Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Artur Sporniak w komentarzu „Zakonnice – temat tabu” poruszył problem, który od kilku lat szczególnie leży mi na sercu. Żeńskie zgromadzenia zakonne są ważną częścią nie tylko Kościoła, ale też życia społecznego. Próżno wymieniać zasługi poszczególnych zakonów, kolosalną, konsekwentną pracę tysięcy sióstr w różnych obszarach życia, na niemal wszystkich kontynentach. Tyle dyskutuje się o księżach, różnych aspektach ich życia, powołaniu, misji i dramatach, które stają się ich udziałem. O siostrach zakonnych mówi się bardzo niewiele albo wcale.
Jest wiele zakonnic mających mnóstwo do powiedzenia w sprawach Kościoła – kompetentnych sióstr, o otwartym umyśle i wielkim potencjale. Ale jest też ogromna grupa zakonnic, które – świadomie lub nieświadomie, z powodów kulturowych, środowiska, w jakim się wychowywały, lokalnych Kościołów, w jakich się kształtowały – nie wierzą w siebie, boją się rozwijać (lub – mówiąc współczesnym językiem – „robić karierę”, czyli dokształcać się, publicznie zabierać głos, pisać, dyskutować dla dobra wspólnoty), przyjmują narzucony przed wiekami model źle pojętej „uniżonej służebnicy”, która ma milczeć, wykonywać polecenia, słuchać księdza. Wiele zakonnic nie wierzy, że ich głos w sprawach Kościoła i świata może być równie ważny, mądry, cenny i potrzebny, jak głos księży, którzy zabierają go niepomiernie częściej.
Rozumiem, że są różne charyzmaty i różne reguły zakonne. Nie chodzi o to, by wymagać od niektórych kamedułek cotygodniowego udziału w medialnych debatach. Ale obok zakonów kontemplacyjnych jest całe mnóstwo zgromadzeń czynnych, a ich członkiń, niestety, nie słychać. W jednym z takich zgromadzeń, które znam, jak w soczewce zobaczyłam kilka lat temu problemy, o których trzeba głośno mówić, bo są wspólne dla tego rodzaju życia. Mówić bynajmniej nie po to, żeby szkalować, wywoływać sensację, deprecjonować. Przeciwnie: aby zapobiegać tragediom, informować, dyskutować, mądrze doceniać, ulepszać, a co za tym idzie, przyczyniać się do wzrostu powołań. Jednym z tych problemów jest fakt, że wiele kobiet szuka w zakonie schronienia przed „złym” światem, w którym się nie odnajdują.
Do sióstr apeluję, by zabierały głos, przybliżały nam problemy zakonnego życia, włączały się w debaty toczone w Kościele, o Kościele i wokół Kościoła, stały się w pełni widzialne i słyszalne. A do mediów, księży i hierarchów, żeby się na to nie oburzali, żeby w tym pomogli! Marzy mi się Kościół, w którym zgromadzenia zakonne wypełnione są kobietami świadomymi swojej wartości, talentów, misji, równości w godności i w prawach (m.in. prawie do głosu) z mężczyznami.