Zagłębie biedy, źródło szans

Do końca 2007 r. rząd planuje zaoszczędzić ponad 12 mld zł na wydatkach socjalnych. Plan oszczędnościowy ministra Jerzego Hausnera przewiduje, poza m.in. stopniowym wyrównywaniem wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn, wprowadzeniem “elastycznego" wieku emerytalnego i weryfikacją prawie 480 tys. rent, uzależnienie składki na KRUS od dochodów rolników (por. komentarz w “TP" nr 41/03). 20 proc. osób prowadzących działalność rolniczą osiąga przecież na tyle wysokie dochody, że mogłoby należeć do systemu ZUS i nie obciążać budżetu, który dotuje składki na rolnicze renty i emerytury w ponad 90 proc. Czy tak się stanie, zdecyduje rozpoczęta właśnie przez wicepremiera “wielka debata społeczna".

ANNA MATEJA: - Polską wieś dzieli coraz wyraźniej stopień zamożności. Obok gospodarstw rolnych produkujących tylko na własne potrzeby, istnieją i takie, które są zorganizowane jak małe przedsiębiorstwa. Wszystkie jednak korzystają z podatkowej i ubezpieczeniowej taryfy ulgowej. Jak to wpływa na budżet?

IRENA WÓYCICKA: - Dochody rolników są mocno zróżnicowane, ale każdy płaci taką samą składkę do Kasy Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego, na dodatek wielokrotnie niższą od odprowadzanej do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. Dla jednych jest ona sporym obciążeniem, dla innych nieznacznym, a przecież nie stać nas na dopłacanie bogatym. To bardzo niesocjalny system, bowiem budżet państwa (a więc podatnicy) w równej mierze dopłaca do biednych, jak zamożnych rolników. Trzeba to zmienić, po to by lepiej adresować pomoc kierowaną zarówno przez system ubezpieczeń społecznych rolników, jak i inne programy socjalne, np. zasiłki rodzinne czy pomoc społeczną.

Przeciwnicy zróżnicowania składki posługują się mitem powszechnej wśród rolników biedy. Jednak wśród rodzin utrzymujących się z rolnictwa nie ma tylko biednych, choć tych jest ciągle najwięcej. Pojawiło się już spore grono zamożnych. Rozziew dochodów będzie coraz większy, dlatego niezbędne jest bardziej precyzyjne określanie dochodów z rolnictwa, aby stały się one podstawą naliczania składek ubezpieczeniowych i udzielania pomocy z innych programów socjalnych. Na krótką metę oszczędności z tego tytułu nie będzie dużo, ale lepsze adresowanie pomocy powinno, obok innych działań, zahamować wzrost wydatków.

Rolnicy wiele stracili na zmianie ustroju gospodarczego i wieś stała się największym zagłębiem biedy, ale obecnie blisko 20 proc. gospodarstw ma powierzchnię użytków rolnych większą niż 10 hektarów. Wiedzie im się lepiej niż mniejszym, które produkują przede wszystkim na potrzeby właścicieli. Po tym jak unijne dopłaty bezpośrednie podniosą rolnicze dochody, ich rozwarstwienie stanie się jeszcze dotkliwsze. Dlatego czas pomyśleć, by nie tylko budżet państwa, ale także rolnicy w obrębie swojego ubezpieczenia społecznego, solidarnie uczestniczyli w finansowaniu świadczeń dla tych, których nie stać na opłacenie wyższej składki - bogatsi powinni pomagać najuboższym.

- Równoważenie budżetu musi dotyczyć też zmian w sektorze finansów społecznych. Nie pomagają chyba w tej sytuacji, choć niewątpliwie zasługują na szacunek, mity przywiązania do ziemi i wyjątkowości zawodu rolnika?

