Władza mózgu

Mamy sezon ogórkowy, a ja chciałbym wrócić do sprawy, która mnie od dawna irytuje: do proroków naszej nieśmiertelności. Ostrożniejsi powiadają, że życie ludzkie można z łatwością przedłużyć o 10, 20 albo 30 lat, ale spotkałem się już na łamach pisma popularnonaukowego z twierdzeniem - naukowca! - że śmierć jest właściwie zbędna. Ponieważ udało się przedłużyć życie nicieni - to takie robaczki - niektórzy powiadają, że i z nami się uda, że nicień to wprawdzie nie człowiek, ale bliski krewny...

14.08.2005

Czyta się kilka minut

Podobne oświadczenia wydają mi się nonsensowne. Z podręcznika neurofizjologii wiemy, że mózg zawiaduje wszystkimi właściwie funkcjami ciała, włącznie ze składem chemicznym paznokci i tempem, w jakim rosną. Każdy, kto jak ja przekroczył osiemdziesiątkę, dobrze wie, że w pewnym wieku zaczyna się deterioracja polegająca na tym, że koordynacja i synchronizacja naszych ruchów pogarsza się; zaczyna się od wylewania herbaty na obrus...

Dopóki jesteśmy względnie młodzi i sprawni, nie mamy pojęcia, jak wiele procesów, których wyłącznym panem jest mózg, toczy się automatycznie. Tymczasem o ile możliwa jest wymiana serca, nerki czy stawu - produkuje się teraz bardzo dobre protezy stawów biodrowych czy kolanowych - o tyle mózgu nie da się niczym zastąpić, bo stanowi on o naszej indywidualności, zawiera bagaż pamięci, który potwierdza naszą tożsamość. Nie zamienimy go na tak zwaną tabula rasa, bo nowy mózg to byłby nowy człowiek.

W mózgu starych ludzi dzieje się coś, co nazwać można zmęczeniem materiału. U mnie przejawia się to w zapominaniu nazwisk i nazw, na przykład systemów filozoficznych; miałem głowę okropnie tym naładowaną! Zanika też ogólna sprawność wymowy. I nie mam na myśli objawów będących skutkiem procesów patologicznych, nie mówię o żadnych nie daj Boże Alzheimerach. Granicą trudno dla ludzi przekraczalną jest dziewięćdziesiąty rok życia, później możliwy jest okres wegetacji wspomaganej przez otoczenie, raczej jednak biernej; jak ktoś ma dziewięćdziesiąt parę lat, to niewiele już wymyśli. A postacie, które budzą niezrozumiały zachwyt rozmaitych geriatrofili - tu ktoś na Kaukazie dociągnął do stu osiemnastu lat, tam japońska staruszka nawet do stu dwudziestu - mnie osobiście przerażają. Widzę cherlawą istotę, która prowadzi życie kapusty na grządce - nic nie wymyśli, niczego nie napisze, z wszystkim ma najwyższe trudności. Cóż to za satysfakcja?

I nie ma na to rady, bo jesteśmy gatunkiem śmiertelnym. Zawsze mnie zresztą dziwiło, że wprawdzie sami jesteśmy śmiertelni, ale pozostawiamy po sobie pisma. Bardzo podobał mi się napis na budynku lwowskiej Politechniki: Hic mortui vivunt. Kiedy biorę coś poważniejszego do czytania, chcę wiedzieć, czy autor żyje, czy nie. Jeśli nie żyje, inaczej jakoś przyjmuję jego enuncjacje.

Czynności automatyczne, sprawność synchronizacyjno-korekcyjna mózgu to jedno. Mamy jeszcze świadomość. Z ostatnich danych wynika, że - co dawno podejrzewałem - świadomość jest bardzo silnie rozproszona w naszym mózgu i nie można wskazać ośrodka, w którym by siedziała. Wyobrażenie, wedle którego w samym środku naszej głowy miałoby się znajdować małe coś, co się nazywa “ja", jest bzdurne. Chodzi o zespół rozmaitych ośrodków, optycznych, akustycznych, kinestetycznych, motorycznych i tak dalej. Wszystko to razem kondensuje się i składa w całość.

