Zaproszenie do morderstwa

Głośny mord na Maríi Santos, eksburmistrz miasta Tiquicheo, wywołał nową dyskusję o bilansie wojny z narkotykami w Meksyku. Przyniosła już 80 tysięcy zabitych, po części niewinnych. Oto anatomia jednego zabójstwa.

31.12.2012

Czyta się kilka minut

Do trzech razy sztuka – być może tak myśleli zabójcy Maríi Santos. Jej noszące ślady tortur ciało znaleziono 40 km od miasta Morelia, stolicy stanu Michoacán, na środkowym zachodzie Meksyku. Dwa dni wcześniej uprowadzono ją spod domu na obrzeżach Morelii. Rodzina myślała, że to porwanie, i czekała, aż sprawcy się skontaktują. Nie skontaktowali się.

W latach 2008–11 Santos była burmistrzem miasta Tiquicheo (to dwie i pół godziny drogi na południowy wschód od Morelii).

Region Tierra Caliente, obejmujący Tiquicheo i część sąsiedniego stanu Guerrero to trudne miejsce – od kilku lat punkt rywalizacji karteli. Jeden z najniebezpieczniejszych zakątków kraju – mówi „Tygodnikowi” Ernesto Martínez, reporter lokalnego oddziału dziennika „La Jornada”, prowadzący kronikę kryminalną stanu.

„JESZCZE TU STOJĘ”

Wcześniej María Santos przeżyła dwa zamachy. Pierwszy w 2009 r.: gdy z mężem opuszczali ranczo, ostrzelano ich auto. On zginął, ona została ranna. Drugi w 2010 r., gdy wracała z konferencji w Guerrero: pistoleros opróżnili magazynki w stronę jej pojazdu. Cudem wylizała się z ciężkich ran. – I za jej śmierć, i za poprzednie zamachy odpowiada zapewne któryś z karteli – podkreśla Martínez.

Już wtedy mogła powiedzieć sobie: dość. Rwane szramy na plecach, bokach i pod ramionami; blizny po interwencjach chirurga. To, co najpierw kule, a potem lekarski skalpel zrobiły z ciałem tej ładnej, trzydziestoparoletniej kobiety, było wstrząsające, a zdjęcia, które wtedy kazała sobie zrobić, wręcz wyzywające.

Bo nie poddała się. „To żywe świadectwo, że jestem kobietą o ogromnej sile i mimo fizycznych i psychicznych ran, jeszcze stoję”. Mówiła, że nie ustąpi ze stanowiska burmistrza, a jej zobowiązanie wobec mieszkańców „daje jej siłę pozwalającą nawet na powstanie z martwych”. Chciała dać też przykład trójce dzieci i uczcić pamięć męża.

Jeszcze gdy była w szpitalu, lokalni kacykowie z jej macierzystej Partii Rewolucyjno-Instytucjonalnej (PRI) chcieli wyperswadować jej dalszą politykę. Wróciła do ratusza, jeszcze z bandażami. Porzucona przez kolegów, przeszła do centrolewicowej Partii Rewolucji Demokratycznej (PRD), która rządziła wtedy tym stanem; gubernator stanu przydzielił jej ochronę.

Potem, po zakończeniu kadencji burmistrza, startowała z ramienia PRD do lokalnego parlamentu. Bezskutecznie. Zniknęła z życia publicznego. Gdy w lutym 2012 r., po wygranych wyborach, władzę w stanie przejęła PRI, gubernator Fausto Vallejo ochronę odwołał. Akt politycznej zemsty lub zaproszenie do przestępstwa. Albo jedno i drugie.

ZA KULISAMI NARKOBIZNESU

– María chodziła do liceum z moją córką, potem zrobiła dyplom z medycyny. Miła i, jak to się mówi, porządna dziewczyna – opowiada Martínez. Za mąż wyszła za starszego o ponad 20 lat José Sáncheza Cháveza, lokalnego polityka PRI. Z Morelii przeniosła się do Tiquicheo.

