Zamrożony problem

Także politykom prawicy i ludziom Kościoła powinno zależeć na jak najszybszym uchwaleniu ustawy o in vitro.

29.11.2011

Czyta się kilka minut

Sprawa in vitro wróci do Sejmu, i to szybko. Po pierwsze, Polska nie ma w tej kwestii żadnego ustawodawstwa. Jako członka UE obowiązują nas unijne dyrektywy, nakazujące uregulowanie procedur laboratoryjnych, przechowywania i wykorzystywania ludzkich zarodków. Za brak przepisów grożą kary.

Po drugie, w nowym układzie politycznym na sprawie in vitro można coś ugrać. Lewicowa reprezentacja parlamentarna jest silniejsza, a rywalizacja między SLD a Ruchem Palikota motywuje obie partie do intensywniejszych działań. Nie bez znaczenia jest mianowanie Ewy Kopacz marszałkiem Sejmu, a Jarosława Gowina ministrem sprawiedliwości: była minister zdrowia w debacie o in vitro opowiadała się za projektem partyjnej koleżanki, Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, a konserwatywny polityk z Krakowa promował swój projekt.

Dodatkowym czynnikiem przymuszającym do zajęcia się in vitro są inicjatywy oddolne. Prezydent Częstochowy Krzysztof Matejaszczyk (SLD) w projekcie budżetu na przyszły rok zaproponował 110 tys. zł na "Program wspierania rozwoju rodziny metodą in vitro". Także radny Wrocławia Leszek Cybulski (obecnie niezależny, był w SLD) zaproponował, by w nowym budżecie stolicy Dolnego Śląska przewidzieć odpowiednią kwotę na refundację tych zabiegów. Decyzja, czy te propozycje będą realizowane, należy do rad miejskich Częstochowy i Wrocławia.

Skoro nie mamy w Polsce ustawy, która by te procedury regulowała, ewentualne finansowanie inicjatyw lokalnych będzie się odbywało na zupełnie dowolnych zasadach. Na ten aspekt sprawy powinni zwrócić uwagę politycy prawicowi oraz środowiska chrześcijańskie: im również powinno bardzo zależeć na jak najszybszym uchwaleniu ustawy o in vitro.

Między partiami i w partiach

Rzecz jasna, każdy by chciał regulacji jak najbliższych własnym poglądom. Nie będzie to łatwe.

Propozycji ustaw w poprzednim Sejmie było aż sześć, a kwestia zapłodnienia pozaustrojowego "w szkle" jest problemem niezwykle złożonym, co sprawia, że posłom z trudnością przychodzi wyrobienie sobie własnego zdania. Nic dziwnego, że podziały nie przebiegają wzdłuż tradycyjnych linii demarkacyjnych, wytyczonych między partiami, ale idą również wewnątrz partii.

Dwa lewicowe projekty, firmowane przez Marka Balickiego i Joannę Senyszyn, proponują in vitro na każde życzenie, dopuszczają mrożenie nadliczbowych zarodków, ich selekcję dla uniknięcia wad genetycznych, a biologicznym rodzicom przyznają prawo do decydowania o zniszczeniu nadliczbowych zarodków. Trzy próby zabiegu mają być refundowane przez państwo. Choć nowy Sejm działa dopiero od 3 tygodni, zarówno SLD, jak Ruch Palikota zgłosiły dwa odrębne projekty do marszałka. Można się więc spodziewać rywalizacji na tym polu.

Rywalizacja już ma miejsce w PO. Zespół pod wodzą Kidawy-Błońskiej przygotował projekt zezwalający na tworzenie nadliczbowych zarodków i ich mrożenie, ale blokujący pomysł, by metody in vitro używać w celu uniknięcia choroby genetycznej dziecka. Z kolei projekt Gowina zezwala pod pewnymi rygorystycznymi warunkami na procedurę in vitro, ale tylko dla par małżeńskich. Jednocześnie zakazuje wytwarzania i mrożenia zarodków zapasowych (dwa zarodki są dopuszczalne) oraz wprowadza możliwość adopcji już istniejących i zamrożonych embrionów.

Można by mniemać, że przynajmniej PiS, które w sprawach światopoglądowych najczęściej mówi jednym głosem, w kwestii in vitro wypracuje jednolite stanowisko. Jednak tak się nie stało. Bezpośrednio z partii wypłynął projekt Bolesława Piechy, który zaproponował zakaz procedury in vitro, ale w stosunku do istniejących już zamrożonych zarodków zezwolił na ich adopcję przez pary małżeńskie. Dla niektórych posłów PiS było to zbyt liberalne rozwiązanie: poparli inicjatywę obywatelską Stowarzyszenia Contra In Vitro, które chce całkowitego zakazu zarówno procedury, jak i adopcji, a sam zabieg chce uznać za przestępstwo karane trzema latami więzienia. Obecnie, gdy w Sejmie mamy kolejny klub, Solidarną Polskę, sytuacja skomplikowała się jeszcze bardziej.

Co z zarodkami

Gdy w grę wchodzą kwestie dotyczące moralności i życia ludzkiego, środowiska katolickie zwykle posługują się wykładnią Kościoła. Dlaczego tym razem się nie udało i zamiast jednego mamy trzy projekty środowisk katolickich?