Pewne przebiegi mózgowe można oczywiście usprawniać, ale w przypadku zaburzeń czynnościowych wywołanych wiekiem możliwości poprawy są minimalne. Dziwną własnością mojego mózgu jest to, że wieczorem, kiedy jestem śpiący, zaczynam słyszeć jakąś melodię, jakby orkiestra grała - choć wiem, że orkiestry żadnej nie ma. Czasami jest to ciekawe, czasami denerwujące - motyw muzyczny, który wciąż się powtarza. Kiedy zasypiam - melodia znika, kiedy się budzę - już jej nie ma. To wszystko objawy zepsucia czy zmęczenia neuromateriału.

Dla nas, ludzi, wiek rzędu 80-90 lat stanowi górną granicę i dlatego z taką lubością czytam o życiu gwiazd, w którym 10 czy 15 milionów lat nie ma najmniejszego znaczenia, albo o galaktykach, które mogą istnieć czterysta milionów lat, albo o ewolucji trwającej miliardy... Wiem, że samemu mi do tego nieskończenie daleko, ale świadomość, że umysł ludzki potrafi w ogóle dotknąć tajemnicy długowieczności systemów wszechświata, jest dla mnie fascynujące, na pewno bardziej niż to, czym większość ludzi żyje. Budzę się o trzeciej w nocy, nie mogę spać, ciekawe, co teraz będzie w telewizji? Włączam aparat, a tu striptiz, takie soft porno. Rozumiem, że ma to silny związek z biologią człowieka, ale kiedy przeczytałem, że kierownictwo Volkswagena sprowadzało swoim menedżerom luksusowe prostytutki, uznałem to za skandal. Niezależnie od skandali, jakie dzieją się u nas.

W Niemczech będzie się teraz toczyła batalia na wypowiedzi i oracje między panią Merkel, kandydatką na urząd kanclerza, a Schröderem. Polityka jest dziś dziedziną, w której przestały się liczyć konkrety. O żadnej kwantyfikacji ani komputerowych modelach sytuacji ekonomicznej nie ma mowy. Dlaczego rywalizacja partii politycznych zmieniła się w walkę na sprawność malowania tęczowych wizji lepszego społeczeństwa? U nas na przykład zapanowała moda na Czwartą Rzeczpospolitą. Dlaczego Czwarta, a nie Czterdziesta? Wszystko to jest podszyte blagą i taniochą. Nasze myślenie polityczne rozmydliło się w bajorze sloganów, po wierzchu pływa Ojczyzna, trochę Orła, trochę Wiary... Co się stało z dziedzictwem Jana Pawła? Za kilka tysięcy - bardzo tanio - można sobie kupić jego pomnik i postawić w ogródku. Ładunek elektryczny w maszynie elektrostatycznej, która stoi na moim biurku, przybiera kształt zygzakowatej błyskawicy, ponieważ szuka drogi najmniejszego oporu; tak jest i w społeczeństwie. To, co najłatwiejsze, najprostsze, najbardziej schematyczne, bierze górę.

Wiek sprawia, że niechętnie już godzę się na wywiady, ale miałem niedawno wizytę Japonki, bardzo sympatycznej i mówiącej dobrze po polsku, która przetłumaczyła “Wysoki Zamek". Miała pewne kłopoty - co to na przykład jest bigos? - ale pomógł Internet. A wczoraj przyszła Francuzka, wedle której zajmuję się głównie mistycyzmem i ogólną teorią kontemplacji. Usiłowałem łagodnie wytłumaczyć, że się myli, ale zauważyłem, że moje wysiłki są daremne. Miałem zresztą trudności, bo i po francusku nie mówię już tak, jak przed laty.

Od gościa z Tokio próbowałem się dowiedzieć, co Japończyk może wynieść z mojego “Wysokiego Zamku". Co z niego zrozumie? Jak kręgi na wodzie po wrzuceniu kamienia rozchodzą się coraz dalej, tak też dzieje się z moimi książkami: z jednej strony Brazylia i Portugalia, z drugiej Korea, Japonia, Tajwan, Chiny... Mnie to już właściwie obojętne, bo jestem bardzo stary, ale myślę sobie, że gdyby mój ojciec, który zmarł tu, w Krakowie, mając 74 lata, dowiedział się o tym, to by się może trochę uspokoił, bo bardzo był zmartwiony, że rzuciłem medycynę...

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 33/2005