Z niezgody na nieobecność

"Fabryka muchołapek" Andrzeja Barta to książka niezwykła. Można ją wpisać na krótką listę polskich powieści, w których doszło do odnowienia tematyki związanej z Zagładą.

25.11.2008

Czyta się kilka minut

Cieszy niezmiernie, że Andrzej Bart postanowił zerwać ze zgubnym dla własnych interesów pisarskich rytmem pracy. "Fabryka muchołapek" pojawia się dwa lata po wyśmienitej powieści "Don Juan raz jeszcze", nie zaś, jak do tej pory bywało, po 7-8 sezonach. Akurat to przyspieszenie musi radować - zjawiskowa i okazała proza Barta zasługuje na lepszą obecność w świadomości czytelników.

"Fabryka muchołapek", jeśli ją zestawić z wcześniejszymi powieściami tego autora, to dość zaskakująca propozycja. Bart - urodzony ironista, wirtuoz stylu, epicki uwodziciel o nieposkromionej wyobraźni - sięgnął po tematykę, o której mało powiedzieć, że jest poważna. Autor "Rien ne va plus" nawiązał bowiem do dramatycznych zdarzeń z lat okupacji hitlerowskiej. Konkretnie - przywołał kontrowersyjną postać przewodniczącego Judenratu w łódzkim getcie, Chaima Mordechaja Rumkowskiego. Literacki sąd nad tą postacią stanowi główny wątek "Fabryki muchołapek".

Oto we wrocławskim mieszkaniu pisarza, którego Bart obdarzył własnymi rysami, pojawia się tajemniczy wysłannik z zaświatów. Skłania powieściowego Barta, by ten udał się do Łodzi i zdał relację z osobliwego procesu. Na ławie oskarżonych zasiada Rumkowski, świadkami są współpracownicy Prezesa (tak się o nim mówi), a także ci, którzy już po wojnie wypowiadali się na temat jego działalności (m.in. przybyłe z Ameryki Hannah Arendt i Lucille Eichengreen). Jednym ze świadków obrony jest Janusz Korczak. Ławę przysięgłych wypełniają osoby reprezentujące zwykłych mieszkańców Lizmannstadt Ghetto. To oni - zgładzeni w Chełmnie nad Nerem i innych obozach - mają rozstrzygnąć, czy Rumkowski był zdrajcą i kanalią, czy też postacią tragiczną, której należy się zrozumienie.

Dochodzi do zderzenia wszystkich możliwych argumentów. Bart włożył w usta uczestników procesu rozbieżne opinie, również te, które przemawiają na korzyść Rumkowskiego. Na przykład argument, że gdyby Sowieci nie zatrzymali ofensywy na Wiśle, działalność Chaima Groźnego (to jedno z jego przezwisk) mogłaby się przyczynić do ocalenia 70 tys. łódzkich Żydów, a on sam stałby się bohaterem, któremu stawiano by pomniki. Owszem, niezwykle sprawnie zarządzane niewolnicze państwo-przedsiębiorstwo Rumkowskiego przetrwało do sierpnia 1944 r., ale trudno udowodnić, że ktokolwiek zawdzięcza Prezesowi ocalenie.

Nie sposób powiedzieć, że Bart broni Rumkowskiego przed czarną legendą, która istnieje w polsko-żydowskiej świadomości historycznej, choć polemizuje z jej najbardziej niedorzecznymi składnikami, jak choćby z ponurą anegdotą, że "król" łódzkiego getta wyruszył wraz z rodziną do Au-

schwitz wygodną salonką. Wydaje się, że najbliższe Bartowi jest stanowisko Primo Leviego, który pisał o Rumkowskim z pogardą i współczuciem, akcentując złożoność tej postaci (renegat, wspólnik prześladowców i zarazem samozwańczy mesjasz pełen dobrych chęci).

