Wzięli i podpisali

Był grudzień 1991 r., zaczynała się sążnista zima. Leonid Krawczuk, pierwszy prezydent niepodległej Ukrainy, Stanisław Szuszkiewicz, przewodniczący Rady Najwyższej Białorusi, i Borys Jelcyn, prezydent Rosji, spotkali się w myśliwskiej rezydencji w Wiskulach, maleńkiej miejscowości nieopodal polskiej granicy. I przesądzili o upadku Kraju Rad.

11.12.2006

Czyta się kilka minut

Oni rozwiązali ZSRR - od lewej: Leonid Krawczuk, Stanisław Szuszkiewicz i Borys Jelcyn /fot. za www.pseudology.org /
Oni rozwiązali ZSRR - od lewej: Leonid Krawczuk, Stanisław Szuszkiewicz i Borys Jelcyn /fot. za www.pseudology.org /

Zanim doszło do ich spotkania, Michaił Gorbaczow, prezydent Związku Radziec­kiego - teoretycznie ciągle istniejącego - przez kilka miesięcy próbował powstrzymać nieuchronny rozpad Imperium. Pierestrojka poszła w zupełnie innym kierunku, niż zamierzał, a gdy w styczniu 1991 r. posłał czołgi przeciw cywilom w Wilnie, na "gorbimanię" już nikt nie chciał się nabrać.

Gensek zapraszał jeszcze przywódców radzieckich republik pod Moskwę, do Nowo-Ogariewa. Próbował tam przekonać ich do stworzenia nowej konfederacji suwerennych państw. Narodzić się ona miała 20 sierpnia 1991 r.

Ale dzień wcześniej w Moskwie doszło do puczu wojskowego. Jego pomysłodawcy chcieli cofnąć czas, ochronić komunizm i ZSRR.

Wyszło inaczej: pucz, szybko zdławiony, przyczynił się do zakazania działalności komunistycznej partii i do rozpadu ZSRR. Obnażył fikcję władzy Gorbaczowa, a więc i fikcję jego pomysłów. Inicjatywę w Moskwie przejął Jelcyn - i teraz nawet strachliwa Białoruś uchwaliła deklarację niepodległości. A Litwie, Łotwie i Estonii już kompletnie z pomysłami Gorbaczowa było nie po drodze. Nie pozostało nic innego jak we wrześniu 1991 r. uznać niepodległość krajów bałtyckich. Kolejne spotkania i narady w Nowo-Ogariewie atmosferą musiały przypominać stypy.

Ustrzelić dzika

Rozmowy nad nową konfederacją nie szły więc łatwo. Przywódcy republik, które wybijały się na niepodległość, wiedzieli, że nie da się powrócić do starego. Co więcej, nie chcieli już tego. Przed oczami mieli fotele prezydenckie i władzę realną, a nie - jak dotąd - namiestniczą. Na słowa krytyki Gorbaczow reagował impulsywnie. Szef parlamentu Białorusi, Stanisław Szuszkiewicz, dziwnie czuł się na tych spotkaniach. Gdy Gorbaczow przemawiał, Szuszkiewicz nie umiał ukryć braku entuzjazmu. To wszystko było jakimś nonsensem. Gorbaczow proponował tworzenie neo-ZSRR, obrażony odchodził od stołu. Po chwili wracał, aby rozpoczynać rozmowy od nowa.

- Michaił Siergiejewicz był pierwszym gensekiem, w którego uwierzyłem - mówi "Tygodnikowi" Stanisław Szuszkiewicz, gdy rozmawiamy z nim w Mińsku. - Ale po tragedii w Czarnobylu w 1986 r. przekonałem się, że kłamie jak wszyscy.

Podobnie patrzył na Gorbaczowa Leonid Krawczuk, który przepracował lata na stanowisku ideologa Komunistycznej Partii Ukrainy. Był wtedy twórcą i piewcą radzieckiego systemu. - Jak mało kto wiedziałem, że ten system jest przeżarty kłamstwem - mówi Krawczuk w rozmowie z "TP" w Kijowie. - Widziałem gnicie od środka. I to pozwalało mi mieć radykalne poglądy. Wiedziałem, że proces scalania radzieckich ziem, który Michaił Siergiejewicz sobie wymarzył, to już mrzonki.