Ten region to od dekad bastion narkobiznesu. Uprawy marihuany, opium, przemyt kokainy, produkcja syntetyków. I twierdza „Rycerzy Templariuszy”: odłamu „Rodziny Michoacańskiej”, kartelu, który rządził stanem do końca 2010 r., gdy wojsko zastrzeliło jego lidera Nazaria Moreno. Kartel znany był z ortodoksyjnej, quasi-katolickiej retoryki; jego ostentacyjne mordy (w 2009 r. rozrzucił po okolicy ciała 12 policjantów, wcześniej torturowanych) miały być „spełnianiem misji opatrzności”.

Dziś „Templariusze” propagują te same brednie, ale w wersji kostiumowej: zbroje, miecze i „rycerskie ceremonie”. Większość z nich pochodzi z Tierra Caliente. Dzięki rodzinnym koneksjom cieszą się nawet lokalnym poparciem: łożą na „cele społeczne” i w oczach niektórych chronią przed wojskiem i policją (których funkcjonariusze też porywają, torturują i mordują). Przez koneksje rodzinne wpływają na lokalną politykę. Burmistrzów, którzy przeszkadzają, usuwają. Padło już kilku. Podobnie w całym Meksyku: od 2006 r., gdy prezydent Felipe Calderón ogłosił „wojnę z narkotykami”, zamordowano 44 urzędujących lub byłych burmistrzów.

– Może chcieli mieć wpływy w samorządzie? Może ona odmówiła? Może nie spodobało im się coś innego? Ale ona nie zrobiła nic, co by w nich uderzyło, żadnej krucjaty przeciw kartelom. Czym więc zawiniła? – zastanawia się Martínez.

ZOBOJĘTNIALI NA ŚMIERĆ

Światło rzucić może osoba jej pierwszego męża. Chávez był wcześniej burmistrzem Tiquicheo, po nim wybory wygrała María. Stworzyli małą dynastię (on sam był celem nieudanego ataku). Według niektórych, jego rodzina może być powiązana z kartelami. – W Tiquicheo wszyscy jakoś są... Może było tam coś więcej i ona to odziedziczyła? – rozważa Martínez.

Jeśli to prawda, rodzina Cháveza byłaby związana z „Templariuszami”. A więc wewnętrzne porachunki? Gdy oskarżono ich o ten mord, zaprzeczyli, choć zwykle przypisują sobie takie akcje. Może konkurencja? – Nie wiadomo. Ale czuję, że María mogła ciągnąć za sobą jakąś starą historię. Te zdjęcia, te wystąpienia – to było jakieś wyzwanie. Wobec kogo? Nie wiem. Sądzę jednak, że wiedziała, komu je rzuca – mówi Martínez.

Istnieje kilka wersji uprowadzenia Maríi Santos. Według jednej, podchwyconej z prasy meksykańskiej i rozpowszechnionej przez media światowe, odwoziła najmłodszą córkę do szkoły. Gdy drogę zajechali jej bandyci, miała wybłagać życie dziecka i pozwolić, aby ją zabrali. Według innej, była ze swym drugim mężem Nereo Patiño Delgado (byłym ochroniarzem, przydzielonym jej w 2010 r.). On też został porwany i pozostaje zaginiony (ale, wedle innych źródeł, parę tygodni wcześniej się pokłócili i nie mieszkali już razem).

Ernesto Martínez twierdzi inaczej: że María była tego dnia sama, wyjeżdżała z osiedla i kierowała się do centrum. – Ona była bardzo odważna. Wiele innych kobiet, ba, facetów na jej miejscu poddałoby się lub uciekło. A ona nie. Ale mówienie o jakimś heroizmie, zwłaszcza w kontekście rzekomej historii z córeczką, to trochę przesada – podkreśla.

Nie chodzi nawet o to, że stopień okrucieństwa tej wojny znieczulił już Meksykanów, lecz o to, że ta wojna pełna jest bohaterstwa, jakie w obliczu śmierci okazują niewinne ofiary, ginące z rąk narkosiepaczy bądź skorumpowanych stróżów prawa.

