Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Być może Platiniego taki obrót spraw dziwi, ale nas nie powinien. W takich konkurencjach, jak budowanie zamków na piasku - mieścimy się w strefie medalowej. Tu, gdzie linia na mapie, będzie autostrada, tu, gdzie wielka plama - stanie stadion. Krzyżyki to nowe lotniska, drabinki - nowe tory. Prężą się muskuły planistów, powstają grupy i podgrupy robocze. Trzeba tylko uzgodnić, na czyje konto zostanie zapisany sukces, która partia zapisze go w swoim politycznym portfolio. Grecy poradzili sobie z olimpiadą, a my nie poradzimy z taką drobnostką jak mistrzostwa Europy?
Otóż istnieje prawdopodobieństwo, że nie poradzimy. Owszem, minister sportu Mirosław Drzewiecki miażdży krytyków urzędowym optymizmem. Ale z perspektywy 1500 dni, jakie dzielą nas od pierwszego meczu, spójrzmy na fakty: nie wiadomo, kto zapłaci za stadiony. Miasta nie mają pieniędzy, rząd nie mówi jasno, w jakim stopniu pomoże. Pół roku trwały przepychanki personalne. Wiadomo, wybory. Ministerstwo Rozwoju Regionalnego zamknęło niby listę finansowanych przez Unię do 2013 projektów (m.in. transportowych), a jednocześnie informuje, że może się ona jeszcze zmienić, ze względu na Euro 2012 właśnie.
Premier Tusk twierdzi, że "nic nie jest stracone, straciliśmy tylko niepotrzebnie kilka miesięcy". To dopiero dialektyka. Może więc poprosić UEFA, żeby przesunęła mistrzostwa o rok? Wtedy zdążymy na pewno.