Na kartach powieści mówi się wprost o winie Prezesa i potrzebie wymierzenia mu kary. Tyle że proces nie jest rzeczywisty, należy do fikcji literackiej. Nie powinna nas tedy dziwić ostateczna decyzja trybunału: "Trzeba surowo ukarać próżność, która pozwoliła mu uwierzyć we własną wyjątkowość. Trzeba było wybić mu z głowy fałszywe przekonanie, że był dobrym, opiekuńczym Żydem, bo był tylko nadętym głupcem. (...) Niechże naszą karą będzie wieczne zapamiętanie go takim, jakim był!". Megalomania i głupota to cała wina Rumkowskiego, a pamięć o jego czynach - jedyną sprawiedliwą karą.

To niezwykle istotna konkluzja. Bart nie napisał powieści historycznej ani biograficznej, nie wszedł w rolę "poszukiwacza" prawdy o Rumkowskim. Owa prawda istnieje przecież obiektywnie, można ją wydobyć z setek książek i opracowań, jakie napisano o Prezesie i jego przedziwnym "królestwie". Więcej nawet - niezwykła postać Rumkowskiego wydaje się tu pretekstem pozwalającym snuć zupełnie inną opowieść. Mam na uwadze opowieść artysty i łodzianina.

Powieściowy Bart nie tylko relacjonuje proces, ale i odbywa na poły realny, na poły widmowy spacer po dzisiejszej Łodzi. Towarzyszy mu Dora, piękna Żydówka rodem z Pragi, która została osadzona przez hitlerowców w łódzkim getcie i po czasie wysłana do obozu zagłady. Na kartach powieści pojawiają się też siostry Franza Kafki, którym Niemcy zgotowali ten sam los. Zamysł pisarza jest szerszy - przypomina on o Żydach z Czech, Austrii, Niemiec i Luksemburga, którzy zostali uwięzieni w jego mieście, a wśród których nie brakowało osób wybitnych, uczonych i artystów. Z tą samą czułością przywoływane są ślady przedwojennej obecności łódzkich Żydów.

Wędrówka Dory i pisarza ma nie tylko głęboki sens etyczny (niezgoda na nieobecność, próba przerzucenia pomostu nad dziesięcioleciami), ale i fabularny. Tych dwoje to przewodnicy po nieznanych światach: Dora oprowadza pisarza po dawnym getcie, pokazuje mu "swoją" Łódź, powieściowy pisarz rewanżuje się jak gdyby tym samym: opowiada widmowej dziewczynie o współczesnym mieście, ale zawsze z jego historią w tle. Opowiada w sposób szczególny - tak żeby Dora mogła poczuć się dumna z kultury artystycznej i materialnej tworzonej przez Żydów. W tym się wyraża oryginalność ujęcia - to nie jest spacer po Łodzi jako cmentarzu. To afirmatywna, wolna od lamentów wędrówka po mieście, które Andrzej Bart autentycznie kocha, m.in. dlatego, że dobrze wie, co się w jego murach zdarzyło w pierwszej połowie lat 40. XX wieku.

"Fabryka muchołapek" to powieść niezwykła z kilku powodów. Po pierwsze, stanowi wyraźny zwrot w pisarstwie Barta - świetnym, markowym, lecz podejrzewanym (niesłusznie!) o lekkoduchostwo i przez to dotąd lekceważonym. Po drugie, Bart napisał pierwszą w swoim dorobku powieść, w której pojawia się autobiograficzny bohater, i to pojawia się nie po to, żeby wpatrywać się we własny pępek, lecz żeby pokazać, co to znaczy "przeżywać miejsce" i być nim naznaczonym, myśleć o nieobecnych, nie godzić się na nieobecność. Wreszcie po trzecie "Fabrykę muchołapek" można chyba wpisać na krótką listę tych polskich powieści, w których - w taki czy inny sposób - doszło do odnowienia tematyki związanej z Zagładą, a jeśli nawet nie odnowienia, to takiego artystycznego przekształcenia, które powoduje, że najnowszą rzecz Andrzeja Barta czyta się z przejęciem i podziwem.

ANDRZEJ BART, "FABRYKA MUCHOŁAPEK", Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2008

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 48/2008