„NIECH MNIE ZABIJĄ”

W historii Mariseli Escobedo z Ciudad Juárez w stanie Chihuahua na północy kraju śmierć miesza się z bezkarnością i indolencją władz. W 2008 r. jej 16-letnia córka Rubí została zamordowana przez męża – jak się okazało, członka kartelu. Wobec bezczynności policji, Marisela wytropiła zięcia-mordercę i doprowadziła przed sąd. Przyznał się, pokazał, gdzie ukrył ciało, ale puszczono go „z braku dowodów”. Po jej staraniach wznowiono proces, lecz ślad po nim zaginął (skazano go zaocznie).

Protestując przeciw niesprawiedliwości, Marisela zaczęła okupację przed pałacem gubernatora stanu. Mówiła: „Nie ucieknę. Jak mają mnie zabić, niech zabiją tutaj. Otrzymuję pogróżki od zabójcy i jego rodziny. Na co czeka rząd? Żeby mnie wykończyli? To niech to zrobią tu, przed pałacem”. I tak się stało: wkrótce potem Mariselę Escobedo zastrzelono tam w biały dzień; sprawcą był prawdopodobnie brat zięcia. Jej rodzina, która w obawie o życie uciekła do USA, oskarża władze, że „zezwoliły na jej śmierć”, bo „robiła za dużo hałasu”.

Podobną postawę wobec ofiar wykazywał zawsze prezydent Calderón – wekslując wszystkich jako „zabijających się między sobą przestępców”. Postawę tę zmienił nieco ruch ofiar, założony przez poetę Javiera Sicilię, którego syn zginął z rąk narcos. Ale prezydent nigdy nie uczynił nic, by chronić członków tego ruchu, którzy byli ofiarami polowania (tylko w Michoacán zamordowano dwóch z nich).

OSTATNIA OFIARA PREZYDENTA

To w Michoacán, swym rodzinnym stanie, Calderón zaczął „wojnę z narkotykami”, wysyłając do walki armię i policję federalną. Problem narco był oczywiście realny, ale decyzja polityczna miała zatrzeć złe wrażenie po sfałszowanych przez jego Partię Akcji Narodowej (PAN) wyborach prezydenckich i zapewnić mu legitymizację.

Ostrzegano, że prezydent nie ma strategii. Że to walnięcie w gniazdo szerszeni: on się ochroni, ale ucierpią inni. Eliminowanie przywódców (rząd chwali się, że aresztowano lub zabito 25 z 37 najbardziej poszukiwanych) doprowadziło także do rozłamów w kartelach na frakcje i walk między nimi oraz tzw. dywersyfikacji zbrodni (porwania, wymuszenia, handel ludźmi). W stanie Michoacán – i nie tylko tam – jest dziś więcej przemocy i zabójstw niż sześć lat temu. A jeśli w Tierra Caliente są jakieś efekty tej wojny, to takie, że „Templariusze” są silniejsi niż kiedykolwiek. I jeśli jest tam ciszej, to dlatego, że sami wymordowali konkurencję.

W ostatnim wywiadzie, jakiego Calderón udzielił przed przekazaniem 1 grudnia 2012 r. władzy nowemu prezydentowi (Enrique Peñi Nieto z PRI), mówił on, że decyzja o walce z kartelami była „aktem olbrzymiej odwagi”. Opinia do dyskusji. Ale trudno za akt odwagi uznać jego faktyczną ucieczkę z Meksyku – Calderón przyjął ciepłą posadę na Uniwersytecie Harvarda i jest już w USA.

– Ktokolwiek stoi za śmiercią Santos, wątpliwe, by go złapano. Bezkarność w tych przypadkach wynosi 98 proc. Santos jest również ofiarą Calderóna. Nie bezpośrednią, ale symboliczną: jedną z ostatnich ofiar jego bezsensownej wojny – mówi Ernesto Martínez. 


Maciej Wiśniewski jest dziennikarzem specjalizującym się w tematyce południowoamerykańskiej. Stale współpracuje z „TP”; pisze też do dziennika „La Jornada”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, korespondent "Tygodnika" z Meksyku. więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 01/2013