Cóż, obaj do niedawna byli partyjni, obaj wierzyli w ZSRR, i kiedy jeszcze niedawno mówili o suwerenności, mieli na myśli jedynie wyższość prawa swych republik nad prawem związkowym. Ale mijały miesiące, społeczne postulaty były coraz bardziej radykalne, różnej maści fronty i ruchy narodowe zdobywały popularność, kraje bałtyckie świeciły przykładem...

W końcu najwięksi heretycy zawsze wychodzili z łona starej wiary.

Tymczasem w Moskwie władza Gorbaczowa, coraz bardziej oderwanego od rzeczywistości, z każdym dniem stawała się coraz bardziej iluzoryczna. Jelcyn jeszcze przed puczem skutecznie podbierał mu kompetencje, potem zaś łaskawie pozwalał mu urzędować na terenie suwerennej Rosji, której był prezydentem. Gorbaczow był dla Jelcyna niewygodnym balastem.

Nic dziwnego, że Stanisławowi Szuszkiewiczowi łatwiej było znaleźć wspólny język z Jelcynem niż z Gorbaczowem. Tym bardziej że wiedział, iż prezydenta Rosji fascynuje dzika przyroda i polowania. Poza tym oprócz pogadanek o przyrodzie mieli i poważne tematy do omówienia: w nowych warunkach geopolitycznych Białorusi funkcjonowało się coraz trudniej. Do tej pory maleńka republika miała najlepiej zaopatrzone sklepy, nie gorzej niż Moskwa - a i tak Białorusini uważali, że z ich kraju do Rosji wyjeżdżały wagony z mięsem. Nikt się nie zastanawiał, ile warte były surowce, które Białoruś otrzymywała w zamian.

Szuszkiewicz: - W pewnym momencie Rosjanie stwierdzili, że za ropę i gaz chcą pieniędzy. A płacić nie było czym.

Jakoś trzeba było te problemy rozwiązać. Dawniej wyglądało to tak, że kiedy Mińsk miał dogadać się z Moskwą, premier Białorusi Wiaczesław Kiebicz zabierał kilka skrzynek białoruskiej wódki i udawał się do stolicy Rosji, by przyklepać porozumienie. Teraz trzeba było wymyślić coś nowego. Podczas jednego ze spacerów po parku w Nowo-Ogariewie Szuszkiewicz powiedział Jelcynowi, że na Białorusi też jest tak pięknie, jak w Rosji. Zapytał, czy Jelcyn nie chciałby zobaczyć Puszczy Białowieskiej. Zapolować na dzika. Ten odrzekł, że z przyjemnością.

Prezydent Rosji otrzymał oficjalne zaproszenie na Białoruś. Mińsk zaczął przygotowywać się do wizyty, która miała się odbyć z końcem roku 1991.

Słuchać głosu narodu

Ukraina borykała się z podobnymi problemami jak Białoruś. Tyle że Leonid Krawczuk na ostatnie spotkanie w Nowo-Ogariewie (pod koniec listopada 1991 r., na którym Gorbaczow chciał jeszcze podpisywać nową umowę związkową), w ogóle nie przyjechał. Miał na głowie referendum decydujące o niepodległości Ukrainy i wybory prezydenckie. Postawa Kijowa zdecydowała: z utratą republik bałtyckich można się było pogodzić, ale bez Ukrainy jakiekolwiek związkowe plany sypały się jak domek z kart.

Za to gdy Leonid Krawczuk dowiedział się o planowanej wizycie Jelcyna na Białorusi, pomyślał, że samemu byłoby dobrze znaleźć się w tym towarzystwie.

Szuszkiewicz: - Premier Kiebicz odebrał telefon z Ukrainy. Spytano go, czy Leonid Makarewicz też może przyjechać na Białoruś. Oczywiście zgodziliśmy się.

Mała i zawsze senna republika była najlepszym miejscem na spotkanie trzech przywódców. W wielkich metropoliach - Moskwie, Kijowie - byłoby trudno spokojnie rozmawiać. Wścibscy dziennikarze, plotki. Stolice narzucają rozmowom dyplomatyczny ton. W leśnej dziczy można było przed tym wszystkim uciec.

Borys Jelcyn przyleciał do Mińska z oficjalną wizytą 7 grudnia 1991 r. Tego samego dnia Leonid Krawczuk odebrał telefon. Dzwonił Szuszkiewicz.

Krawczuk: - Bardzo oficjalnie, zwracając się do mnie per "pan", zakomunikował, że wraz z Borysem Nikołajewiczem oczekują mnie na Białorusi.

Samolot z Ukrainy wylądował w Mińsku jeszcze tego samego dnia. Krawczuk tydzień wcześniej został wybrany prezydentem Ukrainy i na spotkanie przyleciał trzymając w ręku mocny argument: wynik referendum, w którym 92 proc. głosujących opowiedziało się za niepodległością państwa.

Szuszkiewicz oczekiwał gościa na lotnisku. Pojechali do siedziby Rady Najwyższej, aby tu Krawczuk spotkał się oficjalnie z Jelcynem. Tego wymagał protokół dyplomatyczny. Na tym zakończyła się oficjalna część wizyty prezydenta Rosji na Białorusi.

Dalej, do Wiskuli, Borys Nikołajewicz poleciał już na prywatne zaproszenie Szuszkiewicza, zachęcony obietnicą polowania. Jego samolot odleciał w kierunku wielkiego wojskowego lotniska w Puszczy Białowieskiej. Kolejnym samolotem miał lecieć prezydent Ukrainy, a za nim Białorusin. Ale Krawczuk i Szuszkiewicz stwierdzili, że nie ma co tracić czasu, i postanowili lecieć razem - samolotem Krawczuka - i po drodze porozmawiać.

Czas podróży: 30 minut.

Krawczuk: - Oczywiście, musieliśmy się zachowywać dyplomatycznie. Nie mogliśmy we dwóch omawiać kluczowych kwes­tii, jeśli spotkanie było zaplanowane w większym gronie. Powiedziałem tylko, że Ukraina już wybrała. Opowiedziała się w referendum za niezależnością. I że ja jestem zmuszony słuchać głosu narodu.

A kim jest Gorbaczow?

W myśliwskiej rezydencji panował błogi spokój. Nie było dziennikarzy, nawet stenotypistki. Białorusini jako gospodarze spisali się na medal. Willa, zbudowana w latach 50., wcześniej podporządkowana była centrali partii komunistycznej w Moskwie.

Szuszkiewicz: - Nigdy wcześniej tam nie byłem. Piękne miejsce.

Kolacja była wystawna. Atmosfera od razu się rozluźniła. Oprócz przywódców Białorusi, Ukrainy i Rosji byli także wicepremierzy trzech państw.

Szuszkiewicz: - Następnego dnia, 8 grudnia, usiedliśmy w szóstkę do rozmów. Nikt z nas w tej chwili nie myślał, że zebraliśmy się, żeby rozwalić Związek Radziecki. Chcieliśmy omówić tylko problemy, jakie narzucała sytuacja gospodarcza. Ale one pociągały za sobą kwestie polityczne.

Krawczuk: - Przez te minione lata nasłuchałem się wiele razy, że urządziliśmy sobie tam popijawę, że poszliśmy do sauny i że na koniec rozwaliliśmy ZSRR. A to było zupełnie nie tak. Oczywiście, piliśmy wódkę "Białowieską", ale już po wszystkim. Podczas rozmów nikt nawet nie tknął kieliszka.

Szuszkiewicz: - I Jelcyn też nie pił. Te bzdury wymyślili dziennikarze, których tam nie było. Jelcyn cały czas był trzeźwy.

