Rozsądek zwyciężonych i robak rozpaczy

Gdy Rzeczpospolita upadła, Franciszek Karpiński (i nie tylko on) uznał, że jej klęska oznacza także zatratę narodu i języka. “Wisło! Nie Polak z ciebie wodę pije! / Jego się nawet zacierają ślady..." - pisał w sławnych “Żalach Sarmaty nad grobem Zygmunta Augusta", składając przy grobie ostatniego z Jagiellonów nie tylko “szablę, wesołość, nadzieję", ale i swoją lutnię.
 /
/

Przekonanie to znajdziemy także w innym, cokolwiek dwuznacznym jego wierszu - odzie do Repnina, generał-gubernatora ziem litewskich, napisanej na wielokrotnie ponawiane życzenie adresata. “Dla Karpińskiego - pisze Ryszard Przybylski - państwo było najwyraźniej czymś w rodzaju arystotelesowskiej entelechii narodu, dzięki której trwał on w swej tożsamości jako autarkiczna wspólnota. Kiedy nie stało państwa, pozbawiony jego opieki, wygnany z instytucji, które obsługiwał, język polski zaczął właśnie swe długie konanie. Nie ma nadziei na rekreację naszego państwa, więc i nasz język czeka zginienie. Ostateczna śmierć. To właśnie Karpiński oznajmił Repninowi.

Ten język i te wiersze słowami polskiemi

Może za sto lat znane nie będą na ziemi.

Rzucił mu w twarz swoją rozpacz, zapewne w przekonaniu, że się nią w końcu nażre i da mu spokój".

Nowa książka Ryszarda Przybylskiego, z dedykacją “Zamiast kwiatów na grób Marii Żmigrodzkiej", to opowieść o przezwyciężeniu rozpaczy i o “rozsądku zwyciężonych": ich “chytrej ostrożności" i wytrwałości w działaniu, a przede wszystkim umiejętności wykorzystania szansy, jaka się nadarza. Ową szansą była niespodziewana łaskawość cara Aleksandra I wobec Polaków u progu nowego, XIX stulecia.

Gesty cara, jak zwolnienie więźniów politycznych, anulowanie wyroków czy przywrócenie skonfiskowanych dóbr, miały na celu - pisze Przybylski - “przekształcenie szlachty polskiej z tzw. Ziem Zabranych, dość dla niego tajemniczej i zawsze niepewnej, w swoich lojalnych poddanych. I nic ponadto. O restytucji polskiej państwowości nie było mowy". Na dłuższą metę ważniejszy okazał się carski zamiar przeprowadzenia w imperium gruntownej reformy oświaty. Utworzono Ministerstwo Oświecenia Publicznego, a przy nim Komisję Szkół, przygotowującą reformę. “W jej składzie znaleźli się trzej Polacy: Adam Czartoryski, Ignacy Potocki, niegdyś współtwórca Konstytucji 3 Maja, członek Rady Wojennej w czasie powstania kościuszkowskiego, od 1801 roku członek rzeczywisty Towarzystwa Przyjaciół Nauk, i Hieronim Stroynowski, kiedyś pijar, później profesor w Wilnie, były członek Komisji Edukacji Narodowej".

Ogniskami reformy miały być uniwersytety, odpowiedzialne za szkolnictwo na terenie poszczególnych okręgów administracyjnych. Na Ziemiach Zabranych stał się nim przywrócony do prawnego istnienia Uniwersytet Wileński, z językiem wykładowym polskim. Kuratorem okręgu wileńskiego został książę Adam Czartoryski. Idee sformułowane w roku 1800 przez zawiązane w pruskiej wtedy Warszawie Towarzystwo Przyjaciół Nauk (wśród jego założycieli znajdowali się m. in. Staszic, Woronicz, Czacki i Linde) uzyskały szansę realizacji.

“Zbożną krzątaninę intelektualistów przekształcono w potężny ruch społeczny. Nie ulega wątpliwości - komentuje Przybylski - że imperium popełniło poważny błąd. Na szczęście dostrzeżono go stosunkowo późno, wspólnota polska odniosła więc duże korzyści. »Pan Nowosilcow - wspominał te czasy książę Czartoryski - kiedyś powiedział, że moja administracja szkół w prowincjach polskich na wiek cały oddaliła wynarodowienie tego kraju i zlanie się jego z Rosją«".

Przybylski (urodzony - to chyba nie bez znaczenia - w Równem na Wołyniu) zajmuje się szczegółowo jednym - bardzo ważnym - wątkiem tej przypowieści o łasce tyrana i determinacji jego polskich poddanych. Jest nim historia Gimnazjum (później Liceum) Wołyńskiego stworzonego w Krzemieńcu przez Tadeusza Czackiego przy współpracy Hugona Kołłątaja, otwartego jesienią 1805 roku, a zlikwidowanego ostatecznie po powstaniu listopadowym.

