Wschodniej”. Wieloletni dziennikarz „Tygodnika”. Autor i współautor książek: „Przed Bogiem” (2005), „Białoruś - kartofle i dżinsy” (2007), „Ograbiony naród ‒… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 38/2003