Wołyńska Atlantyda

Była to instytucja osobliwa, wręcz eksperyment edukacyjny i społeczny: zespół szkół w Krzemieńcu na Wołyniu, funkcjonujący w Polsce międzywojennej.

12.02.2018

Czyta się kilka minut

Dziś można już tylko sobie wyobrażać, czym stałoby się to miejsce – uczelnią z pozycją międzynarodową, środkowo­europejską Doliną Krzemową? – gdyby nie II wojna światowa, która zatopiła ten świat. Także w wymiarze personalnym: wielu spośród pasjonatów, pedagogów i społeczników, którzy w latach 1922-39 kształtowali ten mikroświat, promieniujący na otoczenie – Wołyń i sąsiednie Podole – miało w latach 1939-45 cierpieć albo/oraz zginąć z rąk Niemców, Sowietów, a także, bywało, ukraińskich sąsiadów.

Osobliwy był też sposób, w jaki powołano to miejsce do życia: uczynił to Józef Piłsudski. Jego rozkaz nr 162 „o otwarciu Liceum w Krzemieńcu” datowany jest na 27 maja 1920 r. Moment, gdy przetrwanie państwa jest niepewne: żołnierze polscy i sojuszniczy ukraińscy Petlury jeszcze przez kilkanaście dni utrzymają się w Kijowie, potem bolszewicy ruszą i dojdą pod Warszawę. A więc – czas, gdy Piłsudski jest pod presją, i gdy priorytetem nie powinno być raczej zakładanie szkoły w prowincjonalnym wołyńskim miasteczku, liczącym 25 tys. dusz, z których większość to Ukraińcy (rzecz nietypowa w regionie, gdzie większość populacji miejskiej tworzyli Żydzi i Polacy).

Ściśle rzecz biorąc, Piłsudski nie założył szkoły, lecz ją odtworzył. I to jest wyjaśnienie, czemu Krzemieniec: było to nawiązanie do Gimnazjum Wołyńskiego, które w 1805 r. powołał tu Tadeusz Czacki. Ten prekursor polskiego muzealnictwa (sposób, w jaki kompletował swe kolekcje, bywał mało etyczny), a wtedy wizytator oświatowy na gubernię wołyńską, założył Gimnazjum nie na surowym korzeniu, ponieważ infrastruktura była: kompleks dawnego Kolegium Jezuickiego. „Ateny Wołyńskie”, jak wkrótce nazwano to miejsce, istniały do 1831 r. Car zlikwidował je w ramach represji za powstanie, a zrabowana stąd biblioteka (jedna z większych na ziemiach polskich) w trafiła do Kijowa, gdzie z carskiej łaski stała się podwaliną księgozbiorów powstającego uniwersytetu.

Ale w 1920 r. genius loci to byłoby za mało. Potrzebni byli pasjonaci, z nieschematycznym podejściem do edukacji. Tym bardziej, że gdy w 1922 r. liceum znów ruszało (nie tylko jako liceum, lecz zespół placówek, obejmujący też różne szkoły zawodowe: rolną, leśną, rzemiosła itd.), samo miejsce nie zachęcało. Położone na styku dawnych zaborów, miasto było dziurą, do której dotarcie wymagało samozaparcia. Ale zapaleńcy się znaleźli. Choć na początku nie zachęcało też otoczenie: województwo wołyńskie było – obok sąsiedniego poleskiego – najbardziej zapóźnionym cywilizacyjnie w kraju. Scheda po carskim zaborze była tu dramatyczna. O ile u początków II RP w Poznańskiem analfabeci stanowili kilka procent, to na Wołyniu niemal 70 proc. Taka skala zacofania cechowała region na początku lat 20. w każdej sferze: od gospodarki przez komunikację (koleje i drogi) aż po nasycenie lekarzami i nauczycielami.

Do końca lat 30. sporo się tu zmieniło. Było to zasługą nie tylko wojewody Henryka Józefskiego – póki urzędował, realizował swą wizję, że państwo powinno pozyskiwać Ukraińców, stanowiących na Wołyniu ponad 70 proc. ludności, uznając ich podmiotowość – ale też wielu absolwentów Liceum, którzy „szli w lud”. A struktura szkoły obejmowała również tzw. uniwersytety ludowe dla ludności ukraińskiej. I choć była to szkoła polska, nie była narzędziem polskiej kolonizacji. A wśród jej uczniów byli też Żydzi i Ukraińcy.

Wydana przez krakowski Wysoki Zamek (oficynę mającą w ofercie wiele dobrych książek o tym kawałku Europy Wschodniej) opowieść o Liceum, autorstwa Bożeny Gorskiej, to nie monografia. To literacki fotoplastykon: kilkadziesiąt rozdziałów-obrazów, portretujących różne sfery życia Liceum i otoczenia. Jest więc opowieść o uczniach-poetach, tutejszym sztetlu, stacjonującym po sąsiedzku 12. Pułku Ułanów Podolskich, pedagogach-eksperymentatorach, Wielkim Kryzysie, wreszcie o kanalizacji czy mitycznej rasie koników wołyńskich... Świat uchwycony, Atlantyda na moment przed zatopieniem.©℗

Bożena Gorska, RZECZPOSPOLITA KRZEMIENIECKA ALBO NOWE ATENY WOŁYŃSKIE, Wysoki Zamek, Kraków 2017

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, kierownik działów „Świat” i „Historia”. Ur. W 1967 r. W „Tygodniku” zaczął pisać jesienią 1989 r. (o rewolucji w NRD; początkowo pod pseudonimem), w redakcji od 1991 r. Specjalizuje się w tematyce niemieckiej. Autor książek: „Polacy i Niemcy, pół… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 8/2018