Reklama

Ładowanie...

Wino na cześć Papieża

Wino na cześć Papieża

26.10.2003
Czyta się kilka minut
Ćwierć wieku temu byłam pracownikiem naukowym wyższej uczelni, któremu udało się od września do grudnia 1978 r. korzystać ze stypendium Deutscher Akademischer Austauschdienst w Instytucie Farmaceutycznym w Bonn.
1

16 października wpadła z impetem do mojego pokoju starsza niemiecka gospodyni, u której mieszkałam, powtarzając do mnie niewyraźnie i szybko: ,,Juliapapsauspolen". Do dziś mi przykro, że jej nie rozumiałam (wyjechałam do Bonn ze znajomością języka angielskiego). Widząc, że nie pojmuję, zaciągnęła mnie przed telewizor i wtedy zrozumiałam, co znaczyły jej szybko wypowiadane słowa. Oniemiałam! Serce zabiło mi mocno, płakałam, z radości rzuciłam się gospodyni na szyję (zazwyczaj nie była zbyt serdeczna dla Polski - dwóch jej synów zginęło podczas II wojny).

Tego wieczoru nie mogłam sobie znaleźć miejsca. Nie miałam nikogo bliskiego, żeby cieszyć się razem z nim. Numer kierunkowy telefonu do Polski był ciągle zajęty.

Wyobrażałam sobie bicie dzwonu Zygmunta i innych dzwonów w Polsce. Ludzi biegnących do kościołów. Żałowałam, że nie mogę być z innymi na Wawelu. Oglądałam w telewizji każdy niemiecki dziennik z wiadomościami o Papieżu. Transmisję telewizyjną Mszy pontyfikalnej z Watykanu oglądałam sama w pokoju gospodyni, płacząc. Niemka, widząc moje emocje, poczęstowała mnie po transmisji obiadem i wyciągnęła z kredensu butelkę reńskiego wina mówiąc: ,,Napijmy się za zdrowie twojego Papieża". Byłam jej ogromnie wdzięczna za ten gest.

Wieczorem pojechałam do kościoła na Mszę moim małym fiatem 600, by podziękować za dar, jaki my, Polacy, otrzymaliśmy. Po wyjściu na tylnej, lekko przymglonej szybie auta zobaczyłam napis ,,Vivat Polen" i rozpłakałam się ze wzruszenia. W Instytucie miejsce zwykłej uprzejmości zajęły życzliwość i przyjaźń, trwające do dziś.

Wreszcie nadeszły listy od najbliższych z Krakowa. Starsza córka dowiedziała się o wyborze Papieża przy odrabianiu lekcji, słuchając radia włoskiego i w liście potwierdzała moje wyobrażenia tego, co działo się w tym dniu w Krakowie. Młodsza, wiedząc, że tęsknię, napisała: “Jak Ci będzie smutno, to sobie pomyśl, że papież jest dalej od Ciebie i wyjechał na całe życie, a Ty na trzy miesiące. I papież na papieżostwo, a Ty na stypendium".

Po raz drugi znalazłam się w Niemczech w 1984 r. Zostałam stypendystką Instytutu Farmaceutycznego w Münster. Ks. Spike, proboszcz parafii Gremmendorf, gdzie uczęszczałam do kościoła, zaproponował mi podczas wizyty duszpasterskiej udział w pielgrzymce do Rzymu na koszt parafii. Mówił: “Papież bardzo by się ucieszył, gdyby Niemcy przywieźli mu ze sobą jedną Polkę". Niestety, pielgrzymka miała się odbyć dopiero po moim wyjeździe z Münster. Wzruszającą propozycję pamiętam jednak do dziś.

JULIA ZAJĄCZKOWSKA (Kraków)

Napisz do nas

Chcesz podzielić się przemyśleniami, do których zainspirował Cię artykuł, zainteresować nas ważną sprawą lub opowiedzieć swoją historię? Napisz do redakcji na adres redakcja@tygodnikpowszechny.pl . Wiele listów publikujemy na łamach papierowego wydania oraz w serwisie internetowym, a dzięki niejednemu sygnałowi od Czytelników powstały ważne tematy dziennikarskie.

Obserwuj nasze profile społecznościowe i angażuj się w dyskusje: na Facebooku, Twitterze, Instagramie, YouTube. Zapraszamy!

Newsletter

© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]