Żabka metafizyczna. Felieton Doroty Masłowskiej

Moja żabka jest urzędem, stołówką, źródełkiem, klubem dyskusyjnym, świetlicą, centrum integracji i dezintegracji. Domem Polaka.

06.06.2022

Czyta się kilka minut

Dorota Masłowska / fot. Grażyna Makara /
Dorota Masłowska / fot. Grażyna Makara /

Kiedyś była dla mnie banałem banałów rzeczywistości; żabka, małą literą, można by mówić zbiorczo na prozę życia, kefiry, faktury, rompery, breezery, papiery toaletowe. Dziś nadszedł czas, by to wszystko odszczekać i przyznać, że nie ma na tej ulicy drugiej przestrzeni w tym stopniu socjologicznie zagęszczonej, aktywnej, bogatej w sensy. Przestrzeni czynnego przenikania się ludzkich spraw: szczęścia z nieszczęściem, przyjemnego z pożytecznym, nieprzyjemnego z niepożytecznym. Moja żabka jest urzędem, stołówką, źródełkiem, klubem dyskusyjnym, świetlicą, centrum integracji i dezintegracji. Domem Polaka. Ustawienie półek i kas jest takie, że już jedna osoba oczekująca na hot doga z sosem arabskim wytwarza tłok, dwie zaś nabuzowany, łatwopalny tłum. To sprzyja interakcjom, konfliktom, jednak przede wszystkim – występom.

Mają tu swoje epizodyczne recitale egomaniacy i lokalni wariaci, jednak głównie pozostaje żabka sceną Latającego Teatru Pijaków Ochockich. Na co dzień pozbawieni głosu, tu mogą go uzyskać. Przynosząc 10 butelek po królewskim, korzystają z faktu, że zaksięgowanie ich, opisanie, wprowadzenie do systemu krajowej ewidencji butelek zwrotnych zajmuje sprzedawczyniom ładnych parę minut. To w lecącym na FastForward świecie żabki jest wiecznością – czują się więc w obowiązku, by jakoś ją innym klientom zapełnić. Nierzadko w sposób prowokacyjny. Antycypując zastrzyk gotówki, wołają sobie z bogatej oferty zdrapek i kuponów jakieś lotto albo eurojackpota. W ten sposób, przez chwilę balansując na pograniczu obrzydliwego bogactwa, stają się pewni siebie i buńczuczni względem gromadzących się za ich plecami w coraz bardziej zniecierpliwionym ogonku „normalnie pijących” ludzi. Zazwyczaj poza hierarchią, teraz są NIEMALŻE BOGACZAMI. Kontemplują to. Rzucają wyzwanie losowi i patrzą, jak leci. Leci sobie… leci… nie spieszy się, leci. Nim chybi, jest przecież jakaś szansa, że trafi, i cała pieczołowicie usypywana dzień po dniu przez „normalnie pijących” ludzi mandala społecznych zależności rozsypie się w chaos, a smoothies mango/ananas, kanapki z pastrami, sushi, przyzwoite wino do 30 złotych i bukiety jarmużu wypadną im z umytych do czysta antybakteryjnym mydełkiem dłoni.

To taki specyficznie podniesiony głos, gdy niby mówi się do kogoś, ale tak, by słyszeli wszyscy. Niby to dialog, lecz tak naprawdę to DIALOGI. Gdy koło fortuny kręci się niechętnie i bez przekonania, pijacy perorują swoimi donośnymi, skorodowanymi głosami. O milionach, o odzyskiwanych kamienicach, o Morawieckim, o politykach i złodziejach, przewałach i koniunkturach, wtykając między swoje baśnie przeschnięte bakalie żarcików („Wie pani, po co jeden facet kupił sobie ­rolls-royce’a?”) i dogadywań („A tak. A jak?”).

To bywa bardzo irytujące, zwłaszcza dla tych, co wyskoczyli tu tylko na chwilę na pożywny, gorący posiłek. Nowa kuchnia polska ma swojego niekoronowanego, wybranego w wolnych, nieświadomych wyborach króla: hot doga. Rozpędzeni ludzie chcą połknąć go bez gryzienia i mknąć z powrotem do swoich pilnych spraw. Latający Teatr Pijaków drażni się z nimi, wlewając do maleńkiej żabki oceany swojego bezwartościowego czasu. Ten czas to nie pieniądz.

Ale sprzedawczynie nie okazują im zniecierpliwienia. Zastygłe w klasycznej figurze kulturowej „kobieta ­słuchająca nietrzeźwego mężczyzny”, z niewzruszonymi twarzami, oczami patrzącymi nieobecnie w dal, w myślach robią obiad, pranie, piszą usprawiedliwienia wagarującym synom. Ustami zaś dopowiadają jakieś fatyczne „a pewnie”, „biednemu wiatr zawsze w oczy”, „milionerzy w lotto nie grają”. Za nimi nieustannie przewraca się i osypuje wielkie domino paczek zalando, skrywających spodnie, buty i swetry zamówione przez mieszkańców budynku w smutne, samotne wieczory.

I tak mijają dni, tygodnie, miesiące, lata. Ta młoda z groźną kolczastą różą wykwitającą znad zielonej koszulki polo nie wiem kiedy z nieśmiałej dziewczynki udającej sprzedawczynię przeistoczyła się w pozbawioną złudzeń profesjonalną sklepową. Nie wiem kiedy jej wzrok stał się stylowo nieobecny, zamyślony; kiedy zaczęła mówić tymi niewzruszonymi, bezinterpunkcyjnymi ciągami: „tylko ten napój – gotówka karta – może hot dog kawka – serdecznie dziękuję”.

Gdy skróconym do minimum, zautomatyzowanym gestem, właściwie samym jego zalążkiem, wskazuje mi automat do kawy, rejestruję nowy design kubków. Zdobią je napisy „szczęście”, „sukces”, „miłość”. Obok gumy do żucia, maseczki, płyny do dezynfekcji, kondomy i kupony lotto. Zaklęta w drobnych przedmiotach beznadzieja i doniosłość, skomplikowanie i nieskomplikowanie naszego istnienia, oszałamia mnie tu każdego dnia.©


Czytaj pozostałe felietony Doroty Masłowskiej >>>

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarka i autorka sztuk teatralnych, od września 2020 r. felietonistka „Tygodnika Powszechnego”. Zadebiutowała w 2002 r. powieścią „Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną” (Paszport „Polityki”), a wydany cztery lata później „Paw królowej” przyniósł jej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 24/2022