Z dobra nigdy nic dobrego

Mój drogi Piołunie, wybrałem się na tak zwaną Drogę Krzyżową.

15.03.2015

Czyta się kilka minut

Trochę dla przyjemności, żeby powspominać stare, dobre czasy; trochę z nudów – a trochę służbowo, żeby nadstawić ucha, o czymże w tym Wielkim Poście ględzą klechy.

Jako naoczny świadek tego, co zdarzyło się w Jeruszalaim, często przysłuchuję się rozważaniom, które głoszą wodzireje w sutannach. Nieraz – dodam nieskromnie – zatroszczywszy się uprzednio, żeby czasem nie wyszli poza pobożny banał. Zapewne wiesz, drogi Piołunie, że na przykład stacja dziewiąta przedstawia scenę, kiedy niejaki Szymon z Cyreny, ojciec Aleksandra i Rufusa, pomaga Skazańcowi dźwigać krzyż. Ileż razy słyszałem po kościołach żarliwe apele, abyśmy – niczym dobry Cyrenejczyk – ulżyli mękom Cieśli.

Do kroćset, jaki dobry Cyrenejczyk? Czy wyście na głowy poupadali? Nawet w samych bzdurnych opowiastkach o Nieprzyjacielu czarno na białym stoi, że do dźwigania krzyża żołdacy przymusili człeka, co urobiony po łokcie wracał z pola. Sam przez moment by nie pomyślał, że miałby pomagać Komuś, kto odbiera sprawiedliwą karę. A niechby i nawet był niewinny jak niemowlę, i tak się Mu życia nie ocali...

Tegom akurat dokładnie nie posłyszał, drogi Piołunie, ale stawiam diamenty przeciw orzechom, że zaklął Szymon szpetnie na podły los, gdy zobaczył, że właśnie jego paluchem wskazał legionista. Zamiast wrócić do domu i zasiąść nad pełną michą, radować się nadchodzącym dniem świątecznym, odsapnąć nieco – musisz człeku leźć na górę z belką na plecach. Jeżeli jednak krzyża na Golgotę nie wytaszczysz, sam przez plecy biczem oberwiesz albo i jeszcze co gorszego się przytrafi... Biednemu zawsze wiatr w oczy, psia mać!

Jaka z tego płynie nauka, drogi Piołunie? Taka mianowicie, że dobro niestety zawsze przynosi owoce. Zawsze. Nie tylko to czynione z pobudek szlachetnych, ale i to, które mizerna istota czyni z poczucia obowiązku, ba – nawet pod przymusem. Nieważne kto, kiedy, po co i dlaczego miłosierny uczynek spełnia. Dobro jest jak choroba złośliwie zakaźna. Wystarczy, że się o nie przypadkiem otrzesz, że dobra nawet wbrew woli nieco posmakujesz – a już coś pęka, coś się zmienia.

Pytasz, Piołunie, cóż niby takiego zmieniło się w prostaku, który z przymusu dźwigał krzyż Nazarejczyka? A jak myślisz, skąd jego imię znał przeklęty Ewangelista? Może wylegitymował chłopinę po wdrapaniu się na Golgotę? Spotkać się, głupcze, przecież musieli potem, już pośród pierwszych sług wierzących w zmartwychwstanie Nazarejczyka. Zresztą mowa jest też o jego dwóch synach, wspomnianych już Aleksandrze i Rufusie, ci zaś z kolei znani ponoć byli pośród chrześcijan w Rzymie.

Oczywiście nie opowiadam Ci tego wszystkiego po to, drogi Piołunie, aby zachwycać się smrodliwym dobrem. Tu trzeba wyciągać istotne dla kuszenia wnioski. Otóż niestrudzenie wmawiać musisz pacjentom, że dobro tylko dobrowolnie czynione, tylko z pobudek najpiękniejszych się wywodzące – tylko takie dobro się liczy. Dobro zaś czynione z obowiązku, z przyzwyczajenia, z musu, pod przymusem – funta kłaków nie jest warte.

Zresztą w ogóle dobro prawdziwe to tylko katolicy mogą czynić! Jak w starym kawale: ateista mieszka obok staruszki. Myśli sobie: – Kobieta samotna, schorowana. Może by tak przynieść babci zakupy?

Idzie do sklepu, kupuje, bierze pełne siaty i puka do drzwi. Otwiera staruszka i patrzy zdziwiona: – A to pan, dzień dobry...

– Dzień dobry... Pomyślałem, że pani chora i sama na dodatek... – duka zawstydzony ateista. – Zakupy zrobiłem... Proszę...

Na to babci łzy stają w oczach, ręce wznosi ku niebu i mówi: – Dobry Boże, jakże Ci dziękuję za tak wspaniałe dary!

– Jaki dobry Boże, babciu, jaki dobry Boże! – zaperza się ateista. – Nie dobry Bóg, ale ja poszedłem na zakupy i jeszcze za to sam zapłaciłem!

Na to staruszka: – Dobry Boże, jakże Ci dziękuję za tak wspaniałe dary! I jeszcze za to, że za wszystko zapłacić musiał ten antychryst!


Twój kochający stryj Krętacz

©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Były dziennikarz, publicysta i felietonista „Tygodnika Powszechnego”, gdzie zdobywał pierwsze dziennikarskie szlify i pracował w latach 2000-2007 (od 2005 r. jako kierownik działu Wiara). Znawca tematyki kościelnej, autor książek i ekspert ds. mediów. Od roku… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 12/2015