Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Razem z Jurkiem, który mi towarzyszył, słuchaliśmy jego kawałów, takich góralskich, soczystych. Głos miał donośny, słychać go było daleko. Myślałem, że jest redaktorem w jakimś tygodniku. Potem minęło dwadzieścia lat. Ksiądz miał odczyt w Krośnie. Kiedy wykład się skończył, podeszliśmy do niego z Jurkiem. Ksiądz zaczął się nam przyglądać, więc nieśmiało przypomniałem dawne czasy, a Jurek walnął prosto z mostu, że byliśmy razem na Drawie. Ksiądz się odprężył, zrobił z Jurkiem „niedźwiedzia”, ale chyba coś się mu przypomniało, bo nagle skurczył się i usiadł na ławce, jakby na coś czekał. Trzeba było rozładować sytuację, więc podsunąłem mu książkę i poprosiłem o autograf. Wtedy Ksiądz wpisał tekst: „Z wodnym szczęść Boże. Na wspomnienie wspólnego błota”. Oddając książkę, popatrzył mi prosto w oczy i powiedział, tak jakoś bardzo poważnie: – Wiesz, wtedy było sporo błota.