- W Polsce blisko 4 mln osób pracuje w rolnictwie, ale tylko połowa z nich osiąga z tego tytułu dochody. Inni pracują w gospodarstwach wytwarzających na własne potrzeby. Miarą przeludnienia i niskiej wydajności pracy jest fakt, że w 2002 r. prawie 20 proc. osób zatrudnionych w rolnictwie wytworzyło jedynie 2,7 proc. dochodu narodowego. Gdyby nie inne dochody, z pracy poza rolnictwem oraz świadczeń społecznych, sytuacja socjalna osób związanych z rolnictwem (a jest to blisko 30 proc. ludności) byłaby porażająca. Dlatego, myśląc o ograniczaniu transferów socjalnych do rodzin rolniczych, trzeba zadbać o stworzenie miejsc pracy dla rolników i ich rodzin poza rolnictwem. Sporo się dzieje w tej sferze, ale to ciągle stanowczo za mało. Ustawodawstwo socjalne co prawda nie przesądza o rozmiarach pozarolniczej aktywności zawodowej, ale może jej sprzyjać lub ją ograniczać. A polskie nie jest w tej mierze wystarczająco otwarte, np. rolnicy i ich małżonkowie, gospodarujący na działkach powyżej 2 hektarów, nie mają prawa do bezpłatnych szkoleń organizowanych przez urząd pracy. A przecież tej rodzinie trudno się utrzymać z takiego gospodarstwa!

Osoby, które łączą pracę w rolnictwie z aktywnością zawodową poza nim, mają z reguły znacznie wyższe wykształcenie niż tylko rolnicy. To oczywiste, bo mobilność zawodowa jest związana z poziomem wykształcenia - osobom z lepszym wykształceniem łatwiej znaleźć pracę. Wykształcenie osób pracujących w rolnictwie jest zbyt niskie, aby mieli taką możliwość. Tym ważniejsze jest stworzenie szansy na jego uzupełnianie.

- Rolnika potraktowano jak osobę, która nie jest w stanie zmienić zawodu?

- Można podać na to szereg przykładów. Ustawa o ubezpieczeniu społecznym rolników z 1990 r. nie przewiduje możliwości rehabilitacji zawodowej. Orzecznictwo rent inwalidzkich jest bardziej ukierunkowane na przydzielenie świadczenia, niż powrót do pracy, dlatego rentę lub wczesną emeryturę otrzymuje się wówczas, gdy lekarz-rzeczoznawca stwierdzi niezdolność do pracy w gospodarstwie. A przecież takie choroby, jak np. gościec, z powodu których według statystyk najczęściej to następuje, nie wykluczają możliwości pracy w innym zawodzie, poza rolnictwem.

Przy prawie 20-proc. bezrobociu trudno będzie tego dokonać na skalę masową. Nie oznacza to jednak, że jest niemożliwe w przypadkach indywidualnych. Tymczasem osoba, u której stwierdzono niezdolność do pracy w rolnictwie, automatycznie uzyskuje świadczenie! To dlatego jedna renta rolnicza przypada na dwie osoby ubezpieczone, a w ZUS - jedna na sześciu.

Pod uwagę trzeba brać również inne okoliczności, np.: wysokość minimalnego wynagrodzenia, które jest niewiele wyższe od renty inwalidzkiej. Jeśli odliczymy składki na ubezpieczenie społeczne, różnica będzie jeszcze mniejsza. Czy rolnikowi opłaca się zmieniać rentę rolniczą, która jest niewysokim, ale jednak stałym dochodem, na niewiele większe wynagrodzenie, narażając się na wymagania obecnego rynku pracy? Chyba nie. Tym bardziej więc opłaca się zmniejszyć świadczenia dla tych, którzy mogą pracować w innym zawodzie, i pomóc im zdobyć wymagane kwalifikacje.

- Wstępne wyniki spisu rolnego pokazały, że liczba gospodarstw prowadzących działalność pozarolniczą wzrosła o 46 proc. Może za nimi pójdą inni?

- Rozpoczęcie pozarolniczej działalności na własny rachunek oznacza dla nich przejście do wysokich podatków i składek ZUS, nieznanych w rolnictwie. Opracowano co prawda rozwiązania umożliwiające kontynuowanie ubezpieczenia w KRUS (gdzie obowiązują dużo niższe stawki, w 90 proc. dotowane przez budżet państwa) dla rolników podejmujących działalność gospodarczą, ale stało się to polem do nadużyć: korzystali z nich również nie ci, o których myślał ustawodawca. To był przykład ewidentnego marnotrawstwa. Nie wylewajmy jednak dziecka z kąpielą. Lepiej chyba, zamiast zamykać lub ograniczać taką możliwość, obciążyć dochody z tytułu samodzielnej działalności składką na ubezpieczenie społeczne rolników.

