Wybory, wanilia i bieda

Wodzirej, mleczarz, księgowy czy Czerwony admirał? Wszyscy byli już prezydentami Madagaskaru, czwartej największej wyspy świata. W środę stanęli jednak w wyborcze szranki, by jeszcze raz posmakować władzy.
w cyklu STRONA ŚWIATA

07.11.2018

Czyta się kilka minut

Wybory prezydenckie na Madagaskarze, Antananarywa, 07.11.2018 r. / Fot. Kabir Dhanji / AP/Associated Press/East News /
Wybory prezydenckie na Madagaskarze, Antananarywa, 07.11.2018 r. / Fot. Kabir Dhanji / AP/Associated Press/East News /

Kiedy po nią sięgali, rodacy widzieli w nich mężów opatrznościowych, wierzyli, że odmienią ich marny los. Wszyscy zawiedli pokładane w nich nadzieje, okazali się zwyczajnymi śmiertelnikami, nie herosami. Odchodzili w akompaniamencie ulicznych zamieszek, oskarżeń, wyzwisk. Niektórzy musieli nawet uciekać z kraju. Nie potrafili jednak oprzeć się narkotycznemu urokowi władzy.

Najdłużej cieszył się nią Didier Ratsiraka, który lewicowymi poglądami, a przede wszystkim upodobaniem do rewolucji i dyktatury, zyskał sobie wśród rodaków przydomek „Czerwonego admirała”. Najpierw, w latach 1975-93, rządził jako wojskowy dyktator. Nawróciwszy się pod koniec panowania na demokrację i wolny rynek, rozpisał pierwsze wolne wybory i je przegrał. Odzyskał władzę już po trzech latach, gdy okazało się, że jego pogromca nie ma pojęcia o rządzeniu i trzeba było pospiesznie wybierać nowego przywódcę.

Trzecie wybory, w 2001 roku, „Czerwony admirał” znów przegrał. Tym razem nie chciał uznać porażki, ani oddać władzy. W 25-milionym Madagaskarze wybuchły rozruchy, które po siedmiu miesiącach anarchii zmusiły Ratsirakę do kapitulacji i wyjazdu z kraju do Francji.

Król jogurtu

Zastąpił go zwycięzca wyborów Marc Ravalomanana, biedak, który dzięki swoim zdolnościom, uporowi i przedsiębiorczości zrobił na Madagaskarze karierę w iście amerykańskim stylu. Z mleczarza, rozwożącego na rowerze jogurty, wyrósł na właściciela mleczarni, a wreszcie założyciela i szefa koncernu spożywczego „Tiko”, „króla jogurtu”, najbogatszego człowieka na całej wyspie. Bogactwo, sława i podziw rodaków niepokoiły i drażniły coraz bardziej „Czerwonego admirała”. Tym bardziej,  że jakby bogactwa było mu mało, „Mleczarz” zabrał się za politykę. W 1999 roku wygrał wybory na burmistrza Antananarywy, a dwa lata później rzucił wyzwanie Ratsirace.

Zarządcą Madagaskaru okazał się równie udanym jak własnej firmy „Tiko”. Reformował, budował, spłacał długi, ściągał z zagranicy inwestorów i turystów. Gospodarka wzrastała w zawrotnym jak na Madagaskar tempie 7-8 procent rocznie. W 2006 roku został wybrany na reelekcję, ale z każdym rokiem rządów z bohatera ludowego przeistaczał się w dyktatora, a może raczej w dyrektora, zarządzającego państwem jak własną firmą. Krytycy zaczęli wytykać mu też, że na gospodarczym cudzie zyskiwał przede wszystkim jego koncern „Tiko”. Pojawił się też rywal do rządu dusz i władzy w państwie.

Wodzirej i nocna stolica

W przeciwieństwie do „króla jogurtu”, Andry Rajoelina pochodził z zamożnej rodziny malgaskiego oficera. Od szkoły zawsze wolał zabawę, nocne kluby, muzykę. Błyskawicznie zasłynął jako wodzirej i dyskotekowy didżej, rzucił naukę i zaczął zarabiać pieniądze w show-biznesie. Nie miał jeszcze trzydziestki, gdy został niekoronowanym królem nocnej Antananarywy, wychwalanym w gazetach przedsiębiorcą, porównywanym z Ravalomananą. Tak jak „króla jogurtu”, bogactwo popchnęło wodzireja do polityki. W 2007 roku, jak wcześniej Ravalomanana, wygrał wybory na burmistrza stolicy, a „Mleczarz” (jak wcześniej „Czerwony admirał”) uznał go za groźnego rywala i zaczął go zwalczać. „Wodzirej” nie pozostawał dłużny prezydentowi i w 2009 roku stolica przerodziła się w arenę ulicznych zamieszek. Prezydent zwolnił burmistrza, a przeciwko jego zwolennikom posłał wojsko (wynik – stu zabitych, kilkuset rannych). Wtedy do akcji wkroczyli niechętni „Mleczarzowi” generałowie, którzy nie zapomnieli mu, że odebrał władzę „Czerwonemu admirałowi”. Teraz oni odsunęli „króla jogurtu” od władzy i oddali ją nowemu ulubieńcowi ulicy, wodzirejowi Rajoelinie, który w ten sposób, w wieku 34 lat został najmłodszym w tamtych czasach prezydentem w Afryce. „Mleczarz”, jak niegdyś „Czerwony admirał” wyjechał z kraju, do Południowej Afryki.