Rozmowy nie były rejestrowane, protokołowane ani nagrywane.

Choć tego na terytorium ZSRR nigdy nie można być pewnym...

Tak czy inaczej, wiadomo o nich tylko tyle, ile powiedzieli ich uczestnicy.

Do stołu zasiedli więc przedstawiciele tych samych państw, które prawie 70 lat wcześniej podpisały tzw. umowę związkową i dały początek Związkowi Radzieckiemu.

Zaczęła się żywa dyskusja. Rosjanie przywieźli ze sobą ekspertyzę prawną, która uprawniała Rosję, Ukrainę i Białoruś do wypowiedzenia umowy fundującej ZSRR. Ale Jelcyn próbował jeszcze sondować Ukraińca.

Krawczuk: - Na samym początku przekazał mi pytanie od Gorbaczowa. Prezydent ZSRR chciał się dowiedzieć, czy Ukraina jest zainteresowana integracją z Rosją na innych, luźniejszych zasadach. Odparłem krótko: mój naród już wybrał.

Szuszkiewicz: - Ktoś powiedział, że jeśli chcemy coś ustalić w związku z dostawami energii między republikami radzieckimi, to powinniśmy to uczynić w obecności Gorbaczowa. Wtedy Jelcyn poważnym głosem zadał pytanie: "A kim jest Gorbaczow? Bo ja jestem prezydentem Rosji, a on?".

Te słowa dodały zebranym pewności siebie. Bo rzeczywiście, Ukraina i Białoruś miały już deklaracje niepodległości. Były nowymi podmiotami prawa międzynarodowego. Więc...

Nic nie czułem

Szuszkiewicz: - Miałem tę myśl w głowie, że de facto ZSRR już nie istnieje. Że jest to fikcja. Ale wypowiedzieć to na głos...

Jednak po chwili rozległ się czyjś głos - i wszyscy uczestnicy zgodnie przypisują te słowa Gienadijowi Burbulisowi, ówczesnemu wicepremierowi Rosji, choć on się dziś ich wypiera.

I tak zapisano: "My, Republika Białoruś, Federacja Rosyjska, Ukraina, jako państwa założycielskie ZSRR, które podpisały Układ Związkowy z 1922 r., stwierdzamy, że ZSRR jako podmiot prawa międzynarodowego i jako zjawisko geopolityczne przerywa swoje istnienie".

W Wiskulach ZSRR przerwał więc faktycznie swoje istnienie, choć formalnie istnieć przestał dopiero kilka dni później, gdy władze trzech republik zatwierdziły dokument z puszczy. Deklaracja została zapisana w trzech językach: po białorusku, rosyjsku i ukraińsku. Stanowiła jeden z 14 punktów tzw. Umów Białowieskich. Kolejne mówiły m.in. o powołaniu Wspólnoty Niepodległych Państw. Wszystkie uległy zmianom i przeredagowywaniu. Wszystkie, prócz tego najważniejszego.

Krawczuk: - W sumie to stwierdzenie nie było żadną rewolucją, bo przecież w radzieckiej konstytucji było zapisane, że republiki mają prawo do samostanowienia i dobrowolnego wystąpienia z sojuszu. Z drugiej strony Związek Radziecki był żywym organizmem. Jego serce jeszcze tętniło. Kilkumilionowa armia, wywiad, kontrwywiad, KGB. Stawiając podpis pod porozumieniem o upadku ZSRR, czułem, że zabijam Imperium. Bałem się. Nazajutrz mogła rozpocząć się wojna...

Jeszcze przecież niedawno prezydent USA George Bush senior przestrzegał Kijów przed wychodzeniem z ZSRR.

Szuszkiewicz: - Nic nie czułem, podpisując ten dokument. Nie wierzę w historyczne znaczenie chwili. Po prostu wzięliśmy i podpisaliśmy. Wiedziałem, że przesądzamy o rozwaleniu Związku Radzieckiego, ale jednak myśl ta nie dochodziła do mnie w pełni.