Pierwsza sprawa to różne filozofie państwa, jakie przyświecają twórcom projektów. Gowin akceptuje fakt, że prawo dotyczy obywateli zarówno popierających stanowisko Kościoła w kwestii in vitro, jak i tych, którzy go nie podzielają. Tym drugim zostawia furtkę, co prawda obwarowaną rygorystycznymi przepisami, ale jednak. Decyzję, czy będą chcieli przez nią przejść, zostawia sumieniom małżonków. Stowarzyszenie Contra In Vitro oraz Bolesław Piecha uważają z kolei, że rolą państwa jest chronienie obywateli przed błędnymi decyzjami, więc takiej furtki dać nie mogą.

Drugi problem, o wiele bardziej skomplikowany, to możliwość adopcji już istniejących embrionów. Gowin i Piecha uważają, że tysiące zamrożonych istnień ma prawo do godnego życia, a obowiązkiem państwa jest stworzenie prawnej możliwości ich ochrony i rozwoju. Proponują więc, by odnaleźć genetycznych rodziców i im zaproponować przyjęcie tych dzieci poprzez implantację do organizmu naturalnej matki. Gdyby to rozwiązanie okazało się niemożliwe, projekty oferują zastosowanie procedury adopcyjnej, jaka jest stosowana do dzieci urodzonych. Stowarzyszenie Contra In Vitro sprzeciwia się i temu, ponieważ uważa, że nie można osiągać godziwego celu, używając do tego niegodziwych środków.

Co na to Kościół?

Kwestią adopcji zamrożonych zarodków zajmuje się instrukcja Kongregacji Nauki Wiary "Dignitas personae" z 2008 r., jednoznacznie odrzucając możliwość wykorzystywania ich w celach badawczych, terapeutycznych, a także w leczeniu par bezpłodnych. "Została też wysunięta - czytamy w watykańskim dokumencie - propozycja wprowadzenia formy adopcji prenatalnej, tylko w tym celu, by stworzyć możliwość narodzenia się istotom ludzkim, które w przeciwnym wypadku skazane są na zniszczenie. Jednakże ta propozycja, godna pochwały co do intencji uszanowania i obrony życia ludzkiego, niesie ze sobą wiele problemów nie różniących się od wyżej przedstawionych". "Dignitas personae" przypomina słowa Jana Pawła II, który uważał, że nie ma moralnie godziwego rozwiązania, które zapewniłoby ludzką przyszłość zamrożonych embrionów.

"Nie ma moralnie godziwego rozwiązania", czyli zarówno adopcja, jak i przetrzymywanie zamrożonych zarodków nie są idealnymi wyjściami, ale inne możliwości po prostu nie istnieją. Co więcej: dokument nie potępia wprost możliwości adopcji. W stosunku do wykorzystania zamrożonych embrionów w celach badawczych, terapeutycznych, a także w leczeniu par bezpłodnych autorzy używają kategorycznego sformułowania mówiącego, iż są one "oczywiście nie do przyjęcia". O adopcji mówią, że "niesie za sobą wiele problemów".

Takie postawienie sprawy pozwala wnioskować, że Kościół nie rozstrzyga definitywnie kwestii adoptowania zamrożonych zarodków. A skoro sam Kościół tego nie rozstrzyga, nic dziwnego, że katoliccy posłowie i działacze mogą różnić się w ocenie tej kwestii.

Klucz w ręku PiS

Sejmowa arytmetyka oraz doświadczenie dyskusji sprzed roku pozwalają przewidywać, że wszystkie bądź prawie wszystkie projekty trafią do podkomisji, która będzie miała za zadanie skompilowanie odpowiedniego rozwiązania.

I tu rozpocznie się prawdziwa batalia. Popierający dotąd Kidawę-Błońską Donald Tusk z pewnością nie pozwoli na głosowanie projektu, który nie będzie miał szans na uzyskanie większości. Będzie więc musiał ustąpić i przesunąć się albo w lewo, albo w prawo. Ponieważ takie kwestie jak in vitro czy związki partnerskie są dla partii lewicowych priorytetami, można być pewnym tego, że pragmatyczny premier jest w stanie "przehandlować" in vitro za poparcie jakiejś innej, niezbyt wygodnej dla lewicy ustawy. W takim układzie z podkomisji wyjdzie projekt Kidawy-Błońskiej, być może poszerzony o propozycje lewicy.

Czy jest możliwy podobny handel Tuska z prawą flanką? W tym momencie nie. Głównym rozgrywającym jest tu PiS, a trudno sobie wyobrazić, by projekt Kidawy-Błońskiej mógł ewoluować tak daleko, by zadowolić posłów popierających rozwiązania Piechy i Stowarzyszenia Contra In Vitro. Pozostaje zatem poparcie PiS dla inicjatywy Gowina.

Jarosław Kaczyński stanie przed dylematem: forsować swój projekt i głosować przeciwko innym czy poprzeć rozwiązanie kompromisowe. Pierwsza strategia skazana jest na porażkę, ale zapewnia wizerunkową wierność konserwatywnym przekonaniom. Druga zakłada rezygnację z niektórych postulatów, ale jej korzyścią byłoby uzyskanie ważnych zapisów: in vitro tylko dla małżeństw, zakaz wytwarzania i mrożenia zarodków nadliczbowych, brak refundacji.

Z punktu widzenia PiS rozwiązaniem kompromisowym jest projekt Jarosława Gowina.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz i publicysta, zastępca redaktora naczelnego portalu Aleteia.pl, redaktor kwartalnika „Więź”, współpracownik „Tygodnika Powszechnego”.

Artykuł pochodzi z numeru TP 49/2011