Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Zwycięstwo pierwszego z tych polityków interpretuje się jako sukces Moskwy i porażkę Zachodu. To jednak uproszczony osąd, który nie w pełni oddaje skomplikowany obraz mołdawskiej polityki. Wynik wyborów oznacza bowiem nie tyle prorosyjski zwrot Mołdawii, ile przede wszystkim utrwalenie obecnego antyrozwojowego układu politycznego, co oddala perspektywę modernizacji tego najbiedniejszego państwa Europy.
Prorosyjskość Igora Dodona ma charakter wtórny wobec procesów, które realnie kształtują sytuację w Mołdawii, lecz umykają uwadze większości mediów. Najważniejszy z nich to zdominowanie polityki oraz instytucji państwowych przez Vlada Plahotniuca, oligarchę i najbogatszego człowieka w państwie. Choć formalnie jest on tylko wiceprzewodniczącym współrządzącej Partii Demokratycznej, to w rzeczywistości żadna ważna decyzja nie zapada bez jego zgody. Należy się spodziewać, że „proeuropejski” Plahotniuc znajdzie wspólny język z „prorosyjskim” i w gruncie rzeczy bezideowym Dodonem. Media oligarchy wspierały zresztą jego kampanię prezydencką, co tylko potwierdza wzajemne powiązania. Trzeba też pamiętać, że w mołdawskim systemie prezydent posiada funkcje głównie reprezentacyjne, a więc jego wpływ na realną politykę będzie ograniczony.
Głosowanie po raz kolejny pokazało, że mołdawscy politycy są mistrzami tworzenia iluzji. Od ponad siedmiu lat krajem rządzi nominalnie proeuropejska koalicja, która – wbrew obietnicom – nie tylko nie zlikwidowała patologii, z którymi Mołdawia boryka się od wielu lat, ale wręcz je zakonserwowała i poszerzyła. Stopień korupcji i zawłaszczania państwa osiągnął skalę nigdy wcześniej nienotowaną. A co za tym idzie, nie ma mowy o rzeczywistych postępach na drodze integracji europejskiej.
Choć badania opinii publicznej wskazują, że społeczeństwo jest podzielone pomiędzy zwolenników integracji z Unią Europejską i projektu polityczno-gospodarczego tworzonego przez Rosję (odpowiednio 40 i 43 proc.), to w istocie Mołdawianie tęsknią głównie za stabilnością. Po 25 latach niepodległości, która przyniosła permanentny kryzys i katastrofalny spadek poziomu życia, najchętniej wybraliby odbudowę… Związku Sowieckiego. Za tą opcją głosowałoby aż 56 proc. obywateli tego kraju. Na wynik ten ciężko pracowały kolejne ekipy rządzące, zarówno te „pro- europejskie”, jak i „prorosyjskie”. A w końcu i tak okazywało się, że są to jedynie puste hasła, służące zdobyciu i utrzymaniu władzy. Dlatego na mołdawską politykę warto patrzeć bez iluzji. ©
Autor jest analitykiem w Ośrodku Studiów Wschodnich im. Marka Karpia.