Wódka i łabędzi puch

Angelika Kuźniak: MARLENE - scena niemal baśniowa: oto w szarej i smutnej gomułkowskiej Warszawie, na scenie Sali Kongresowej Pałacu Kultury i Nauki, niedawno jeszcze imienia Józefa Stalina, pojawia się mityczna gwiazda. Prześwitująca suknia obszyta cekinami i sztucznymi perłami, biały płaszcz z łabędziego puchu, niski zmysłowy głos... Jednak historia, choć niezwykła, nie ma w sobie nic z baśni. Pozostajemy wciąż blisko realiów, konkretu, materii życia.

24.11.2009

Czyta się kilka minut

"Ta książka nie jest biografią. To reporterska opowieść o Marlenie Dietrich" - zastrzega autorka. W centrum znajdują się dwa polskie tournées Dietrich, w 1964 i 1966 roku, oraz frapująca tajemnica wzajemnej fascynacji, jaka połączyła urodzoną w 1901 roku niemiecką aktorkę i pieśniarkę z młodszym o ponad ćwierć wieku Zbigniewem Cybulskim. Wokół tej osi rozwija się narracja, której cele są ambitne: nakreślić nieretuszowany, ale równocześnie pełen zrozumienia portret bohaterki; pokazać jej konflikt z własnym narodem, wynikły z antynazistowskiej postawy w latach wojny; opisać jej długie odchodzenie, kilkunastoletnią samotność z wyboru w paryskim apartamencie.

Opowieść reporterska - a więc stroniąca od ogólników i stereotypowych sądów, trzymająca się faktów i relacji świadków, zatrzymująca się chętnie na zaskakującym, mocno osadzonym w czasie i miejscu obrazie. Tak jest od pierwszych zdań: "Trzy szmaty do podłóg Marleny Dietrich otrzymały numer katalogowy 70039. Do Berlina trafiły w czwartek, 21 października 1993 roku o ósmej rano". Po śmierci aktorki władze landu Berlin zakupiły olbrzymią kolekcję pozostawionych przez nią rzeczy, by je umieścić w archiwum przy Fundacji Kinematografii Niemieckiej. Wśród nich Angelika Kuźniak znalazła czerwony, mocno podniszczony notes, a w nim kartkę z kilkoma polskimi nazwiskami.

Historia Marleny Dietrich to ważny rozdział z dziejów kina i estrady, opowieść o aktorce, która stała się jedną z ikon minionego wieku, mimo że niewiele spośród jej filmowych ról dorównało znaczeniem Loli Loli z "Błękitnego anioła". To także przyczynek do rozważań o niemieckiej winie i odpowiedzialności artysty. I wreszcie, nie na ostatnim miejscu, kolejna, choć całkiem różna od oryginału wersja "Bulwaru Zachodzącego Słońca", dramatu starzejącej się, despotycznej gwiazdy. Książka Angeliki Kuźniak uwzględnia wszystkie te wątki, przejmująco pokazując zwłaszcza ostatnie lata wielkiej Marleny, i dodaje wątek polski.

Marlena Dietrich z naręczem białych bzów idąca pod Pomnik Bohaterów Getta - to zdjęcie dobrze zapamiętaliśmy, podobnie jak divę w srebrzystej sukni, stojącą w świetle reflektorów na scenie Sali Kongresowej. Jest też Marlena Dietrich włączająca do swego repertuaru kompozycję Czesława Niemena "Czy mnie jeszcze pamiętasz" (w napisanym przez samą pieśniarkę niemieckim tekście adresatką pytania jest matka/ojczyzna). Zapraszająca Wacława Kisielewskiego i Marka Tomaszewskiego, którzy występowali przed nią podczas koncertów w Stoczni Gdańskiej, na wspólne obiady i kolacje. Tańcząca z Cybulskim w restauracji wrocławskiego hotelu Monopol.

Marlena Dietrich płacąca za bilet nieznajomej staruszki i umieszczająca ją w loży. Także - rwąca na strzępy zamówione wcześniej fotografie; fotograf rzuci w nią potem jajkiem i trafi do aresztu. Wpadająca w furię, gdy współpracownicy nie spełniają jej wyśrubowanych wymagań. "Dumna, królewska, wspaniała" - jak pisała jej wielbicielka po koncercie w Stoczni. Ale też bezpośrednia i zwyczajna - jak we wspomnieniu Elżbiety Sieniawskiej, która towarzyszyła Marlenie Dietrich w podróży do Gdańska i Wrocławia. "Przed wyjazdem z Gdańska usiadłyśmy w kawiarni w Grand Hotelu... Marlena zamówiła wódkę i powiedziała po angielsku: »Nigdy nie jest za wcześnie na jednego«".

O Marlenie Dietrich napisano dotąd tyle, że podziwiać należałoby już samą odwagę młodej dziennikarki, która postanowiła wrócić do tej postaci. A podziw jest tym większy, że powstała w rezultacie książka bardzo dobra. (Wydawnictwo Czarne, Warszawa 2009, ss. 200. W tekście ilustracje, na końcu obszerne kalendarium życia Marleny Dietrich i bibliografia.)

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Tomasz Fiałkowski, ur. 1955 w Krakowie, absolwent prawa i historii sztuki na UJ, w latach 1980-89 w redakcji miesięcznika „Znak”, od 1990 r. w redakcji „TP”, na którego łamach prowadzi od 1987 r. jako Lektor rubrykę recenzyjną. Publikował również m.in. w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 48/2009