Ekspertyza prawna, którą przywieźli Rosjanie, dawała właśnie tym ludziom prawo do rozwiązania Związku Radzieckiego. Mimo wszystko obawiano się, że fakt, iż tylko przywódcy republik słowiańskich znaleźli się w Puszczy Białowieskiej, wywrze złe wrażenie. Próbowano ściągnąć prezydenta Kazachstanu Nursułtana Nazarbajewa. Być może zrobiono to za późno, być może Nazarbajew nie chciał dolecieć?

W każdym razie z Ałma-Aty jego samolot prezydencki wystartował, tyle że wylądował w Moskwie.

Szuszkiewicz: - Zapraszałem go, gdy był jeszcze w Kazachstanie. Potem Jelcyn do niego dzwonił. Ale kiedy Nazarbajew przyleciał do Moskwy, to pogadał z Gorbaczowem i nie przyleciał już do nas. Niby przez kłopoty techniczne samolotu.

Głupie sprawy

Teraz trzeba było zawiadomić najbardziej zainteresowanego, czyli Michaiła Gorbaczowa...

Krawczuk, Szuszkiewicz i Jelcyn popatrzyli na siebie z zakłopotaniem. Kto będzie rozmawiać z Michaiłem Siergiejewiczem? Szuszkiewicz powiedział, żeby to zrobił Krawczuk.

Krawczuk: - Powiedziałem, że nie ma sprawy, ale że strasznie głupio to będzie wyglądać, gdy prezydent Ukrainy zadzwoni z Białorusi i powie, że zdecydowaliśmy się rozwiązać ZSRR. Powinien to zrobić gospodarz.

Szuszkiewicz nie miał wyjścia, musiał się zgodzić. Oprócz telefonu do Moskwy, postanowiono jeszcze zadzwonić do Białego Domu i poprosić o rozmowę z Bushem. Jeśli o czymś powie się w USA, natychmiast rozniesie się to na cały świat. Postanowiono, że z prezydentem Stanów Zjednoczonych będzie rozmawiać Jelcyn.

Administracja prezydenta Busha nie mogła uwierzyć, że prezydent Rosji dzwoni z jakiejś głuchej białoruskiej wsi. W tej samej chwili Szuszkiewicz próbował połączyć się z Moskwą. - Tylko że jakoś długo mnie z Gorbaczowem łączono. To było specjalne połączenie i po drodze było kilka bramek - wspomina Białorusin.

Jelcyn widział, że Szuszkiewicz mówił do telefonu, i doszedł do wniosku, że Gorbaczow już o wszystkim wie, gdy Białorusin dopiero przebijał się przez otoczenie prezydenta ZSRR.

Jelcyn już swoje powiedział Bushowi, gdy Szuszkiewicz usłyszał w słuchawce głos Michaiła Siergiejewicza. Trochę to głupio wyszło, że prezydent konkurencyjnego mocarstwa dowiedział się wcześniej. Szuszkiewicz więc powiedział szybko, o co chodzi. Przywódca ZSRR, który był z nim na "ty", spytał: - A pan sobie wyobraża, jak to przyjmie międzynarodowa społeczność?

Szuszkiewicz, widząc radosnego Jelcyna, odparł tylko: - Bardzo dobrze przyjmie. Borys Nikołajewicz właśnie powiedział o tym Bushowi.

W słuchawce zapadła cisza.

Krawczuk: - Szuszkiewicz trzymał się dzielnie. Rozmawiał bez emocji, rzeczowo. A Gorbaczow darł się, że co my najlepszego nawyrabialiśmy, że w jakiejś białoruskiej dziurze Związek Radziecki rozwaliliśmy.

Umarł dzień przed urodzinami

Krawczuka wracającego z Białowieży witano w domu jak bohatera. Kiedy dotarł do swojej rezydencji w Kijowie, podeszła do niego ochrona. Chłopcy ukłonili się i powiedzieli: "Panie prezydencie, będziemy pana strzec". Poczuł, że dokonała się prawdziwa rewolucja. Zmiana systemu. Ukraina była wolna. Nie można było żałować ZSRR. W polityce nie ma miejsca na żal.

Stanisław Szuszkiewicz czuł jednak coś w rodzaju żalu. Nie, to nie była tęsknota za Imperium. Trzeba było rozwiązać Związek Radziecki, tego był pewien. Ale sam do niedawna wierzył, że idea ZSRR była dobra, tylko jej realizacja zła.

Na całym poradzieckim już terytorium ludzi myślących w ten sposób było wielu. Już wkrótce da o sobie znać nostalgia za sowieckimi czasami. Pewien młody białoruski polityk, Aleksandr Łukaszenka, trzy lata po rozpadzie ZSRR odsunie Szuszkiewicza od władzy i wygra wybory prezydenckie w swoim kraju, twierdząc, że umowy białowieskie były zdradą (albo że nawet podpisano je gdzieś na terenie Polski) i że historia przeklnie ich sygnatariuszy. Łukaszenka obiecywał też rodakom, że na kolanach będzie błagać Rosję o to, by z powrotem przyłączyła do siebie Białoruś.

Z kolei Grigorij Jawliński, dziś polityk rosyjskiej opozycji demokratycznej, a wtedy młody ekonomista, który za swoje poglądy jeszcze kilka lat wcześniej był przymusowo zamknięty w szpitalu i "leczony" na gruźlicę, wspomina w rozmowie z "TP": - Było mi źle, kiedy się o tym dowiedziałem. Nie wiedziałem, dlaczego podjęto taką decyzję. Chciałem, by wszędzie była demokracja, ale jako ekonomista wiedziałem, że potrzebujemy jednego rynku. Po co więc było burzyć jedną strukturę, żeby potem i tak lepić ją na nowo?

Jawliński próbował przez ostatnie lata istnienia ZSRR reformować gospodarczo potężne państwo. Jego słynny program "500 dni" nie został jednak przez kostycznego Gorbaczowa zaakceptowany. Po nieudanym puczu Jawliński wrócił do pracy w rządzie i zajmował się tworzeniem unii gospodarczej republik radzieckich. W grudniu 1991 r. okazało się, że jego praca nie miała większego sensu.

"Lepienie na nowo" wyglądało tak:

21 grudnia 1991 r. na szczycie w Ałma-Acie do utworzonej w Wiskulach Wspólnoty Niepodległych Państw dołączyły republiki azjatyckie, Armenia i Mołdawia. Ale przy powściągliwej postawie Ukrainy trudno było być optymistą.

Cztery dni po spotkaniu w Kazachstanie, 25 grudnia wieczorem, Michaił Gorbaczow ustąpił ze stanowiska prezydenta ZSRR. Był pierwszym i ostatnim człowiekiem, który pełnił ten urząd.

Chwilę potem na Kremlu spuszczono czerwoną flagę. Był to formalny i definitywny koniec Związku Radzieckiego, który, gdyby przetrwał, nazajutrz obchodziłby sześćdziesiątą dziewiątą rocznicę powstania.

Na początku 2007 r. nakładem wydawnictwa "Znak" ukaże się książka dziennikarzy "Tygodnika Powszechnego", Małgorzaty Nocuń i Andrzeja Brzezieckiego, pod tytułem "Kartofle i dżinsy. Białoruś - od komunizmu do dyktatury".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, reporterka, ekspertka w tematyce wschodniej, zastępczyni redaktora naczelnego „Nowej Europy Wschodniej”. Przez wiele lat korespondentka „Tygodnika Powszechnego”, dla którego relacjonowała m.in. Pomarańczową Rewolucję na Ukrainie, za co otrzymała… więcej
Publicysta, dziennikarz, historyk, ekspert w tematyce wschodniej, redaktor naczelny „Nowej Europy Wschodniej”. Wieloletni dziennikarz „Tygodnika”. Autor i współautor książek: „Przed Bogiem” (2005), „Białoruś - kartofle i dżinsy” (2007), „Ograbiony naród ‒… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 51/2006