Przesyłka za 82 peso

Epos Gabriela Garcíi Márqueza to więcej niż zwykła książka: to panorama losów kontynentu. I jego rachunek krzywd.

28.05.2017

Czyta się kilka minut

Gabriel García Márquez, Kolumbia, 1990 r. / Fot. Graziano Arici / EAST NEWS
Gabriel García Márquez, Kolumbia, 1990 r. / Fot. Graziano Arici / EAST NEWS

Powieść „Sto lat samotności”, Kolumbijczyka Gabriela Garcíi Márqueza, ukazała się 50 lat temu: 30 maja 1967 r. nakładem argentyńskiego wydawnictwa Editorial Sudamericana. Liczyła 352 strony, kosztowała 650 peso (dwa dolary) i aspirowała do latynoamerykańskiego kanonu, zanim się jeszcze ukazała. Maszynopis wysłano wcześniej z Meksyku do argentyńskiego wydawcy w dwóch częściach. Budżet rodziny zbyt był nadwerężony, by mogła sobie pozwolić na rozrzutność wysyłki za jednym zamachem.
Ta zamknięta na pozór w granicach prowincjonalnego Macondo alegoria Ameryki Łacińskiej brała się z pamięci tragicznej historii konkwisty – hiszpańskiego podboju – a także z karnawałowego ducha kontynentu. Była też refleksem biografii samego Márqueza, podkreślającego, że każdy realistyczno-magiczny epizod powieści inspirowany był jego doświadczeniem.

Niedoszłe wakacje w Acapulco

W połowie 1965 r. mało jeszcze znany pisarz – choć już spodziewający się po sobie samym arcydzieła – podpisuje kontrakt z barcelońską agentką literacką Carmen Balcells. Odpowiadającą za boom latynoamerykański równie mocno jak jego główni przedstawiciele – Márquez i Julio Cortázar, Carlos Fuentes i Mario Vargas Llosa, José Donoso i Guillermo Cabrera Infante.

Márquez upoważnia agentkę, by reprezentowała go we wszystkich językach, po obu stronach Atlantyku, przez 150 lat. Zagwarantowawszy sobie na papierze światową karierę i przeczuwając już mgliście powieść, która ją wkrótce przyniesie, postanawia odpocząć po trudach negocjacji na plaży w meksykańskim kurorcie Acapulco.

Wersja klasyczna legendy głosi, że zanim pisarz dojedzie na miejsce, w głowie pojawi mu zdanie: „Wiele lat później, stojąc naprzeciw plutonu egzekucyjnego, pułkownik Aureliano Buendía miał przypomnieć sobie to dalekie popołudnie, kiedy ojciec zabrał go ze sobą do obozu Cyganów, żeby mu pokazać lód”.

Legenda głosi dalej, że Márquez nie zna jeszcze szczegółów historii, ale już wie, że za pierwszą frazą kryje się cała powieść.

Zawraca białego opla i rusza do domu w Mieście Meksyk z żoną Mercedes Barcha i dwoma synami, przeklinającymi pieski los dzieci pisarza. Później będzie wspominać, że nie wstawał od biurka przez półtora roku i że tak powstała najsłynniejsza powieść latynoskiego boomu.

To swoją drogą fenomen najbardziej efektowny w znacznie dłuższej historii literatury latynoamerykańskiej. Już wcześniej przyniosła ona powieści genialne, przypomina meksykański krytyk Christopher Domínguez Michael, napomykając o pisarzach kanonicznych: Urugwajczyk Juan Carlos Onetti, Meksykanin Juan Rulfo, Kubańczyk José Lezama Lima i oczywiście „największy i najbardziej wpływowy pisarz w historii Ameryki Łacińskiej Jorge Luis Borges, bez którego pewne epizody »Stu lat samotności« są nie do pomyślenia”.

Macondo jak świat

Tradycyjne i modernistyczne, lokalne i uniwersalne, magiczne i realistyczne – „Sto lat samotności” opowie dzieje kontynentu, symbolizowanego przez Macondo. Miejsce nie tylko zdane na kaprysy Historii, ale też nie całkiem je pojmujące.

Fikcyjne Macondo to Aracataca dziadków: pułkownika Nicolasa Márqueza i Tranquiliny Iguarán. Oraz wielu innych postaci z dzieciństwa Márqueza. Ale jest ono jednocześnie mitycznym streszczeniem losów całej Ameryki Łacińskiej.

A może też każdej „ziemi jałowej”, żyjącej wiecznie przyrzekanym zbawieniem-na-wyciągnięcie-ręki: od chwili, „gdy świat był tak młody, że wiele rzeczy nie miało nazwy”, aż do ostatnich porywów wiatru, zamykających dzieje „skazanego na sto lat samotności plemienia, co nie będzie miało na ziemi drugiej szansy”. Od jego założenia i arkadyjskich początków; poprzez pierwszą styczność ze światem, najazd imigrantów, niegodziwości popełniane przez kompanię bananową i początki opresyjnego państwa; po wojny, strajki i masakry, aż po ostateczną biblijną ruinę.

Echa przeszłości kontynentu są tu wszechobecne i – podobnie jak w „Pieśni powszechnej” chilijskiego poety Pabla Nerudy – są głównie rachunkiem krzywd.

Márquezowi bliska jest tradycja przedstawiająca Amerykę Łacińską jako bierną ofiarę, której nieszczęścia płyną z obcych uzurpacji. Mniej skłonny jest przyznać, że bywają one też pochodną aberracji populistycznych – nierzadko entuzjastycznie na początku witanych przez tłumy – które obiecują wyzwolenie spod obcej dominacji, a w rzeczywistości są pretekstem dla bezwzględnego autorytaryzmu, zaprowadzanego zawsze w trosce o „dobro narodu”.