Jednym z hamulców rozwoju przedsiębiorczości, i to nie tylko w rolnictwie, jest brak jednolitych rozwiązań, zapewniających łagodny wzrost obciążeń z tytułu składek i podatków. Warto zastanowić się nad wprowadzeniem jednolitego systemu ubezpieczenia społecznego dla osób pracujących na własny rachunek - czy w rolnictwie, czy poza nim.

- Gdy w 1990 r. uchwalano ustawę tworzącą obecny system rolniczego ubezpieczenia społecznego, dochody rolników nie należały do najniższych. Dlaczego zdecydowano się na wyróżnienie właśnie tej grupy zawodowej?

- W większości aktów prawnych ze sfery socjalnej uchwalonych na początku lat 90. widać tendencję do odcięcia się od tego, co nie podobało się ludziom w PRL. W zasadach ubezpieczenia społecznego rolników raziła wypłata wyższego świadczenia w przypadku przekazania ziemi państwu, co miało charakter ewidentnie polityczny. Emerytury i renty były wyższe, gdy rolnik więcej towaru dostarczał do państwowego skupu. Nowa ustawa zlikwidowała krytykowane przepisy i wprowadziła uprzywilejowanie rolników indywidualnych w stosunku do innych grup, np. przez znikomą wysokość składki w porównaniu ze świadczeniami. Poza tym, rolnicy, nie tylko zresztą w Polsce, doczekali się ubezpieczenia emerytalno-rentowego jako ostatnia grupa społeczna, dopiero w r. 1977. Wcześniej istniały jedynie renty za oddanie ziemi. Uprzywilejowanie posiadało więc również charakter psychologiczny: jeśli wcześniej ustawa była bardziej instrumentem polityki państwa wobec rolników niż pomocą w trudnych sytuacjach, teraz należało to rolnikom wynagrodzić.

Dzisiaj ta ustawa nikomu już nie wystarcza, bo nie wskazuje dróg restrukturyzacji wsi. Nie wszystko jednak, co wprowadziła, potrzebuje zmiany. Sukcesem jest powstanie KRUS. Sieć jej lokalnych oddziałów okazała się, w porównaniu z ZUS, efektywniejsza (mniej pracowników w stosunku do liczby ubezpieczonych i świadczeniobiorców) oraz lepiej zakorzeniona w środowisku lokalnym. Konflikt wokół rolników dotyczy przede wszystkim transferów pieniędzy. Rolnicy, płacąc niewysoki podatek rolny, trafiający do kasy samorządu terytorialnego, oraz podatek VAT, korzystają z 15 mld dotacji budżetu państwa do ubezpieczeń emerytalno-rentowych (nie wliczając Kasy Chorych).

- Może suma transferów nie byłaby tak oburzająca, gdyby ograniczono liczbę osób uprawnionych do korzystania z preferencyjnych sposobów ubezpieczenia albo przynajmniej kontrolowano przepływ ludzi do rolnictwa? Aby zostać rolnikiem, np. we Francji, trzeba przedstawić biznes-plan projektowanego gospodarstwa zarówno lokalnej izbie rolniczej, jak bankowi, w którym zamierza się uzyskać kredyt. W Polsce wystarczy posiadać jednohektarowe gospodarstwo.

- Z pewnością dostęp do świadczeń z KRUS powinien być bardziej restrykcyjny. Obecne przepisy pozwalają, np. domownikom, czyli osobom pomagającym w gospodarstwie, uzyskać pełną emeryturę w KRUS po jednym kwartale płacenia składki. W ten sposób liczba osób pobierających emerytury i renty jest wyższa od liczby płacących składki ubezpieczeniowe! Nieprecyzyjna jest również sama definicja rolnika (czy to osoba posiadająca gospodarstwo rolne, czy na nim pracująca) i domownika. W ten sposób marnotrawimy pieniądze, źle je lokując.

IRENA WÓYCICKA jest ekonomistką kierującą badaniami nad zabezpieczeniem społecznym w Instytucie Badań nad Gospodarką Rynkową. W latach 1991-93 była wiceministrem pracy i polityki socjalnej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 42/2003