U źródła powstania gimnazjum w Krzemieńcu znajdowała się idea, by jedną z wołyńskich szkół średnich przekształcić we wzorową placówkę o podwyższonym poziomie nauczania, która świeciłaby przykładem innym szkołom w guberni, w chwili rozpoczęcia reformy znajdującym się w opłakanym stanie. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności Wołyń wszedł wówczas w okres gospodarczego rozkwitu i zbiórka na fundusz szkolny, rozpoczęta zresztą bez zgody władz, przyniosła znakomity efekt.

I tu zaczyna się porywająca opowieść o niezwykle sprawnym budowaniu nowoczesnej szkoły, która przemienić miała, choć na krótko, prowincjonalne miasto pod Górą Królowej Bony w “wołyńskie Ateny", o niespożytej energii i pomysłowości Tadeusza Czackiego, a później o krzemienieckich “pracach i dniach". O systemie nauczania, kadrze nauczycielskiej i samorządności uczniowskiej, o chlubie Krzemieńca - Ogrodzie Botanicznym (po likwidacji Liceum także i on przewieziony zostanie do Kijowa, by służyć utworzonemu tam uniwersytetowi rosyjskiemu). O relacji szkoła - miasto, o uroczystościach i balach, o ulubionych trasach spacerowych. Słowem - o życiu codziennym owej, jak ją nazywa Przybylski, “Hezjodowej wspólnoty". Bowiem, tłumaczy autor, Krzemieniec “kierował się mądrością założycielskiej księgi zachodniej cywilizacji. Miał świadomość okrucieństw i fałszu, które zżerają życie społeczne, ale nie wymyślał nihilistycznych uzasadnień dla własnej bezczynności".

A więc skuteczna realizacji pedagogicznej utopii? Trudno o tym mówić, skoro samo istnienie szkoły zależało od łaski jedynowładcy, skoro kierujący placówką sporo energii zużyć musieli na to, by z lisią chytrością neutralizować niespodziewane zagrożenia, a w dodatku wyjątkowy status Liceum jako szkoły półwyższej sprawiał, że uprawnienia jego znakomicie wyedukowanych absolwentów mniejsze były od ich umiejętności i ambicji. “A jednak mimo swych braków Szkoła Krzemieniecka wykonała zadanie, które na nią nałożyli Czacki i Kołłątaj. Przysporzyła Polsce potężną gromadę światłych obywateli, którzy potrafili odnaleźć się w mętnej sytuacji między noetyczną polskością a plugawą rzeczywistością zaborów. Opuszczali szkołę z mentalnością zdolną ogarnąć zawiłości przemian zachodzących w rozkręconej właśnie cywilizacji przemysłowej".

Jak wspominał Tadeusz Bobrowski, wuj Conrada, “rozwijano w wychowańcach poczucie obowiązku, osobistej godności, wzajemnej życzliwości i przyjaźni, solidarności i ducha koleżeńskiego; wpajano zamiłowanie swojskości, kraju, ojczyzny i ducha obywatelskiego... Że żadna szkoła polska ani przedtem, ani potem lepszego systemu wychowania nie posiadała jak krzemieniecka, o tym ja przynajmniej nie wątpię".

Książka Przybylskiego to hołd złożony ludziom tamtej epoki i lustro, podsunięte nam, dzisiaj żyjącym: czy w podobnych okolicznościach bylibyśmy zdolni do tak skutecznego duchowego czynu? I czy rozumiemy tak dobrze jak Czacki i jego współpracownicy, czemu właściwie ma służyć edukacja szkolna?

Przypomnienie dziejów “wołyńskich Aten" to zarazem przypowieść o tyranii i o paradoksie polskiego losu. “W samym zaistnieniu Gimnazjum Wołyńskiego - zauważa autor - podobnie jak w samej idei rekreacji polskiego szkolnictwa pod patronatem cara, kryło się napięcie o charakterze tragicznym. Zderzenie rosyjskiej łaskawości z nieposkromionym polskim patriotyzmem skazane było na nieuchronny konflikt. (...) Szkoła, która niebawem zacznie utrwalać tożsamość narodową i wpajać patriotyzm w dusze polskiej młodzieży, wychowa carowi niepokornych i podstępnych poddanych. Dzieło rozsądku, lojalizm, który gwarantował istnienie i funkcjonowanie szkoły, był więc ustawicznie i skutecznie podkopywany przez idee, których w niej nauczano. (...) Szkoła w Krzemieńcu nosiła w sobie robaka rozpaczy". (Wydawnictwo Sic!, Warszawa 2003, s. 204.)

Lektor

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 49/2003