Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Z plakatów zawadiacko uśmiecha się Karol Wojtyła. Na głowie ma papieską piuskę, ale zamiast białej sutanny ciemny garnitur z jasną koszulą i krawatem. Obok hasło: „Twój kandydat w codziennych wyborach”. Poniżej jeszcze jedno: „Zawsze razem, nigdy przeciw sobie!”. Pomysłodawcą i realizatorem tej kampanii billboardowej na ulicach Warszawy jest finansowane przez miasto Centrum Myśli Jana Pawła II; stylistyką nawiązuje ona do plakatów wyborczych. Na stronie Centrum informacja o akcji, także w formie politycznych sloganów: „Sztab wyborczy, sympatycy i miłośnicy zapraszają do złożenia podpisu pod kandydaturą Karola Wojtyły w zbliżających się Twoich codziennych wyborach. Dołącz do wydarzenia i tym samym złóż deklarację poparcia dla postulatów głoszonych przez Jana Pawła II! Do godziny 21:37 2 kwietnia 2015 zbierzmy 100 tysięcy podpisów, tak żeby Karol Wojtyła znalazł się na oficjalnej liście kandydatów, którzy doradzają Ci w codziennych dylematach”.
Czy to ma sens?
Ma. Autorzy kampanii mieszają porządki: religijny i polityczny, co jest pomysłem ryzykownym, ale robią to inteligentnie i z poczuciem humoru. Wojtyła z wysokości ołtarzy, gdzie doznaje czci jako święty, ale jest daleki od naszej codzienności, został przeniesiony w sferę, w którą zaangażowana jest nasza emocjonalność. O pomyleniu porządków jednak nie może być mowy: hasła, choć brzmią jak slogany polityczne, niosą głęboką treść – są z innego wymiaru. Ta prowokacja powoduje, że zwracamy uwagę na przekaz. Ostatecznie trafia on w jedną z naszych największych słabości – w powszedni koniunkturalizm i bezmyślność: na co dzień postępujemy tak, jak inni postępują, nie bierzemy za własne życie odpowiedzialności. Wojtyła jest wymagającym przewodnikiem życia, dlatego nauczyliśmy się go trzymać na dystans: właśnie na ołtarzach.
Czy akcja odniesie sukces?
Już w internecie pojawiły się głosy, że narusza „uczucia religijne”. To nieporozumienie, które moim zdaniem bardziej potwierdza fakt naszego nabożnego (i wygodnego) dystansu do Wojtyły, niż troski o wcielanie w codzienne życie wartości mu bliskich.