Przykładem niech będzie Kuba Fidela Castro albo Wenezuela Hugo Cháveza i obecnego jej wodza, Nicolása Maduro, gdzie lekarstwo okazało się gorsze niż choroba. Z tą pierwszą Márquez wręcz ostentacyjnie romansował. Nawet wówczas, gdy od rządzonej po dyktatorsku Kuby odwróciła się większość latynoamerykańskich intelektualistów.

Jeszcze przed wydaniem powieści jej obszerne fragmenty czytają m.in. Carlos Fuentes, Mario Vargas Llosa i Julio Cortázar. To głównie dzięki nim książka, której nikt do tej pory nie widział, zyskuje sławę arcydzieła, które już z dniem publikacji przyćmi klasyczne tytuły tutejszej literatury, a z samego Márqueza uczyni najbardziej widocznego reprezentanta boomu. Brakuje tylko jednego: aby ukazała się drukiem.

Wizyta na poczcie

Rodzina przetrwa ponad rok jej powstawania, zalegając z czynszem i sprzedając najpierw auto, a następnie zastawiając sprzętydomowe, oszczędzając tylko kilka najniezbędniejszych. 40-letni Márquez na miejsce publikacji wybiera Argentynę, bo to Buenos Aires jest centrum życia literackiego Ameryki Łacińskiej.

Z ukończonym maszynopisem wybiera się na pocztę. Okazuje się, że wysyłka kosztować będzie wygórowane i nieoczekiwane 82 peso. Mercedes wygrzebuje z portmonetki pięćdziesiątkę. Odliczają tyle stron maszynopisu, ile taryfa pocztowa pozwala za nią wysłać, i wracają do domu, by zastawić opierające się dotąd powolnej wyprzedaży ostatnie sprzęty kuchenne.

Ekspediują resztę, a kiedy obie części dotrą do Buenos Aires, palą czterdzieści brudnopisów i drzewa genealogiczne familii Buendía. Historycy literatury będą kiedyś nad tym gestem utyskiwać, ale Márquez nie chce, by z detektywistyczną czy akademicką zapamiętałością wertowano nieskładne wersje powieści. „Zupełnie jakby zastali człowieka w bieliźnie” – powie.
Nie wie jeszcze, że za tamtą wizytę na poczcie już niedługo zacznie płacić celebrycką cenę – i że będzie płacił ją do końca życia: do momentu, gdy przed trzema laty odesłany zostaje ze szpitala do domu w dzielnicy Pedregal meksykańskiej stolicy, bo lekarze bezradnie rozkładają ręce.

Ostatnie jego zdjęcia – które obiegły, o dziwo, nie tylko meksykańskie bulwarówki, ale i mające się za „poważne” i „opiniotwórcze” największe dzienniki w kraju – przedstawiały go z odległości dowodzącej brutalnego przekroczenia granic prywatności, wnoszonego do domu na noszach, przykrytego prześcieradłem. Mało skutecznie chroniło go przed wścibstwem kłębiącej się pod jego bramą hałastry gapiów i dziennikarzy, czekających na news roku: „Gabriel García Márquez nie żyje!”.

Nie czekali długo: pisarz umiera w kwietniu 2014 r. Jego zdjęcia zawisną w tamtych dniach w księgarniach i na budynkach publicznych Miasta Meksyk.

No me gusta, chodźmy!

Mija czterdzieści kilka lat od najgłośniejszego spaceru na pocztę w dziejach literatury. Pisarz – klasyk już i noblista – pojawia się w położonym na peryferiach Miasta Meksyk dużym i popularnym sieciowym sklepie-restauracji z branży szwarc-mydło-i-powidło. Część klientów nie wie, kto to – tych zostawmy samym sobie przy stoiskach z prasą, tytoniem, artykułami piśmienniczymi, apaszkami, telefonami, aspiryną czy czekoladą. Inni zerkają ukradkiem znad magazynów wertowanych bezmyślnie w charakterze pretekstu, wzajemnie się szturchając.

Sprzedawcy już pewnie nawykli do jego odwiedzin, bo mieszka niedaleko, w jednej z najbardziej ekskluzywnych dzielnic, gdzie wiele osób nie rusza się bez obstawy, a rezydencje – choć akurat nie jego dom – chronią się za wysokim murem.
Jedynie dwie młode dziewczyny – intuicja podpowiada nam, że studentki – zbierają się wspólnie na odwagę, aby do niego podejść. Coś Wielkiemu Pisarzowi szepcą. Można przypuszczać, że chodzi o Podziw, Wdzięczność i Macondo, zapowiedzianą śmierć i tułaczkę, miłość, a może inne demony. I oczywiście o Samotność.

Pisarz kupuje dwa egzemplarze którejś z własnych książek – szczęście, że to Márquez, bo nie ma chyba w Meksyku księgarni, która nie podsuwałaby klientom jego powieści – podpisuje je i z uśmiechem im wręcza. Uradowany raczej nie sławą, ale czytelniczym wspólnictwem.

Wyżej podpisany tłumaczy swej trzyletniej córce to, co właśnie zobaczyła. Dobrze wie, że jeszcze na takie tłumaczenia za wcześnie, ale słusznie podejrzewa, że podobna okoliczność nigdy się już nie powtórzy: – Popatrz, to Gabriel García Márquez, autor „Stu lat samotności”, wielki pisarz...

Mała niedowierza, taksuje go z góry na dół, jakby nadziwić się nie mogła, skąd wokół ten szept admiracji i ucina: – No me gusta García Márquez, chodźmy... ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 23/2017