Zamach stanu ściągnął jednak na Madagaskar ostracyzm i sankcje, Zachód wstrzymał pomoc, gospodarka zamarła, a kraj  - zaczął popadać w ruinę. Rajaolina nie radził sobie ani z rządzeniem, ani z korupcją, a afrykańscy sąsiedzi zgodzili się uznać go za prawowitego władcę dopiero gdy obiecał przeprowadzić nowe wybory, a samemu w nich nie startować. Do tego samego zobowiązał się także Ravalomanana, a „Czerwony admirał” został z wyborów wykluczony.

Księgowy, który pisze wiersze

W ten oto sposób, nie mając poważnych konkurentów, w 2013 roku wybory na nowego przywódcę Madagaskaru wygrał nieznany szerzej na wyspie Hery Martial Rokotoarimanana Rajaonarimamapianina, księgowy z wykształcenia, z zamiłowania – poeta. Żaden prezydent na świecie nie nosił nazwiska dłuższego, trudniejszego do wymówienia i zapamiętania.

Jego panowanie nie budziło takich emocji, jak rządy jego poprzedników. Udało mu się zaprowadzić w kraju spokój i rozruszać gospodarkę. A mimo to niewiele brakowało, by i on został obalony przez uliczną rewolucję. Najpierw, po ledwie roku od zaprzysiężenia, z urzędu próbowali odwołać go posłowie. Wiosną zaś na ulicach Antananarywy doszło do nowych rozruchów, gdy przywódcy opozycji zarzucili prezydentowi, że próbuje zmienić ordynację wyborczą, tak by pomogła mu wygrać reelekcję. Od zamieszek i anarchii ocalił Madagaskar Trybunał Konstytucyjny, który nakazał prezydentowi złożyć urząd na dwa miesiące przed wyborami, a wcześniej powołać koalicyjny rząd tymczasowy do przygotowania i przeprowadzenia elekcji.

Trzydziestu trzech kandydatów

„Czarwony admirał” Ratsiraka liczy już sobie 82 lata, „Wodzirej” – czterdzieści cztery, „Mleczarz” dobiega siedemdziesiątki, a „Księgowy” – sześćdziesiątki. Poza nimi do walki o prezydenturę zgłosiło się jeszcze 29 kandydatów, w tym trzech byłych premierów, kaznodzieja i – jakże by inaczej – sławny na wyspie piosenkarz Zafimahaleo „Dama” Rasolofondrasolo, odgrażający się, że w pojedynkę pokona i rozpędzi na cztery wiatry pasożytnicze elity władzy.

Ubiegając się o prezydenturę pretendenci obiecywali rodakom wszystkie możliwe cuda – dwucyfrowe tempo gospodarczego wzrostu, przerobienie Madagaskaru na Lazurowe Wybrzeże albo Florydę, zwalczenie przestępczości, budowę szkół, szpitali i stadionów, darmowe komputery i mleko dla uczniów. Szastali na prawo i lewo pieniędzmi, a działacze praw człowieka oskarżali ich o bezczelne przekupywanie wyborców.

Władze zabroniły przeprowadzania przedwyborczych sondaży, ale zanim ogłosiły zakaz, we wrześniu niemiecka Fundacja Friedricha Eberta sprawdziła, że największym poparciem cieszy się „Wodzirej” Rajaolina, na którego głosować zamierzał co czwarty Malgasz. Drugie miejsce zajmował „Mleczarz” Ravalomanana z 17 proc. głosów. Jeśli żadnemu z rywali nie uda się w środę zdobyć ponad połowy głosów, dwaj najlepsi zmierzą się tuż przed Bożym Narodzeniem w dogrywce.

Malgasze martwią się, że środowe wybory mogą przerodzić się w osobiste porachunki między „Mleczarzem” i „Wodzirejem”, a te w nową uliczną wojnę, na którą Madagaskar nie może sobie pozwolić. Polityczna zawierucha znów odstraszy zagranicznych inwestorów, zdusi gospodarkę.


STRONA ŚWIATA to autorski serwis Wojciecha Jagielskiego, w którym dwa razy w tygodniu reporter i pisarz publikuje nowe teksty o  tych częściach świata, którae rzadko trafiają na pierwsze strony gazet. Wszystkie teksty w cyklu są dostępne za darmo. CZYTAJ TUTAJ →


Wyspa, sławna z lemurów i plantacji wanilii jest jednym z najbiedniejszych zakątków świata. Szacuje się, że trzy czwarte ludności tej niepodległej od 1960 roku francuskiej kolonii żyje w biedzie, a co drugie dziecko cierpi na niedożywienie, zaledwie dziesiąta część ludności ma dostęp do prądu. Gospodarkę kraju wyniszczają na przemian huragany, powodzie i susze, a także plagi korupcji i kumoterstwa. Nawet ostatni, gwałtowny, dziesięciokrotny, wzrost cen wanilii na światowych rynkach (trzy czwarte całej wanilii świata pochodzi z Madagaskaru) przyczynił się na wyspie do wzrostu przestępczości (rabunki na plantacjach) i jeszcze pogłębił przepaść między garstką bogaczy i rzeszami biedaków.

Według ekspertów z Banku Światowego Madagaskar jest jedynym na świecie państwem, które uchroniło się od wojny, a które mimo tego z każdym rokiem niepodległego bytu staje się coraz biedniejsze.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej